Deszczowe powitanie – Tallin na dzień dobry, dz. 2

Podróż z Wilna do Tallina mija szybko i przyjemnie. Przez większą część jazdy śpimy, budząc się tylko na chwilę podczas krótkiego postoju w Rydze. Do estońskiej stolicy docieramy ok. 7:30. Z uwagi na położenie Tallina (prawie na 60 stopniu szerokości geograficznej północnej) dopiero zaczyna świtać. Jest zimno, zatem postanawiamy zjeść śniadanie w dworcowej poczekalni.

Gdybym chciał porównać oba dworce: wileński i talliński, to ocena tego pierwszego byłaby zdecydowanie gorsza. Po pierwsze: w Wilnie jest o wiele chłodniej, co wynika z niedogrzania budynku bądź kiepskiej izolacji termicznej. Po drugie: jest o wiele więcej pijaków i bezdomnych. Po trzecie: wizualnie talliński dworzec prezentuje się lepiej niż wileński. Oczekiwanie na przyjazd autokaru w tym miejscu to czysta przyjemność!

Zjadamy śniadanie i wyruszamy na miasto. Swe pierwsze kroki kierujemy w stronę naszego hostelu, w którym spędzimy dwie noce. To Old Town Munkenhof Guesthouse. Jest co prawda oddalony od dworca autobusowego o kilka kilometrów, ale jego wielką zaletą jest bliskość centrum, a właściwie położenie w ścisłym centrum Starego Miasta (zaledwie 150 m od Placu Ratuszowego), a także stosunkowo niska cena noclegu (jak na lokalizację) – od €25 za pokój. Więcej o hostelu, który ma także niestety swoje wady, opowiem potem.

Po prawie godzinnym spacerze po Tallinie w końcu docieramy do celu. Nie musimy nawet otwierać mapy. Tallin, jak i cała Estonia, szczyci się tym, że miejsc, w których można korzystać z Wi-Fi jest bez liku, zatem osoby przyzwyczajone do korzystania z internetu „na ulicy” będą zachwycone. Dzięki temu i my docieramy do miejsca noclegowego jak po sznurku.

Ze względu na to, że zakwaterowanie jest możliwe dopiero od godzin popołudniowych, zostawiamy nasze wielkie plecaki i meldujemy się „na zaś”. Nie ma na co czekać. Czas wyruszyć na zwiedzanie!

No właśnie… zwiedzanie w deszczu. To nas chyba dzisiaj czeka. W momencie, gdy przyjeżdżaliśmy do Tallina, było pochmurno, ale jeszcze nie padało. W miarę zbliżania się do hostelu kropel deszczu przybywało z każdą chwilą. Teraz pada na całego. Może nie leje rzęsiście, ale wystarczająco, aby uprzykrzyć spacer. My się jednak wody nie boimy i ruszamy czym prędzej przed siebie! Ale… zanim opowiem Wam co zwiedzamy, na początek parę zdań o estońskiej stolicy.

Chcąc opowiedzieć całą historię Tallina, można by napisać książkę. Na przestrzeni wieków miastem władali Duńczycy, Kawalerowie Mieczowi, Szwedzi, Rosjanie… . W historii był nawet okres, że i Polacy (krótko, bo krótko, ale jednak sprawowali pieczę nad miastem). Tak samo jak włodarze grodu zmieniały się i jego nazwy. Dzisiejszy Tallin to dawna Lindanisa, Rewal, czy Rewel. Początki estońskiego ruchu narodowego, który „obudził” w mieszkańcach tego malutkiego kraju świadomość narodową, sięgają dopiero XIX w. Niepodległa Estonia to już XX w. Jako ciekawostkę można przywołać fakt, że pierwsza proklamacja niepodległości została ogłoszona 24 lutego 1918 r., a więc niecałe 9 miesięcy przed Polską, natomiast kolejna (po upadku Związku Radzieckiego) 20 sierpnia 1991 r. (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).

Ważną postacią dla Estończyków jest Kalevipoeg – mityczny osiłek, który ukształtował krajobraz dzisiejszej Estonii. Jeśli wierzyć legendzie, był on także budowniczym obecnego Tallina.  No dobrze, ale skąd w ogóle wzięła się ta postać? Otóż Kalevipoeg to bohater estońskiego eposu narodowego o tym samym tytule. Jego autorem jest Friedrich Reinhold Kreutzwald – z wykształcenia lekarz. Dzieło, poza niewątpliwym wkładem w historię sztuki i literatury Estonii, stało się inspiracją do odrodzenia narodowego (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).

Zostawmy legendy, wróćmy do rzeczywistości. W 1997 r. tallińska starówka została wpisana na międzynarodową listę UNESCO, a w 2011 r. Tallin pełnił funkcję europejskiej stolicy kultury. Dziś miasto liczy ponad 400 tys. mieszkańców i posiada jedną z „najbardziej inteligentnych społeczności” świata.

Po tym bardzo krótkim wstępie, można przystąpić do zwiedzania. Zapraszam na spacer po Tallinie! Z góry chciałbym Was przeprosić za jakość niektórych zdjęć, ale podczas wyjazdu mój aparat odmówił posłuszeństwa i musiałem posiłkować się telefonem komórkowym. To tyle tytułem dygresji 🙂 .

plac ratuszowy w tallinie w estonii
Plac Ratuszowy w Tallinie

Kierujemy się w stronę Placu Ratuszowego ulicą Vene. Jest klimat. To co od razu zwraca naszą uwagę, to brukowana nawierzchnia. Dla mnie, jako geologa, jest to wyznacznikiem autentyczności miasta. I nie chodzi mi tutaj o bruk podobny do tego z krakowskiego rynku (sprowadzony z Turcji, a który już się rozleciał), lecz taki z lokalnych materiałów (w tym przypadku ze skał przywleczonych przez lodowiec – głównie granitoidów). Raz, że pięknie wygląda, a dwa – wprowadza w dobry nastrój.

W sezonie letnim uliczki tallińskiego Starego Miasta pełne są rozstawionych kawiarnianych stolików i krzeseł. W zimie jest tu pusto, zupełnie inaczej. Przyjeżdżając do estońskiej stolicy poza sezonem, musicie być także przygotowani na to, że nie zwiedzicie wielu atrakcji, gdyż duża część z nich jest zamykana na zimę. Coś za coś: mniej turystów, ale i mniej do zobaczenia.

Wracając do naszego spaceru… . Po kilku minutach dochodzimy do Placu Ratuszowego – jednego z piękniejszych miejsc w mieście. O godzinie 9.30 rano w deszczowy, niedzielny poranek, jest tutaj cicho i spokojnie.

Swoją obecną nazwę Plac Ratuszowy zyskał niedawno, bo w 1923 r. Wcześniej zwano go rynkiem, bądź placem rynkowym. Nie wiem, czy Estończycy obraziliby się na to, gdyby ktoś nazwał go po staremu, ale wiem, że np. Krakusi mogliby poczuć się zniesmaczeni, gdyby ktoś Rynek Główny nazwał Starówką. To taki żartobliwy przerywnik 😉 .

Talliński Plac Ratuszowy pełnił funkcję serca miasta. Odbywały się tu jarmarki, występy artystyczne, sądy i inna wszelkiego rodzaju działalność.

Do dziś na placu wśród kostki brukowej można zobaczyć płaskie kamienne koło, będące pozostałością po średniowiecznym pręgierzu. W miejscu tym wymierzano karę winowajcom i stąd wyprowadzano poza mury miejskie skazanych na karę śmierci. Tylko raz wykonano egzekucję na Placu Ratuszowym. Spotkało to pewnego duchownego, który zabił służącą w karczmie za to, że… przygotowała mu niesmaczny posiłek. Miejsce wykonania wyroku znaczy dziś litera L, wyryta na kamiennym bruku placu (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).

W okresie bożonarodzeniowym talliński Plac Ratuszowy wypełnia się straganami, na których można dostać wszystko to, co gdzie indziej w tym okresie. Można się również napić wyśmienicie przyprawionego grzańca.

Na placu stoi choinka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że najprawdopodobniej Tallin był pierwszym europejskim miastem, który rozpoczął tradycję ubierania żywego bożonarodzeniowego drzewka. Stało się to już w 1441 r.! Jak bardzo estońska stolica wyprzedziła w tym aspekcie Europę Zachodnią niech świadczy fakt, że np. w Berlinie drzewko pojawiło się w 1780 r., a w Paryżu w 1865 r., że o Polsce nie wspomnę (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).

Podziwiamy Plac Ratuszowy, chowając się przed deszczem w podcieniach najważniejszej budowli, która się na nim znajduje – a jakże – ratusza! Nie sposób pomylić go z żadnym innym budynkiem w mieście. Jego charakterystyczna sylwetka jest jednym z symboli Tallina. Może i nie byłem w wielu miastach Europy, ale osobiście uważam go za jeden z najładniejszych ratuszy na kontynencie.

zabytkowy ratusz w tallinie w estonii
Ratusz w Tallinie

Początki tallińskiego magistratu sięgają XIV w. Jest to jedyna zachowana do dzisiaj gotycka siedziba rady miejskiej w Europie Północnej. Na przestrzeni wieków wygląd budowli ulegał znacznym zmianom. Od 1530 r. na ratuszowej wieży stoi wiatrowskaz w postaci figury miejskiego strażnika. Mieszkańcy nazwali go Vana Toomas (Stary Tomasz). Z biegiem lat stał się on jednym z symboli Tallina i bohaterem legend. Z kolei w 1672 r. ratusz ozdobiono rzygaczami w kształcie smoczych głów (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).

Jeśli chcecie zwiedzić talliński ratusz poza sezonem (od września do czerwca) musicie liczyć się z tym, że w celu wejścia do środka należy wcześniej zarezerwować wizytę telefonicznie bądź mailowo (raekoda@tallinnlv.ee). Tak czy siak w okresie zimowym nie wejdziemy niestety na wieżę ratuszową i nie będziemy mogli podziwiać pięknych widoków na tallińską Starówkę z wysokości. Pozostaje obejść się smakiem.

Nie jesteśmy smutni, gdyż o fakcie zamknięcia wieży wiedzieliśmy już wcześniej. Zastanawialiśmy się tylko, czy zamówić spacer po magistracie. Stwierdziliśmy jednak, że w mieście są ciekawsze miejsca do odkrywania i odpuściliśmy. Tym bardziej, że cena €5 za wstęp do najniższych nie należy. Zainteresowanych wnętrzami średniowiecznych ratuszy zachęcam jednak do zwiedzania.

W tym momencie pozwolę sobie na krótką dygresję. Jeśli chcecie cieszyć się tallińskimi zabytkami w nieskrępowany sposób, mieć darmową komunikację miejską (od kilku lat mieszkańcy Tallina nie płacą za korzystanie z transportu publicznego) i zaoszczędzić pieniądze, weźcie pod rozwagę zakup karty Tallin Card. Na tej stronie internetowej możemy dodać interesujące nas miejsca do listy zwiedzania i sprawdzić, czy opłaca nam się ją kupować czy nie. Do wyboru mamy karty 24 h, 48 h i 72 h. Sądzę, że szczególnie w sezonie letnim, gdy dzień jest bardzo długi i więcej obiektów w Tallinie udostępnia się turystom, jej zakup będzie opłacalny. W zimie wg mnie nie ma takiej potrzeby.

Deszcz nie ustaje, ale przecież nie przejechaliśmy tyle kilometrów, aby siedzieć w hostelu i patrzeć bez sensu w okno. Idziemy dalej – na wschód!

Przechodzimy obok jednej z najciekawszych, a zarazem najdroższych restauracji w centrum miasta – Olde Hansa – w pobliżu której znajduje się budynek polskiej ambasady (z przepięknymi drewnianymi drzwiami – jednymi z najstarszych zachowanych w Tallinie). Ulicą Viru stopniowo oddalamy się od głównego placu miasta.

Nie przesadzę, jeśli napiszę, że ulica Viru należy do głównych deptaków Tallina. Prawie zawsze pełno tu turystów, więc osobom chcącym „zgubić się” w miejskich zakamarkach polecam boczne uliczki. Jeśli chcielibyście nabyć oryginalną pocztówkę z widokiem miasta, a nawet ją wysłać, zrobicie to właśnie tutaj. Idąc od Placu Ratuszowego, pocztę odnajdziecie po prawej stronie. Niedługo za nią znajduje się jedna z byłych głównych bram wejściowych do miasta – brama Viru.

Jej historia sięga XIV stulecia. Mimo że do naszych czasów nie przetrwała w całości, to i tak, jak na swój wiek, prezentuje się nadzwyczaj okazale. W lecie tonie w zieleni, co sprawia, że wygląda wtedy jeszcze piękniej (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012). Brama Viru jest niejako granicą między starym Tallinem, a nowoczesną częścią miasta. Gdy ją przekroczymy, naszym oczom ukaże się nowoczesna stolica jednego z najbardziej zinformatyzowanych krajów Europy. Połączenie tradycji z nowoczesnością oraz natury z cywilizacją to coś, co w Estonii fascynuje. Dla nas, Polaków, ten mały kraj powinien być wzorem do naśladowania. Estończycy potrafią – dlaczego i my nie mielibyśmy umieć? No i znowu nie obyło się bez dygresji… 🙂 .

wybrzeże morza bałtyckiego w tallinie w estonii
Wybrzeże Morza Bałtyckiego, Tallin

Po przekroczeniu bramy Viru przecinamy ruchliwe skrzyżowanie i w dalszym ciągu kierujemy się na wschód ulicą Narva maantee. Przed nami około dwuipółkilometrowy spacer wzdłuż alei, przy której rozrosła się nowoczesna architektura i centra handlowe. Po półgodzinnym spacerze w deszczu docieramy do wybrzeża Morza Bałtyckiego, a konkretnie – Zatoki Fińskiej.

Listopadowy Bałtyk to coś zupełnie innego niż wakacyjne morze. Granitowe głazy ułożone na brzegu przypominają o sile lodowca, który napierał z północy, niszczył swoje podłoże i transportował wielkie eratyki na odległości kilkuset, a być może nawet tysięcy km. Wdychamy morskie powietrze. Jest cudownie. Przed chwilę spacerujemy wzdłuż wybrzeża. Jest to możliwe dzięki nadmorskiej alejce prowadzącej tuż przy linii brzegowej. Gdy napatrzyliśmy się na Bałtyk już wystarczająco, skręcamy na południe ku widocznemu z dala pomnikowi Rusałki.

pomnik rusałki w tallinie w estonii
Pomnik Rusałki, Tallin

Statua została postawiona na pamiątkę katastrofy carskiego pancernika „Rusałka”, który 7 września 1893 r. zatonął w czasie sztormu na Morzu Bałtyckim. Była to jedna z największych tragedii morskich na Bałtyku. Zginęli wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie: 12 oficerów oraz 165 marynarzy i podoficerów. Pomnik odsłonięto w 9 rocznicę tragedii. Przedstawia anioła stojącego na cokole i unoszącego krzyż, wskazując zarazem miejsce, gdzie wydarzyła się katastrofa. Na monumencie oraz otaczających go słupkach umieszczono nazwiska ofiar (Marczuk A., Małkowski J., Tallin, wyd. Astra, Warszawa, 2012).

aleja parkowa w pobliżu pałacu kadriorg w tallinie w estonii
Aleja w pobliżu Kadriorgu, Tallin

Spod pomnika udajemy się w kierunku jednego z ulubionych miejsc spacerowych mieszkańców Tallina – parku Kadriorg. Piękna zielona alejka prowadzi nas bezpośrednio przed najważniejszy budynek kompleksu – pałac Kadriorg.

pałac kadriorg w tallinie w estonii
Pałac Kadriorg, Tallin

Jego historia jest nieodłącznie związana z osobą cara Piotra I Wielkiego, który polecił, aby właśnie w tym miejscu wybudować swoją letnią rezydencję (wmurował nawet osobiście trzy cegły, które do dziś można podziwiać na północno-wschodnim rogu pałacu). Niestety sam nie dożył końca budowy, ale budynek wraz otaczającym go parkiem został nazwany na cześć jego żony „Kadriorg” (od Doliny Katarzyny). Dziś mieści się w nim Estońskie Muzeum Sztuki.

Muzeów do zwiedzania jest tu zresztą co niemiara. Prócz wspomnianej wyżej placówki, w najbliższej okolicy możemy odwiedzić Dom – Muzeum Piotra I, czyli miejsce, w którym car spędzał swój czas podczas pobytu w ówczesnym Rewlu. Miłośników malarstwa może zainteresować Muzeum Johannesa Mikkela, a wielbicieli literatury Muzeum Eduarda Vilde i Tammsaare. Do najciekawszych muzeów sztuki w tej części Europy należy Kumu.

Jak widzicie, park Kadriorg dla miłośników sztuki może stać się miejscem, w którym spędzą cały dzień, bo naprawdę jest tu co zwiedzać. Oczywiście jeśli taka tematyka nas interesuje. My mamy inne priorytety. Poprzestajemy na spacerze po parku. Tuż przy pałacu Kadriorg mijamy budynek Kancelarii Prezydenta Republiki Estonii. Idziemy dalej.

park kadriorg w tallinie w estonii
Park Kadriorg, Tallin

Spacerując wśród zieleni, natrafiamy na całkiem spore jezioro z wysepką, na której znajduje się niewielka altanka. To Łabędzi Staw liczący już sobie prawie 300 lat! Co prawda w kolorach wiosny, lata i jesieni park Kadriorg z pewnością prezentuje się piękniej, ale nie żałujemy naszego spaceru.

Po wizycie na tallińskim Starym Mieście chcieliśmy poznać inne oblicze Tallina: ciche i spokojne. Czy nam się udało? Z pewnością tak! Estońska stolica ogólnie jest miastem, które nie przytłacza, ale mimo wszystko warto zajrzeć do dzielnicy Kadriorg, pospacerować parkowymi alejkami, przejść się wzdłuż brzegu morza… . Ale… czas powrócić na tallińską starówkę. Zatem – w drogę!

Wędrówka po Kadriorgu tak nas wciągnęła, że… gubimy się. Co prawda pisałem, że WiFi w Tallinie jest prawie w każdym miejscu, ale akurat trafiamy na punkt, w którym go nie ma, zatem nie pozostaje nam nic innego, jak zapytać o drogę przypadkowych przechodniów. Język rosyjski się przydaje. W Tallinie dogadamy się w nim równie łatwo jak po angielsku. Rosjanie stanowią ponad 1/3 mieszkańców estońskiej stolicy, zatem jest to zrozumiałe.

Dojście do centrum zajmuje nam ponownie około pół godziny. Po raz kolejny przechodzimy przez bramę Viru, a kilka minut później lądujemy na Placu Ratuszowym. Zgłodnieliśmy, więc rozglądamy się za tanią i dobrą restauracją.

No właśnie… tania i dobra restauracja… . Czegoś takiego na Starym Mieście w Tallinie nie doświadczycie. Mało tego! Nie dość, że na pewno nie będzie tanio, to jeszcze nie ma gwarancji, że będzie smacznie. Jeżeli ceny najtańszej zupy wahają się w przedziale €5 – €9, to o czym my mówimy… . Zatem… nie będę Wam polecał żadnej knajpy w centrum. Zakładam, że nie chcecie drenować swoich portfeli, a jeśli koniecznie chcecie coś zjeść na Starówce, to skorzystacie z porad choćby Tripadvisora. Póki co nie stać nas na wydanie €6 na zwykłą zupę, którą sobie nawet nie pojemy.

Gdzie zatem zjeść? Z pomocą przychodzi – a jakże – tallińskie WiFi i Tripadvisor, czyli nieodłączna para naszego pobytu w mieście. Natrafiamy na znajdującą się nieopodal Starego Miasta (dosłownie 10 minut drogi od Placu Ratuszowego) samoobsługową restaurację Lido. Za dwudaniowy obiad (solanka, pierogi z jagodami, 0,5 l kwasu chlebowego) płacimy ok. €7 – 8. Jeśli weźmiemy pod uwagę polskie ceny, możemy pomyśleć: drogo! Ale gdy zorientujemy się w cenach w Tallinie, stwierdzimy, że tak tanio i smacznie jak tutaj nie zjemy nigdzie indziej!

Po posiłku postanawiamy odpocząć po trudach dwudniowej podróży i chwilkę się zdrzemnąć. Dwie noce pod rząd w autobusie zrobiły swoje. Organizm domaga się odpoczynku.

W hostelu dopełniamy wszelkich formalności i urządzamy sobie popołudniową sjestę. Budzimy się około 3 godziny później. Mamy wystarczająco dużo energii, aby ruszyć na miasto jeszcze raz. Nie mamy zamiaru zwiedzać. Chcemy po prostu powłóczyć się po uliczkach starego Tallina.

ratusz w tallinie w estonii wieczorową porą
Ratusz w Tallinie

W pobliskim sklepie robimy zakupy. Uwaga! W Estonii alkohol można kupić maksymalnie do godziny 22. Potem staje się to niemożliwe. Warto o tym pamiętać, jeśli chcemy zaoszczędzić i napić się czegoś we własnym gronie np. w hostelu, a nie w jednym z pubów, gdzie piwo kosztuje ponad €2.

Mijamy Plac Ratuszowy, a następnie pniemy się w górę ku zamkowemu wzgórzu Toompea (opiszę je w kolejnych tekstach). Wieczorny Tallin urzeka swym pięknem. Jest zimno. Czuć chłodny powiew północy. Na szczęście pogoda lituje się nad nami – przestaje padać. Ulice powoli pustoszeją. Wstępujemy na mały dzban grzanego wina do ratuszowej piwnicy. Tallin kładzie się spać. Kładziemy się także i my. Jutro odkryjemy miasto na nowo.

Galeria zdjęć z Wilna i Tallina do obejrzenia tutaj.

Galeria zdjęć z poprzedniego wypadu do Tallina do obejrzenia tutaj.


Skomentuj

© 2024: Paweł Łacheta | Travel Theme by: D5 Creation | Powered by: WordPress