Ukraina i Mołdawia, dzień 5: Odessa – czarnomorska perła i miasto kotów

Budzę się po godzinie 6. Pociąg powoli dojeżdża do głównego dworca Odessy, jednego z większych portów nad Morzem Czarnym. Wyspałem się dużo bardziej niż podczas podróży ze Lwowa do Kijowa, co wcale nie oznacza, że jestem świeży jak poranna rosa. Po oddaniu pościeli prowodnicy opuszczam pociąg i kieruję się w stronę głównego budynku dworca.
Zdjęcia odeskiego okna na świat, jakim bez wątpienia jest kolejowy dworzec, są jednymi z bardziej popularnych pocztówek z tego miasta. Nic dziwnego. Pięknej, XIX wiecznej architektury, zarówno elewacji, jak i wnętrza budynku, nie przesłania nawet typowy dla poprzedniego ustroju napis, który pozdrawia wszystkich przybywających do miasta drogą kolejową: „Serdecznie witamy w Mieście Bohaterze – Odessie”. Sam „honorowy” tytuł nadał miastu Stalin w maju 1945 r., wyróżniając je za zasługi podczas wielkiej wojny ojczyźnianej. Ale… nie zagłębiajmy się może dalej w temat.
Przysiadam na chwilę na ławce w pięknej dworcowej hali, aby odsapnąć i zaplanować swój poranny spacer po mieście. Minęła godzina 7, a więc do kwaterunku w City Hostel zostało jeszcze sporo czasu. Nie ma na co czekać – w drogę!
Ach, Odessa! „Mały Paryż”, „Mała Wenecja”, „Drugi Petersburg” – jest wiele określeń, jakimi określano to piękne miasto rozłożone na wzgórzach nad zatoką Morza Czarnego, a które zamieszkuje dziś około 1 mln mieszkańców. Swoją nazwę zawdzięcza niedaleko położonej kolonii greckiej Odessos (w czasach carskiej Rosji istniała moda na antyczne nazewnictwo). Słynące z humoru miasto liczy sobie niewiele ponad 200 lat i w ciągu dwóch wieków przewinęło się przez nie wielu słynnych i ciekawych ludzi różnych narodowości, jak choćby książę Richelieu, Aleksander Puszkin, a z Polaków m.in. Julian Ursyn Niemcewicz i Adam Mickiewicz. Więcej o Polakach w Odessie możecie przeczytać tutaj.
Rozwój miasta jest ściśle związany z odbiciem przez Rosjan z rąk Turków ziem, na których jest położone. Od 1803 r., kiedy to Odessa uzyskała prawa miejskie, urząd burmistrza sprawował wspomniany wcześniej francuski diuk Armand Emanuel du Plessis de Richelieu. W ciągu 11 lat piastowania swej funkcji uczynił on z Odessy nowoczesne i piękne miasto, z dużym i ważnym portem nad Morzem Czarnym, co umożliwiło jego dalszy rozwój przez kolejne dekady (Grossman A., Krym. Półwysep rozmaitości… oraz Lwów, Kijów i Odessa, wyd. Bezdroża, wydanie 7, Kraków, 2011).
Przez dwa stulecia głównymi mieszkańcami miasta byli Żydzi oraz Rosjanie. Kolejne zawieruchy wojenne i konflikty, a w szczególności II wojna światowa, podczas której wymordowano prawie wszystkich odeskich Żydów i wielu mieszkańców innych narodowości, znacznie uszczupliły bogactwo kulturowe miasta. Mimo iż Odessa dalej pozostaje kosmopolityczna i tolerancyjna dla obcych, to jednak daje się odczuć, że nie w takim samym stopniu jak kiedyś. Ostatnie lata i konflikt ukraińsko – rosyjski dotarł niestety także i tutaj. Widać to było 2 maja 2014 r., kiedy prorosyjscy aktywiści zostali spaleni żywcem przez ukraińskich nacjonalistów (wspomnę jeszcze o tym w kolejnym wpisie).
Przechodzę przejściem podziemnym i ruszam przed siebie, na północ, ulicą Puszkina (Пушкинa). Spacer tą prawie dwukilometrową aleją jest moim pierwszym spotkaniem z właściwą tkanką miejską Odessy. Droga, którą z obydwu stron otacza szpaler przepięknych, dorodnych platanów, będących jednymi z moich ulubionych drzew, szczególnie jesienią wygląda cudownie. Pożółkłe liście drzew, opadając na wilgotną od nocnego deszczu kostkę brukową, wraz z przebijającym się przez chmury słońcem tworzą scenerię, jakiej nie mógłbym sobie wymarzyć. Minęło zaledwie kilkanaście minut, a ja już zakochałem się w tym mieście. I pisząc te słowa znów zamarzyłem, aby do niego powrócić. Ach, Odessa!
Na ulicach przeważają reklamy i ogłoszenia w języku rosyjskim. Jeśli pojawia się ukraiński, to przeważnie tylko na urzędach i budynkach użyteczności publicznej. Czy mnie to dziwi? Niespecjalnie. Odessa od zawsze była rosyjskojęzyczna i języka używanego na ulicach nie zmienią nawet odgórnie uchwalane ustawy. Podczas pobytu w mieście nawet nie przyszłoby mi do głowy, aby próbować porozumieć się po ukraińsku, nawet gdybym znał dobrze ten język.
Idąc w kierunku morza, mijam wiele pięknych budynków, choć i zdarzają się takie, które wymagają mniejszego bądź większego remontu. Po prawej stronie, na skrzyżowaniu z ulicą Bunina (Бунинa), w budynku tzw. Nowej Giełdy mieści się obecnie Filharmonia Odeska, a nieco dalej dwa muzea: Sztuki Wschodu i Zachodu oraz Puszkina. Szczególnie to drugie powinno zainteresować miłośników twórczości rosyjskiego pisarza. Znajduje się w apartamencie, w którym ten znakomity autor tworzył i mieszkał przez ponad rok. W zbiorach muzeum znajdują się m.in. jego rękopisy, a po wystawie oprowadza przewodnik (w języku rosyjskim). Placówka jest otwarta dla zwiedzających od wtorku do piątku w godzinach 10 – 17.
Docieram do końca długiej ulicy Puszkina. Odsłaniający się po prawej stronie biały, neoklasycystyczny budynek to Stara Giełda, wzniesiona na początku XIX w. Dziś mieści się tu Ratusz Miejski. Po drugiej stronie zauważam pomnik wspomnianego już wcześniej Aleksandra Puszkina. Północną część placu zamyka armata, upamiętniająca obronę Odessy podczas wojny krymskiej. Została ona wyłowiona z zatopionej w 1854 r. angielskiej fregaty Tygrys, która bombardowała miasto (Grossman A., Krym. Półwysep rozmaitości… oraz Lwów, Kijów i Odessa, wyd. Bezdroża, wydanie 7, Kraków, 2011).

Jestem w miejscu, w którym ma swój początek Bulwar Nadmorski (Приморский Бульвар), czyli alejka biegnąca równolegle do morza, będąca popularnym miejscem spacerów zarówno Odesitów, jak potocznie nazywa się mieszkańców miasta, jak i turystów. Przysiadam na chwilę na ławce i… korzystam przez kwadrans z publicznego, bezpłatnego dostępu do sieci Wi-Fi. Na Ukrainie, przy obecnych cenach połączeń i transmisji danych w roamingu, to bezcenna rzecz.
Po kilku minutach odpoczynku (wszak cały czas spaceruję z ciężkim, wielkim plecakiem) ruszam dalej. O tej porze bulwar jest pusty i cichy. Zupełnie jak krakowski rynek w poniedziałkowy poranek o 7 rano :). Jeśli już zatem będziecie w Odessie, warto choć jednego dnia wstać wcześniej i poznać inny charakter tego miejsca, zanim na bulwar wylegną setki ludzi. Ławeczki, pożółkłe liście, szpaler drzew… . Spacer w takiej scenerii to ukojenie dla ducha.

W połowie Bulwaru Nadmorskiego docieram do najczęściej fotografowanego miejsca w Odessie, na półokrągły plac z pomnikiem księcia Richelieu. Zaprojektował go wybitny rosyjski rzeźbiarz Iwan Martos, a jego uroczyste odsłonięcie nastąpiło w 1828 r. W czasach radzieckich w jego pobliżu stało działo, z którego każdego dnia w południe oddawano strzał (Grossman A., Krym. Półwysep rozmaitości… oraz Lwów, Kijów i Odessa, wyd. Bezdroża, wydanie 7, Kraków, 2011).

Ale największa atrakcja tego miejsca znajduje się tuż obok. Schody Potiomkinowskie (Потёмкинская лестница), zwane także Odeskimi, to jeden z symboli miasta. Zbudowane w latach 1837 – 1847 (choć na pamiątkowej tablicy widnieje rok 1841), liczą aż 192 stopnie (sprawdzone osobiście :)), a różnica wysokości między dolnym, a górnym poziomem wynosi niecałe 30 m. Swoją obecną nazwę zawdzięczają radzieckiemu filmowi niememu w reżyserii Siergieja Eisensteina pt. Pancernik Potiomkin, ukazującemu bunt załogi okrętu Czarnomorskiej Floty podczas rewolucji w 1905 r. Jedna ze scen dzieła przedstawia Kozaków z carskiej armii strzelających do tłumów na schodach. W pamięci widzów zapada w szczególności wózek spadający w dół schodów, wypuszczony z rąk zastrzelonej matki (Grossman A., Krym. Półwysep rozmaitości… oraz Lwów, Kijów i Odessa, wyd. Bezdroża, wydanie 7, Kraków, 2011). Mimo tego, iż film ma wydźwięk propagandowy, zapisał się na stałe w historii światowego kina. Kolejna pamiątkowa tablica, umieszczona na schodach, przedstawia bowiem dowód na wpisanie schodów na listę Europejskich Skarbów Sztuki Filmowej.
Schodząc w dół, podziwiam widok na odeski port, charakterystyczną bryłę Hotelu Odessa i przede wszystkim Morze Czarne. Widziałem je w Bułgarii, Rumunii, Gruzji. Przyszła więc i pora na Ukrainę. Przejściem podziemnym docieram na drugą stronę ulicy Nadmorskiej (Приморская) i fotografuję Schody Potiomkinowskie w ich pełnej krasie. Sklepy z pamiątkami jeszcze zamknięte, zatem na zakupy przyjdzie czas później. Teraz czas na… śniadanie.
Mijam hotel Odessa, a także umieszczone w pobliżu pamiątki z wojny krymskiej (armaty, kule armatnie, kotwice) i siadam na ławce z widokiem na Morze Czarne. Wyciągam słodycze z plecaka i delektuję się ciszą i krajobrazem. Na odpoczynek przeznaczam kilkanaście minut.
Z odeskiego portu odpływają promy do tureckiego Stambułu, gruzińskiego Batumi i do innych miast nad Morzem Czarnym. Pomijając funkcje handlowe, miasto jest także ważnym punktem tranzytowym dla wszelkiego rodzaju przemytników, z Azji do Europy i na odwrót. Cóż… położenie portu na mapie Europy ma swoje konsekwencje… .
Siły uzupełnione – czas ruszyć w dalszą wędrówkę! Jeszcze w porcie zatrzymuję się przy charakterystycznym pomniku przedstawiającym żonę marynarza z dzieckiem machającym ojcu na pożegnanie, a następnie przemierzam po raz drugi Schody Potiomkinowskie, tym razem pod górę. Droga w tę stronę nie jest już tak miła i lekka jak podczas schodzenia, tym bardziej z kilkunastokilogramowym plecakiem, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. W końcu to aż 192 stopnie :).
Podążam drugą połową Bulwaru Nadmorskiego w kierunku neoklasycystycznej, byłej rezydencji gubernatora Noworosji, księcia Michaiła Woroncowa, przy której znajduje się półokrągła kolumnada. W czasach radzieckich mieścił się tu Pałac Pionierów. Moją uwagę zwraca jednak co innego. Wokół pełno bezpańskich psów. Smutne. Tym bardziej, ze przed chwilą na bulwarze mijałem z wyglądu dobrze sytuowaną kobietę, trzymającą na smyczy trzy rasowe, zadbane psy. Kundlami nikt się nie zainteresuje…

Opodal zauważam ścianę z ludzką podobizną w formie muralu. Podchodzę bliżej. Z wyglądu przypomina wokalistę zespołu Led Zeppelin, Roberta Blanta. Wczytuję się w teksty umieszczone wokół jego sylwetki (wyjątkowo w języku ukraińskim). Niektóre spośród nich są cytatami z jego piosenek, niektóre mają wydźwięk patriotyczny. Z rozszyfrowywania ich znaczenia wytrąca mnie… kot. Tak, właśnie tak. Odessa to miasto kotów. Spacerując po centrum, z pewnością nie raz natkniecie się na futrzanych czworonogów, przechadzających się uliczkami i wylegujących się w różnych, czasami bardzo oryginalnych miejscach. Wspomniany przeze mnie koci jegomość postanawia rozłożyć się tuż pod ścianą i rozpocząć poranną toaletę, jak gdyby nigdy nic. Odnoszę nawet wrażenie, że oczekuje uwagi i zainteresowania swoją personą, pozując do mojego aparatu. Ach, te koty! 😀

Koty szybko się nudzą, zatem i on po chwili wstaje i oddala się w tylko sobie wiadomym kierunku. Idę w kierunku widocznej kładki nad ulicą. Mijam po drodze serce, w które wpięte są setki kłódek, pozostawionych przez zakochane pary w dowodzie swojej bezgranicznej miłości, skręcam w ulicę Gogola (Гоголя) i wkraczam w inną, mniej turystyczną część Odessy.

Odrapane kamienice sąsiadujące z pięknymi, odnowionymi budynkami. Zacienione wejścia na wewnętrzne dziedzińce, na których zaparkowano stare wołgi, łady i moskwicze. Koty, koty i jeszcze raz koty… . Oto drugie, równie prawdziwe oblicze Odessy. Kluczę zacisznymi alejkami, aby dojść do ulicy Ланжероновская. Skręcam w lewo i po kilku minutach docieram do kolejnego symbolu miasta – Teatru Opery i Baletu, czyli po prostu Odeskiej Opery.
Opera Odeska uważana jest za drugą pod względem architektonicznej urody operę w Europie (zaraz po wiedeńskiej). Nic dziwnego. Obie budowle zostały wszak zaprojektowane przez tego samego architekta – F. Fellnera. Tę odeską wzniesiono w latach 1884 – 87 w neorenesansowym stylu, z barokowymi wstawkami. Znawcy tematu twierdzą, że wnętrze budynku, poza walorami estetycznymi, posiada wyjątkowe, jedne z najlepszych warunków akustycznych na świecie. Jeśli chcecie się o tym przekonać osobiście, wybierzcie się na jeden ze spektakli (Grossman A., Krym. Półwysep rozmaitości… oraz Lwów, Kijów i Odessa, wyd. Bezdroża, wydanie 7, Kraków, 2011).


Obchodzę budynek opery i siadam na jednej z pobliskich ławek. Nadeszła pora na krótki odpoczynek. Przy tak pięknym otoczeniu to sama przyjemność. Nigdzie mi się nie spieszy. Do zakwaterowania w hostelu zostało jeszcze kilka godzin.

Spod opery zmierzam w kierunku ulicy Katarzyny (Екатерининская), nazwanej na cześć carycy Katarzyny II, kojarzonej przez nas, Polaków, głównie z rozbiorów Polski. Na jej końcu znajduje się pomnik władczyni. Nie spędzam tu jednak zbyt wiele czasu. W końcu nic dobrego nasz Naród jej nie zawdzięcza. Idę na południe w stronę miejskiego deptaku – ulicy Дерибасовская.
Jako że pora już nie wczesna, ruch na ulicy spory. Zachodni fragment alei jest przeznaczony wyłącznie dla ruchu pieszego, więc można swobodnie spacerować całą szerokością brukowanej jezdni. Po prawej stronie mijam miejski park. Znajduję w nim wiele interesujących pomników, zarówno ludzi, jak i zwierząt. Ot, taka odeska fantazja. Moją szczególną uwagę zwraca pomnik mieszkańców Odessy (Odesitów), przedstawionych jako wesołych, tańczących, grających i śpiewających ludzi w towarzystwie psa i – a jakże! – kota :). Monument, na którego widok, buzia sama się uśmiecha. W parku umieszczono skrzynki z miejscami na książki. Każdy, kto przeczyta jakąś książkę albo jest mu już niepotrzebna, może ją tu pozostawić, a wziąć inną. To świetny sposób na promowanie czytelnictwa, który staje się coraz bardziej popularny.
Idąc dalej ulicą Дерибасовская, po lewej stronie zauważam kolejny piękny budynek. To Pasaż Odeski – budynek kompleksu handlowego, do którego warto wstąpić i zobaczyć jego wspaniałe, architektoniczne wnętrza. Po sąsiedzku, po drugiej stronie ulicy Преображенская, znajduje się Plac Katedralny i park, do którego postanawiam zajrzeć.
A warto! Wśród zieleni, tuż przy Soborze Przemienienia Pańskiego, rozłożyli swoje stoiska malarze i sprzedawcy pamiątek. Nie mogę przegapić takiej okazji. Chwila zastanowienia, wybieram coś dla siebie i płacę. Okazuje się, że sprzedawca był kiedyś w Polsce i bardzo miło ją wspomina. Po krótkiej rozmowie dziękuję za pamiątkę i idę dalej. Początkowo na wschód, a następnie na południe, ulicą Katarzyny.

Idąc w kierunku dworca głównego, wciąż mijam interesujące budynki. Pierwszym z nich jest cerkiew Świętej Trójcy, kolejnym – siedziba Arabskiego Centrum Kultury, znajdującego się już przy ulicy Richelieu (Ришельевская). Budowla przypomina meczet, choć nie pełni funkcji sakralnych. Znajduje się w niej jedynie miejsce przeznaczone do modlitwy.
Docieram na dworzec główny. Jest już dużo gwarniej niż o poranku. Obchodzę budynek dokoła i fotografuję. Następnie kieruję się w stronę pobliskiego dworca autobusowego Privoz (Привоз), z którego pojutrze odjadę do Kiszyniowa. Aby się nie stresować, od razu kupuję bilet w kasie (cena biletu na rok 2017 to ok. 220 UAH, czyli nieco ponad 30 zł). Pamiętajcie tylko, aby podczas zakupu zaznaczyć, że chcecie jechać przez Palancę, a nie Tyraspol. Na chwilę obecną nie jestem pewien, jak wygląda sprawa bezpośredniego przejazdu z Ukrainy do Mołdawii przez terytorium Naddniestrza i pieczątek wbijanych do paszportu, więc lepiej nie ryzykować i jechać z pominięciem tej samozwańczej republiki. Droga jest co prawda dużo dłuższa, ale za to mamy pewność, że mołdawscy pogranicznicy do niczego się nie przyczepią.
Z zakupionym biletem (na godzinę 8:20) powracam do centrum miasta. Tuż obok dworca podziwiam sobór i monaster męski św. Panteleona, a dalej, przy ulicy Puszkina, piękny budynek hotelu Bristol. Zgłodniałem, zatem skręcam w lewo, w ulicę Дерибасовская i wchodzę do budynku centrum handlowego Europa, w którym na piątym piętrze znajduje się moja ulubiona Puzata Chata :). Po przeciwnej stronie alei, w domu pod nr 16 mieszkał Adam Mickiewicz. Jego pobyt w mieście upamiętnia tablica umieszczona na elewacji budynku.

Po wejściu do Puzatej Chaty jestem nieco zdziwiony. Jest pora obiadowa, a w środku niewielu klientów. Zastanawiam się, czy to może dlatego, że ukraińska kuchnia nie cieszy się tu, w Odessie, aż taką popularnością, jak inne restauracje? A może to jakieś uprzedzenia? Hmmm… nie wnikając dalej w przyczyny tej sytuacji, delektuję się tanimi i pysznymi daniami. Po zaspokojeniu głodu udaję się w kierunku mojego City hostelu. Czas się zakwaterować!
Pod wskazanym adresem nie ma żadnego oznaczenia hostelu. Nikt nic o nim nie wie. Wyciągam swoją rezerwację z bookingu, spisuję numer telefonu i dzwonię. Odzywa się automatyczna sekretarka: „numer nie istnieje„. Co się do licha dzieje?! Pytam się przechodnia, czy w tym miejscu znajduje się hostel. Odpowiada, że w okresie wakacyjnym owszem, był tu hostel, ale od paru miesięcy już nie funkcjonuje… . Niech to szlag! Czyżbym został na lodzie? Dobrze, że nic jeszcze nie zapłaciłem.
Postanawiam dotrzeć pod pomnik Puszkina i skorzystać z bezpłatnego Wi-Fi, aby znaleźć wolne miejsce w hostelu w rozsądnej cenie. Na szczęście nie ma z tym problemu i odnajduję je w 3D Hostel przy ul. Majakowskiego (Маяковского). Po zakwaterowaniu przepakowuję rzeczy do mniejszego plecaka, chwilę odpoczywam i wyruszam na miasto. Chcę sfotografować Odessę po zachodzie słońca.

Zanim nasza gwiazda zniknie pod linią horyzontu, minie jeszcze trochę czasu. Postanawiam więc udać się w stronę portu i odpocząć na jednej z ławeczek, delektując się widokiem na Morze Czarne.
Pod pomnikiem księcia Richelieu zauważam ludzi trzymających na barkach… orły i oferujących możliwość zrobienia sobie z nimi zdjęcia turystom. Cóż… może nie będę tego komentował. Widząc, w jaki sposób traktowane są te biedne zwierzęta, nigdy w życiu nie zapłaciłbym za coś takiego, nawet gdyby zdjęcie miałoby być „cool”. Zniesmaczony docieram do portu.

Piękne jest to, że woda morska i niebo tworzą kompozycję, której kolory i ich odcienie o każdej porze dnia i nocy są różne. Nigdy nie wiemy, jaką barwę będą miały dzisiaj. Mogą zlewać się w jedną całość lub tworzyć zupełnie odmienne płaszczyzny. Matka Natura nigdy nie pozwala nam się nudzić :).

Gdy słońce zachodzi za horyzont, wstaję i kieruję się ponownie w stronę Schodów Potiomkinowskich i pomnika księcia Richelieu. To własnie te miejsca chcę uwiecznić na nocnych fotografiach.
Ludzi na ulicach wciąż sporo. Po krótkiej sesji powracam do hostelu i przygotowuję się do snu. Zanim jednak zasnę, rozmawiam przez chwilę z sąsiadami. Jak przystało na kosmopolityczne miasto, w pokoju spotykam pół Ukraińca, pół Palestyńczyka(!) oraz kanadyjskiego studenta medycyny. Tematów do rozmów nie brakuje. Kanadyjczyk opowiada, że w ciągu ostatniego roku w Odessie wybuchło kilka, może kilkanaście bomb, w tym jedna niedaleko hostelu. Hmmm… może lepiej nie chciałbym o tym wiedzieć :).
Odessa, ach Odessa! Miasto kotów, słynące na cały świat z pięknych kobiet. Po całodniowym zwiedzaniu miasta zaczynam żałować, że spędzam w nim jedynie dwa dni. Przygoda z hostelem nie wpłynęła na moją ocenę miasta. Jestem nim zachwycony i z całego serca polecam Wam, aby tu przyjechać! A co jutro? Jutro mickiewiczowskie Stepy Akermańskie!
Galeria zdjęć z Ukrainy do obejrzenia tutaj.
Galeria zdjęć z Mołdawii do obejrzenia tutaj.
Odessa…. kontrasty Bogactwo i bieda Klasycyzm i socrealizm i ktoś w piwniczce knajpianej cytuje Wysockiego. Klimat nie do powtórzenia…. byliśmy tylko kilka godzin złapaliśmy jeden mandat ale jeszcze wrócimy… dzięki za przypomnienie
Właśnie – klimat to słowo klucz. Próbowałem odnaleźć go w Kijowie, ale było ciężko, za to w Odessie czuć go właściwie już po wyjściu z pociągu.
Pozdrawiam!