Wielki Stożek – Barania Góra
Poranek zapowiada się fantastycznie. Słońce świeci od rana i jest przyjemnie chłodno. Idealne warunki do górskiego spaceru kolejnym fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego! Początkowy odcinek trasy w kierunku Kyrkawicy i Kiczor mija szybko i miło. Idę w miarę płaskim grzbietem przez rzadki las, a gdzieniegdzie między drzewami pojawiają się widoki na Beskid Śląski lub Beskid Śląsko-Morawski.
Na Kyrkawicy spotykam pierwsze skałki zbudowane z gruboziarnistego piaskowca (zwanego od nazwy pobliskiej miejscowości – piaskowcem istebniańskim). Będą pojawiać się jeszcze przez chwilę, na dalszej trasie do Kiczor.
Na Kiczorach – drugim najwyższym szczycie pasma Stożka i Czantorii (990 m n.p.m.) – las staje się bardziej przetrzebiony. Chwilę odpoczywam. Po krótkiej regeneracji opuszczam graniczny grzbiet i zostawiam Czechy za swoimi plecami. Kolejne słupki graniczne, które spotkam na trasie, będą już wyznaczać granicę polsko-słowacką.
Zejście z Kiczor na przełęcz Łączecko jest dość monotonne, ale na szczęście nie bardzo strome. Rozpoczyna się odcinek szlaku, który w 2011 roku wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. Na zdjęciu obok widzicie klimatyczną przełęcz z krzyżującymi się leśnymi drogami. Co prawda na granicy lasu i wyrębu widać składowane drewno, ale nie było tu wówczas zbyt ruchliwie. Obecnie w tym miejscu jest skrzyżowanie pokrytych nawierzchnią tłuczniową dróg stokowych, wykorzystywanych m.in. do transportu drewna. W mojej ocenie jedynym plusem obecnego kształtu przełęczy jest możliwość podziwiania stąd widoków na Beskid Żywiecki. Jeszcze 10 lat temu nie było to możliwe.
Początkowy odcinek szlaku między przełęczą Łączecko, a przełęczą Kubalonka, również odbiega kształtem od tego sprzed 10 lat. Jako że kilka lat temu przeszedłem ten odcinek w obecnym wariancie przebiegu, stwierdzam, że nastąpiła zmiana na gorsze. Obecnie szlak prowadzi nieciekawą stokową drogą i jest poprowadzony nieco „na siłę” w stronę przełęczy Kubalonka. Dawniej sprowadzał w dół do osiedla Mraźnica, gdzie można było podziwiać piękną polanę z widokiem na pasmo Stożka. Było to świetne miejsce do wypoczynku. Mimo że później trzeba było z powrotem wspinać się pod górę przez osiedle Mrózków, to jednak dla tych widoków było warto. Dlatego, jeśli nie zależy Wam na dokładnym przejściu GSB co do metra zgodnie ze znakami czerwonymi, polecam właśnie ten wariant przejścia.
Sama nazwa Mraźnica (używana już w 1788 r.) oznacza ogrodzone miejsce w młodym lesie, w którym zimowały i kociły się owce. Związana jest z najstarszym okresem górskiego pasterstwa. Nawet w zimie nie schodzono wówczas z bydłem do stałych siedzib. Okolice polany, według tradycji, miały być miejscem, gdzie tracono tych, którzy nie szanowali praw szałaśniczych (Barański M., Beskid Śląski – przewodnik, OW Rewasz, wyd.II, Pruszków, 2019).
Nowy wariant szlaku sprowadza z przełęczy Łączecko w dół, a następnie wspina się na szczyt Beskidu. Następnie opada lekko w dół i po płaskim terenie prowadzi bezpośrednio na przełęcz Kubalonka.
Przełęcz Kubalonka położona jest na wysokości 761 m n.p.m. Stanowi najwyższy punkt przebiegającej przez nią drogi wojewódzkiej nr 941 z Wisły do Istebnej. Nazwa przełęczy pochodzi od popularnego w okolicy nazwiska Kubala. Szczególnie w weekendy jest tu gwarnie i tłoczno, z uwagi na funkcjonujące tu restauracje i węzeł szlaków turystycznych. Z tego też powodu nie zatrzymuję się tutaj na dłużej. Tym bardziej, że jeszcze długa droga przede mną. Asfaltową drogą kieruję się w stronę kolejnej przełęczy na swojej drodze – Szarculi.
Szarcula, położona jedynie 2 metry niżej od pobliskiej Kubalonki, to przełączka w grzbiecie wododziałowym Wisły i Olzy. W sezonie letnim działa na niej szałas, w którym można napić się wszelakich napojów i zjeść kilka dań. Osobiście smakowała mi tutaj kwaśnica, którą spożywaliśmy wraz z Mają podczas burzy z piorunami, schodząc ze Stecówki czerwonym szlakiem podczas jej przejścia GSB w 2015 r. Mam nadzieję, że szałas w sezonie letnim wciąż będzie czynny i pandemia koronawirusa nie wyrządziła jej właścicielom znacznych szkód...
Z Szarculi główna asfaltowa droga prowadzi w dół do zameczku prezydenckiego na Zadnim Groniu. Ja kieruję się wzdłuż parkingu w górę, do kolejnego rozwidlenia. W tym miejscu GSB opuszcza asfalt i prowadzi prosto, gruntową drogą do góry. Warto jednak na chwilę odbić w lewo. Po kilkuset metrach można dojść do małej platformy widokowej, z której rozciąga się piękny widok na Beskid Śląski z Malinowem, sztuczne Jezioro Czerniańskie i zameczek na Zadnim Groniu.
Mimo że rezydencja – zameczek prezydenta RP – znajduje się poza naszym szlakiem, warto wspomnieć o nim kilka zdań. Pierwszy, jeszcze drewniany budynek, powstał w tym miejscu już w 1907 r. za czasów arcyksięcia Fryderyka Habsburga. Pełnił funkcję dworku myśliwskiego. Po I wojnie światowej opuszczony budynek splądrowali miejscowi górale (z zemsty za nadużycia arcyksiążęcej służby leśnej). Następnie spłonął. Murowaną rezydencję wzniesiono w tym miejscu w 1931 r. Jej pierwszym rezydentem był prezydent Ignacy Mościcki, który chętnie tu wypoczywał i spacerował po okolicznych szlakach. W trakcie II wojny światowej obiekt „służył” nazistowskim dostojnikom, a po wojnie komunistycznym oficjelom. W 1994 r. został wpisany do rejestru zabytków. Od 2002 r. ponownie jest rezydencją prezydentów RP (Barański M., Beskid Śląski – przewodnik, OW Rewasz, wyd.II, Pruszków, 2019).
Wokół zameczku rozciąga się park wraz z kaplicą. Bezpłatne zwiedzanie rezydencji (poza apartamentami prezydenckimi) jest możliwe po uprzedniej rezerwacji (polecam, wrażenia bardzo pozytywne!) W położonym nieco poniżej Zamku Dolnym (rezydencja prezydenta RP to Zamek Górny) można przenocować i posilić się w hotelowej restauracji.
Kilkaset metrów za przełęczą Szarcula spotykam Dorkową Skałę. To bardzo interesująca formacja skalna. Tworzą ją gruboławicowe i gruboziarniste piaskowce istebniańskie przedzielone zlepieńcami. Od 1958 roku jest objęta ochroną w formie pomnika przyrody nieożywionej.
Za Dorkową Skałą spotykam turystów ze Skarżyska Kamiennej, wybierających się z Kubalonki na Baranią Górę. Rozmawiamy sobie przez chwilę, po czym każdy z nas zaczyna iść swoim tempem.
Do Stecówki szlak prowadzi mniej więcej po płaskim terenie, więc nawet idąc z ciężkim plecakiem, nie męczę się za bardzo. Sporym utrudnieniem, szczególnie podczas opadów deszczu, może być to, że jest to podmokły teren i nieco trudniejszy w orientacji. Ścieżka momentami jest niepozorna i nie pasuje do „majestatu” GSB.
Po dojściu do osiedla Stecówka pierwszym obiektem jaki rzuca mi się w oczy jest drewniany kościółek. Zaglądam do środka przez uchylone drzwi. Wnętrze jest proste, ale klimatyczne. W 2011 roku, gdy przemierzałem GSB, miałem jeszcze okazję oglądać kościółek w „starej” formie (z lat 50 XX w.). Niestety zimą 2013 roku spłonął niemal doszczętnie i dzisiaj prezentuje się nieco inaczej.
Samo osiedle Stecówka jest przysiółkiem istebnej. Jest tutaj kilka gospodarstw i parking dla samochodów osobowych. Można także na chwilę odsapnąć przed dalszą wędrówką. Korzystam z tego, podziwiając widoki na Beskid Żywiecki z Ochodzitą i szczytami Worka Raczańskiego.
Po minięciu ostatnich zabudowań Stecówki rozpoczynam leśne podejście do rozstaju dróg nad Pietraszonką. Niestety za odejściem czarnego szlaku zaczyna kropić. Na szczęście jest to bardziej mżawka niż deszcz, dlatego nie zakładam jeszcze peleryny. Droga sprowadza mnie do Doliny Czarnej Wisełki.
Wzdłuż niepozornej jeszcze „królowej polskich rzek” szlak biegnie asfaltową drogą. Po kilkuset metrach odbija w lewo i prowadzi mnie na kamienistą ścieżkę. Rozpoczynam podejście. Do schroniska na Przysłopie już niedaleko. Tam jem swój pierwszy normalny obiad na tej wyprawie w formie smacznej zupy pomidorowej.
Schronisko na Przysłopie na pierwszy rzut oka (na drugi, trzeci, itd. również) nie zachwyca swoją architekturą. Jak pewnie można się domyślać, swój kształt zawdzięcza epoce, w której przypadła jego budowa, czyli socrealizmowi. Otwarto je w 1979 r. Starszy, drewniany budynek schroniska (wzniesiony jeszcze przed I wojną światową) rozebrano i po konserwacji złożono ponownie w centrum Wisły. W pobliżu warto zwiedzić Izbę Leśną, a także Ośrodek Kultury Turystyki Górskiej (Barański M., Beskid Śląski – przewodnik, OW Rewasz, wyd.II, Pruszków, 2019).
Po posiłku wyruszam w dalszą drogę. Niestety pogoda przestała mi sprzyjać. Nad stokami Baraniej Góry zalegają niskie chmury i jest bardzo wilgotno. Nie pada, choć w powietrzu da się wyczuć lekką mżawkę. Na widoki ze szczytu nie mam co liczyć. Na szczęście już nie raz byłem na Baraniej Górze podczas lepszych okoliczności pogodowych, w związku z czym nie jestem bardzo tym faktem zasmucony. Powiem więcej: możliwość spaceru w takich „klimatycznych” warunkach też jest swego rodzaju atrakcją.
Podejście z polany Przysłop na Baranią Górę najbardziej męczy na początku. Szeroka, choć niezbyt wygodna ścieżka, monotonnie i jednostajnie prowadzi na główny grzbiet pasma. Szlak zaczyna się „wypłaszczać” dopiero w okolicy Wierchu Wisełka. To podmokły teren, dlatego co jakiś czas stawiam kroki na tzw. dylówkach” – drewnianych belkach ułatwiających pokonanie problematycznych fragmentów trasy.
W okolicy znajdują się tzw. wykapy Czarnej Wisełki, z których bierze początek nasza Wisła (Czarna Wisełka jest dłuższa od swej „Białej siostry”, toteż właśnie ona jest uważana za główny ciek źródłowy Wisły). Należy pamiętać, że nie prowadzi do nich żaden szlak turystyczny i są one zlokalizowane na terenie rezerwatu przyrody „Barania Góra”. Nie można zatem do nich dojść w legalny sposób. Dotarcie do nich w legalny sposób jest zatem niemożliwe. Z jednej strony jest to smutna rzeczywistość, gdyż sądzę, że dla większości Polaków byłoby to interesujące do odwiedzenia miejsce. Z drugiej jednak, gdyby ruszyła w to miejsce chmara turystów, zadeptując jej dzikie okolice, to może lepiej będzie, jeśli utrzymamy obecny status quo tej „atrakcji”.
Wierch Wisełka od szczytu Baraniej Góry dzieli tylko kilkaset metrów. Podążam w kierunku widocznej już dobrze stalowej wieży widokowej, zbudowanej w 1991 r., na którą, w związku z dalej zalegającą mgłą, nie ma sensu wchodzić.
Barania Góra to drugi co do wysokości (po Skrzycznem) szczyt Beskidu Śląskiego, który liczy sobie 1220 m n.p.m. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu porastały go lasy świerkowe. Dziś jest tu sporo wyrębów, więc nawet nie wchodząc na wieżę, możemy stąd podziwiać ograniczone widoki.
Jako że pogoda nie sprzyja i nie mam możliwości podziwiać stąd żadnej panoramy, opiszę Wam, co podczas korzystnych warunków można dostrzec z wieży. Na północy zwracają uwagę bliskie szczyty Beskidu Śląskiego z wyróżniającym się Skrzycznem. Dalej na północnym wschodzie są widoczne nieco niższe wierzchołki Beskidu Małego. Wschód i południe to „domena Beskidu Żywieckiego” z najwyższą spośród jego szczytów Babią Górą. Na zachodzie, za pasmami Stożka i Czantorii (należącymi jeszcze do Beskidu Śląskiego) rozpościera się panorama Beskidu Śląsko-Morawskiego wraz z jego najwyższym wierzchołkiem – Lysą Horą. Gdy przejrzystość powietrza jest wyjątkowa, z Baraniej Góry możemy dostrzec szczyty Małej Fatry, Niżnych Tatr, a nawet Tatr.
Nie ma czego podziwiać, więc na szczycie nie zatrzymuję się na długo. Po kilku minutach odpoczynku ruszam dalej w stronę Magurki Wiślańskiej.
Zapraszam na dalszy ciąg opisu przejścia czerwonym szlakiem: Barania Góra – Węgierska Górka.
[…] Dalszy ciąg czerwonego szlaku został przeze mnie opisany tutaj. […]