Tallin klasycznie, dz. 3, cz. 1
Pobudka! Po dwóch nocach spędzonych w autobusie nareszcie można się wyspać 🙂 . Nie spieszymy się zatem, gdy dzwoni budzik. Mamy wystarczająco dużo czasu na spacer po mieście. Przygotowujemy śniadanie i po skończonym posiłku ruszamy na odkrywanie Tallina!
Od ulicy Vene odchodzi jedna z jej bocznych odnóg – Pühavaimu. Skręcamy w nią, aby po kilku minutach dotrzeć do pierwszej atrakcji dzisiejszego spaceru po mieście – kościoła św. Ducha.
Przed wejściem do świątyni naszą uwagę przykuwa przepiękny zabytkowy zegar, który od niemal 400 lat nieprzerwanie odmierza czas! Ciekawostką jest fakt, że ów czasomierz był pierwszym publicznym zegarem w mieście. Pośrodku jego tarczy znajduje się słońce, a w rogach wizerunki czterech ewangelistów (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Świadomość, że patrzymy na coś co od kilkuset lat nieustannie działa, wyzwala w nas jeszcze większą ciekawość. Wchodzimy do środka.
Zakupujemy bilety wstępu (obecnie €1,5, w listopadzie płaciliśmy jeszcze €1) i rozpoczynamy zwiedzanie. Kościół jest jedną z najstarszych świątyń w Tallinie, a zarazem najmniejszą spośród nich. Jego początki sięgają końca XIII w., a od czasów reformacji służy ludności luterańskiej. Ze względu na to, że był to pierwszy kościół, w którym kazania były wygłaszane po estońsku, odegrał dużą rolę w krzewieniu rodzimej kultury. Najcenniejszym skarbem znajdującym się w jego wnętrzu jest gotycki tryptyk ołtarzowy datowany na XV w. (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).
Musimy przyznać, że mimo dość surowego wnętrza świątyni, podoba nam się. Kamień oraz drewno układają się tutaj w harmonijną całość. Czuć ducha minionych wieków. Miejsce z pewnością klimatyczne i warte odwiedzenia. Tym bardziej, że cena za wstęp, jak na estońskie warunki, nie jest wygórowana. Zaletą kościoła jest również to, że pozostaje otwarty przez cały rok, zatem jeśli pojawicie się tutaj choćby w listopadzie, również będziecie mogli obejrzeć go od środka, a naprawdę warto to zrobić!
Wychodząc na zewnątrz, koniecznie odwiedźcie pobliskie Muzeum Marcepanu (wstęp bezpłatny). Znajduje się dosłownie po drugiej stronie ulicy, a właściwie przy tym samym placu. Poznacie je po szyldzie znanej estońskiej firmy cukierniczej Kalev, której wyroby są tutaj sprzedawane.
Wchodzimy do środka. Miejsce cieszy się dużą popularnością wśród turystów. Spotykamy grupę, która przyjechała aż z Japonii. Jak wspomniałem, można tu zarówno kupić łakocie, jak i napatrzyć się na pełną gamę marcepanowych wyrobów. Ślinka aż cieknie! Ekspozycja wiąże się z aktualną porą roku / świętami. Dodatkowym atutem sklepu – muzeum jest możliwość podglądania pracy pani, która skrupulatnie i powoli, ręcznie tworzy marcepanowe cuda. Przekonujemy się, że połączenie migdałów z cukrem to nie tylko uczta dla kubków smakowych i kaloryczna bomba. Wizyta w tym miejscu uświadomiła nas, że marcepan jest bardzo wdzięcznym, rzeźbiarskim materiałem, z którego mogą powstać małe, bo małe, ale jednak dzieła sztuki.
Najedliśmy się oczami – możemy wyjść. Ci z Was, którzy nie lubią marcepanu, mogą skosztować słodkości i napić się kawy w najstarszej kawiarni w Tallinie (działa od 1864 r.), znajdującej się w tym samym budynku. Ceny nie są najniższe, ale to akurat chyba nie powinno dziwić. Jak dla nas – za drogo. Nie wstępujemy.
Zanim pójdziemy ulicą Pikk (jedną z najważniejszych dróg średniowiecznego Tallina) na północ, chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jeden budynek. Pod nr 17 tejże ulicy znajduje się siedziba tzw. Wielkiej Gildii – bractwa powstałego w XIV w., zrzeszającego najbogatszych kupców i armatorów. Na fasadzie kamienicy możemy wypatrzeć datę jej powstania: 1410, a także białe krzyże na czerwonym tle – mały herb Tallina, a zarazem bractwa. Obecnie mieści się tu siedziba Estońskiego Muzeum Historycznego. W jego wnętrzach zapoznacie się m.in. z życiem codziennym mieszkańców miasta. Polecane szczególnie miłośnikom historii (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).
Spacer ulicą Pikk to uczta dla oczu. Tak wiele pięknych kamienic, portali i zdobień na jednej ulicy musi robić wrażenie! I robi. Pod nr 18 zauważamy przepiękną fasadę z dwoma smokami, które pilnują wejścia do budynku. Smoki w Tallinie? Jak widać nie tylko Kraków i Ljubljanę upodobały sobie te gady :).
Wspomniałem przed chwilą o Wielkiej Gildii, jednak trzeba zaznaczyć, iż nie była to jedyna tego typu organizacja w mieście. Było ich więcej. Choćby Gildia św. Kanuta czy Gildia św. Olafa. O ile ta pierwsza zrzeszała przedstawicieli bardziej elitarnych zawodów niemieckiego pochodzenia (złotników, zegarmistrzów, szewców, itp.), o tyle druga skupiała zwykłych rzemieślników (garbarzy, cieśli, grabarzy) narodowości estońskiej i szwedzkiej (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Oba budynki, będące siedzibami ww. organizacji, podziwiamy pod nr 20 i 24.
Zatrzymajmy się jednak na chwilę pod kamienicą nr 20. Na fasadzie jednego z budynków spróbujcie odnaleźć… popiersie pana zaglądającego przez binokle do okien budynków po drugiej stronie ulicy. Skąd wziął się w tym miejscu ów niegrzeczny jegomość i z czym należy łączyć jego wizerunek? Otóż według legendy jest to postać mężczyzny, który miał z zwyczaju podglądać młode panny z sąsiednich kamienic (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Jak widać jest to kolejny dowód na to, że skandale obyczajowe nie są domeną obecnych czasów i pojawiały się dużo, dużo wcześniej 🙂 .
Minęło sporo czasu, a przeszliśmy zaledwie kilkadziesiąt metrów. Tak to już jednak jest. Obok niektórych ulic po prostu nie da się przejść obojętnie. Pikk z pewnością do nich należy. A to jeszcze nie wszystko!
Nad jednym z okien parteru kamienicy z numerem 26 zauważamy znajomą twarz. Nie wierzymy w to co widzimy. Tak! To nie pomyłka! To nasz szanowny król Zygmunt III Waza we własnej osobie. Nad drugim oknem widnieje płaskorzeźba głowy jego małżonki Anny. Ale właściwie… jak to się stało, że możemy oglądać ich wizerunki właśnie tutaj?
Budynek, na fasadzie którego znajdują się rzeźbione głowy władcy i jego żony, w średniowieczu był siedzibą kolejnej tallińskiej organizacji – Bractwa Czarnogłowych – wspomnianego wcześniej przy okazji Wielkiej Gildii. Różnica między dwoma gildiami była taka, że członkami Bractwa Czarnogłowych mogli być tylko młodzi kawalerowie. Dopiero wtedy, gdy założyli rodzinę, mogli starać się o przyjęcie do Wielkiej Gildii. Patronem bractwa został św. Maurycy (wg tradycji czarnoskóry, chrześcijański wojownik – stąd nazwa organizacji), którego rzeźbiona głowa zdobi portal wejściowy do budynku (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Więcej o „pierwszych lobbystach średniowiecznego Tallina” możecie przeczytać tutaj.
No dobrze, ale co z tym królem? Otóż obecny wygląd kamienica zyskała pod koniec XVI w., kiedy z największymi honorami przygotowywano się na przyjazd polskiego i szwedzkiego króla Zygmunta III Wazy. Ot cała historia. Tradycja remontów z okazji goszczenia głów państw podtrzymywana jest jak widać do dzisiaj, bowiem ostatnia przebudowa kamienicy miała miejsce już w XXI w., kiedy to gościem premiera Estonii w owym budynku była… brytyjska królowa Elżbieta II (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).
Dochodzimy do rozstajów dróg. Na lewo biegnie dalej ulica Pikk, a na prawo ul. Olevimägi. Tam też skręcamy, mijając kapliczkę z początku XX w. Miejsce zwie się Zielonym Targiem z uwagi na targi warzywne, które odbywały się tu w przeszłości.
Po chwili opuszczamy ul. Olevimägi, lecz nie zmieniamy kierunku marszu. Podążamy dalej na wprost ul. Sulevimägi, aby następnie skręcić w lewo, dochodząc ponownie do naszej ulubionej ulicy Pikk.
Tuż obok ukazuje się nam wysoka wieża kościoła św. Olafa. Niestety nie możemy wejść do środka. Świątynia, a także wieża widokowa, z której rozpościera się jeden z piękniejszych widoków na miasto, jest zamknięta dla zwiedzających od 1 listopada do 31 marca. Musimy zatem obejść się smakiem i spróbować szczęścia kiedy indziej. Jeżeli będziecie w Tallinie w sezonie, koniecznie tutaj zajrzyjcie! Jak na standardy cenowe Tallina, koszt wejściówki na wieżę jest przystępny – to tylko 2€. Kościół można zwiedzać bezpłatnie.
Początki świątyni sięgają XIII w. Została wybudowana na miejscu byłego targu skandynawskich kupców. Św. Olaf – jej patron – to norweski król z początku XI w. Do XVI stulecia kościół służył wiernym katolickim, a od czasów reformacji jest miejscem kultu dla luteranów. Zachwycamy się wysokością wieży. Nie bez powodu. Wieńcząca 159-metrową wieżę świątyni iglica spowodowała, że w latach 1470-1625 był to najwyższy budynek ówczesnej Europy. Kres w dzierżeniu palmy pierwszeństwa spowodował jeden z pożarów w 1625 r. (pioruny uderzały w wieżę bardzo często) Wysoka iglica pełniła funkcje nie tylko sakralne. Pomagała także nawigatorom na statkach, bowiem jest widoczna z bardzo daleka. Dzisiaj jej wysokość to „tylko” 123,7 m. Stojąc pod świątynią, możemy sobie zatem wyobrazić, jak ogromną budowlą była w swoich czasach świetności i jak wielkie wrażenie wywierała na mieszkańcach i odwiedzających Tallin. Decyzją rady miejskiej żaden nowo wybudowany budynek w Śródmieściu nie może być wyższy od kościoła św. Olafa (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).
Co prawda wnętrze świątyni jest surowe i niezbyt ciekawe, ale żałujemy, że nie możemy dostać się na wieżę. Cóż… trzeba będzie kiedyś przyjechać tu jeszcze raz :). Zawsze to jakaś motywacja do ponownych odwiedzin.
Idziemy w dalszym ciągu na północ ulicą Pikk. Po lewej stronie naszym oczom ukazują się trzy przepiękne kamienice zwane potocznie „Trzema Siostrami”. Podobają nam się chyba jeszcze bardziej niż poprzednie, które mieliśmy okazję oglądać kilkadziesiąt minut wcześniej. Uroku dodaje im fakt, że są tak blisko siebie, faktycznie, jakby były „siostrami”. No dobrze, ale… skąd się one tu wzięły?
„Trzy Siostry” to ciąg średniowiecznych kamienic kupieckich. Ich początki sięgają XIV stulecia. Wg źródeł historycznych najwcześniej powstała najwyższa z budowli, potem najniższa, a na samym końcu wciśnięta między dwie starsze siostry – środkowa. Kompleks zamieszkiwali znamienici mieszkańcy Tallina: członkowie gildii, rajcy miejscy, burmistrzowie. „Trzy Siostry” są typowym dla średniowiecznego Tallina przykładem kamienic, które łączyły funkcje mieszkalne i magazynowe (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).
Patrzymy na piękne kamienice z uwagą. Oprócz charakterystycznych trójkątnych dachów naszą uwagę zwracają poziomo wystające drewniane belki. Do czego były potrzebne? Spełniały bardzo praktyczną funkcję. Jak wspomniałem, kamienice służyły również jako magazyny. Aby podciągnąć towar do góry lub opuścić go na dół, łatwiej było przymocować go do liny i w ten sposób transportować. Oszczędzało się w ten sposób i czas, i siły. Przypatrujemy się jeszcze bliżej… no tak. Obecnie mieści się tu pięciogwiazdkowy hotel. Idziemy dalej!
Przed nami widać już fragment miejskich fortyfikacji. To tzw. Wielka Brama Morska. Gdy przejdziemy przez nią za obręb miejskich murów, zauważymy potężną, grubą basteję, zwaną – a jakże – Grubą Małgorzatą. Zanim Wam jednak o niej opowiem, chciałbym wspomnieć o polskim akcencie, który się tu znajduje.
To tablica poświęcona polskiemu okrętowi podwodnemu polskiej marynarki wojennej ORP Orzeł, który 15 września 1939 r. został internowany w porcie w Tallinie. Pamiątkowy napis na kamiennej płycie wykonano w językach polskim i estońskim.
Przy „polskiej” tablicy stoi także druga, poświęcona brytyjskiej eskadrze Royal Navy. Obydwie znajdują się tutaj nieprzypadkowo. W budynku, na którym je umieszczono, znajduje się jedna z filii Estońskiego Muzeum Morskiego, pod nazwą którego kryje się muzeum baszty Grubej Małgorzaty.
Grubość ścian potężnej bastei waha się między 4,5 m, a 6,5 m. To chyba wystarczający argument przemawiający za tym, że nazwa została nadana słusznie. „Gruba Gośka”, bo tak czasami nazywana jest baszta, to jeden z cenniejszych zabytków fortyfikacyjnych Tallina. Została zbudowana w latach 1510 – 1529 (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).
€6, które trzeba zapłacić za wstęp, to duża kwota. Ten problem nie dotyczy oczywiście posiadaczy karty Tallin Card, dzięki której można zwiedzać ją za darmo. Jeśli mimo wszystko chcecie zobaczyć wnętrza baszty, zachęcam do kupna biletu kombinowanego za €16, dzięki któremu zobaczymy nie tylko Grubą Małgorzatę, ale także jedną z największych, ale i najdroższych atrakcji Tallina – muzeum Lennusadam.
Ta interaktywna placówka zbiera wśród odwiedzających dużo pochlebnych opinii. Możemy w niej zobaczyć m.in. lodołamacz Suur Tõll, a także podwodny stawiacz min Lembit. Istnieją trzy rodzaje biletów: dla zwiedzających pokłady statków, dla spacerujących po muzealnym hangarze, a także bilet łączony – do obu części kompleksu. Morskie wilki będą zachwycone!
Doszliśmy do północnego krańca tallińskiego Starego Miasta. Czas zatem zawrócić i udać się na południe. Mimo że ulica Pikk bardzo nas urzekła, nie chcemy iść nią jeszcze raz. Wobec tego, od kościoła św. Olafa podążamy ulicą Lai, aby po kilku minutach skręcić w prawo i skierować się w stronę dobrze zachowanych miejskich murów.
Kamień, kamień i jeszcze raz kamień. Wkraczamy w piękny świat budulca, który najlepiej oddaje charakter Starego Miasta. Czyż nie inaczej prezentowałyby się tallińskie ulice w centrum, gdyby wszystkie wylane były asfaltem czy chińską kostką? Na szczęście do tego nie doszło i spacerując jedną z takich uliczek cieszymy się i chłoniemy atmosferę średniowiecznego Tallina.
Uliczką Kooli dochodzimy do miejsca, w którym miejskie obwarowania zachowały się znakomicie. Jesteśmy u wylotu drogi Väike Kloostri, gdzie możemy wspiąć się na mury i podziwiać Stare Miasto z góry. Fakt faktem nie z lotu ptaka, ale z wystarczająco wysoka, aby widoki były piękne.
Skręcamy w lewo i dochodzimy ponownie do ulicy Lai. Tym razem kierujemy się w prawo i po chwili osiągamy jej początek. Naszą uwagę zwraca rzeźba mężczyzny z teatralną kukłą, umieszczona przy wejściu do kamienicy z nr 1. Przedstawia ona założyciela Estońskiego Narodowego Teatru Lalek – Ferdinanda Veike. W budynku mieści się dziś bowiem Muzeum Sztuki Teatralnej Nuku. Możemy tu oglądać różne rodzaje lalek, także tych upiornych, dlatego z bardzo małymi dzieciakami, które mogą się przestraszyć, jeszcze bym się tutaj nie wybierał. Za to starsze pociechy oraz młodzież, a nawet dorośli, powinni być zadowoleni.
Przed nami zamkowe wzgórze Toompea. Czas piąć się pod górę!
Galeria zdjęć z Wilna i Tallina do obejrzenia tutaj.
Galeria zdjęć z poprzedniego wypadu do Tallina do obejrzenia tutaj.