Jurków – Ćwilin – Mszana Dolna

Stęskniony za śniegiem postanowiłem poszukać zimy w miejscu, gdzie prawdopodobieństwo jej wystąpienia jest największe, a więc w górach. Długo zastanawiałem się nad ostatecznym celem sobotniej wycieczki. Miało być krótko, prosto i przyjemnie. Dzień nie wydłużył się jeszcze na tyle, aby można było odbyć poważniejszą wyprawę, zatem na górę do zdobycia wybrałem nieodwiedzany przeze mnie od kilku lat Ćwilin (1072 m n.p.m.) – drugie (po Mogielicy) najwyższe wzniesienie przepięknego Beskidu Wyspowego.

Na górę można dostać się idąc od północy, południa, wschodu i zachodu. Najłatwiejszy szlak prowadzący na Ćwilin wyznakowano kolorem żółtym. Wiedzie z Mszany Dolnej przez wierzchołek Czarnego Działu. Najtrudniejszy, a zarazem jeden z najbardziej stromych szlaków w polskich Beskidach, prowadzi z Przełęczy Gruszowiec (kolor niebieski). Zimą, idąc bez kijków, możecie mieć problemy z jego przejściem. Trasa krótka o umiarkowanej stromiźnie wiedzie na Ćwilin z Jurkowa (szlak niebieski).

Po zaznajomieniu się z rozkładem jazdy busów, a także przestudiowaniu czasów przejść, zdecydowałem się wybrać ostateczny wariant wycieczki.

Pobudka o 6.30 rano, gdy słońce jeszcze nie wzeszło, a do tego jest sobota, czyli dzień wolny od pracy, wymaga nie lada poświęceń. Czego się jednak nie robi dla możliwości spędzenia prawie całego dnia z dala od Krakowa, który od piątkowego wieczora dławi się w smogu. I to na dobre. Normy przekroczone 6, 7, 8 razy… . Jakie to ma znaczenie? To już tylko statystyka. Efekt jest ten sam. Syf, smród i komora gazowa na krakowskim „polu”.

O godzinie 7.25 na parkingu przy ul. Ogrodowej, uzbrojony w maskę przeciwpyłową, oczekuję przyjazdu busa, który zawiezie mnie do Jurkowa. Ku mojej uciesze, a także innych pasażerów, kierowca przybywa wcześniej. To bardzo miło, że zlitował się nad nami, bo stanie w miejscu na kilkunastostopniowym mrozie do przyjemności nie należy. Godzina 7:45. Odjeżdżamy.

Podróż do Jurkowa mija spokojnie i przyjemnie. W miarę oddalania się od Krakowa powietrze robi się coraz przejrzystsze. I o to chodzi! Po niecałych 2 godzinach jazdy wysiadam w centrum miejscowości.

Jurków to doskonała baza wypadowa w najwyższe partie Beskidu Wyspowego. Oprócz Ćwilina możemy stąd wyruszyć na zdobywanie Mogielicy i Łopienia (przez Przełęcz Chyszówki). W samej miejscowości warto zobaczyć drewniany kościół leżący na małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej. Opis świątyni, a także niebieskiego szlaku prowadzącego na Mogielicę, możecie zobaczyć tutaj.

zimowy widok na ćwilin znad jurkowa w beskidzie wyspowym
Ćwilin widziany znad Jurkowa

Z przystanku autobusowego kieruję się na południe w stronę Półrzeczek, aby po kilkudziesięciu metrach skręcić w prawo. Od tego momentu muszę być wyjątkowo czujny. Oznakowanie szlaku przez najbliższe kilkanaście minut marszu prawie nie będzie istnieć. Trzeba iść na wyczucie. Ułatwieniem w tym zakresie (w okresie zimowym) są ślady, które wskazują drogę. W lecie kierujcie się po prostu na zachód. Są w polskich Beskidach miejsca trudniejsze w orientacji, więc na pewno sobie poradzicie 😉 .

widok znad jurkowa na łopień w beskidzie wyspowym
Łopień widziany znad Jurkowa

Po kilkunastominutowej wędrówce przez pola stopniowo wchodzę w las. Ostatnie spojrzenie za siebie. Przede mną odsłania się piękna i potężna sylwetka Łopienia. Nieco dalej na południe, za zabudowaniami Jurkowa, dostrzegam najwyższą górę Beskidu Wyspowego – Mogielicę. Jeśli mam być szczery, to znam miejsca, z których prezentuje się ona dostojniej. Ale tak jest ze wszystkimi górami. W zależności od tego, z której strony na nie patrzymy, wyglądają za każdym razem inaczej.

na szlaku z jurkowa na ćwilin w beskidzie wyspowym
Na szlaku z Jurkowa na Ćwilin

Wchodząc do lasu, rozpoczynam właściwe podejście na Ćwilin. Początkowo łagodne, stopniowo robi się coraz bardziej strome. Nie czuję jednak zmęczenia. Mimo dużego mrozu jest mi ciepło. Las osłania od wiatru, a promienie słońca przeciskające się co chwilę przez drzewa, ogrzewają moją twarz. Co jakiś czas, gdy mocniej zawieje, śnieg z drzew opada na moją głowę. W zaistniałych okolicznościach zupełnie mi to nie przeszkadza. Jest fantastycznie.

widok z ćwilina w beskidzie wyspowym na łopień
Widok z Ćwilina na Łopień

Nabieram wysokości. Wokół robi się coraz bardziej zimowo. Las się przerzedza. Idę przez małą Polanę Kuczai. Od wierzchołka Ćwilina dzieli mnie już niewiele. Po krótkim podejściu spoglądam za siebie. Widoki coraz rozleglejsze. Łopień i Mogielica prezentują się jeszcze lepiej niż z Jurkowa. Nie tracę czasu na postój wiedząc, że panorama ze szczytu Ćwilina będzie jeszcze okazalsza.

na szczycie zimowego ćwilina w beskidzie wyspowym
Na Ćwilinie

Grzbiet staje się coraz bardziej płaski. Widząc już ławki na wierzchołku, przyspieszam, aż tu nagle… wpadam po kolana w śnieg. Biały puch, nawiany przez dujący na szczycie wiatr, utworzył niewidoczne dla oka zaspy i doły wypełnione śniegiem. Jakby góra chciała na sam koniec powiedzieć: „Wcale nie jestem taka łatwa…” .

widok z ćwilina w beskidzie wyspowym na gorce i tatry
Widok z Ćwilina na Gorce i Tatry

Starając się znaleźć punkty, z których śnieg został wywiany, docieram w końcu do celu. Okrywam się szczelniej i rozpoczynam kontemplację przepięknej panoramy, jaka rozciąga się z wierzchołka (a dokładniej – z Polany Michurowej).

widok z ćwilina w beskidzie wyspowym na luboń wielki i babią górę
Widok z Ćwilina na Luboń Wielki i Babią Górę

Co widzę? Zacznę może od wschodu. Panoramę otwierają dwie charakterystyczne góry Beskidu Wyspowego: Ostra i Cichoń. Obok nich – Mogielica. W tle majaczą szczyty Beskidu Sądeckiego z najwyższym spośród nich – Radziejową. Kolejno pojawiają się Gorce z niedawno wybudowanymi (o zgrozo!) wieżami widokowymi na Gorcu i Lubaniu, a bliżej – nieco niższe szczyty Beskidu Wyspowego: Krzystonów i Jasień.

Widoczność dzisiejszego dnia dopisuje, zatem na południu mam okazję podziwiać cudowną panoramę Tatr. Nie będę wypisywał wszystkich szczytów, bo nie o to chodzi, ale wierzcie mi: jest co oglądać! W oddali widnieją słowackie wzniesienia oraz pasma górskie: Wielki Chocz, Magura Orawska i Mała Fatra. Najbardziej charakterystycznymi górami położonymi na zachód od Ćwilina, które można stąd podziwiać, są Luboń Wielki i „Królowa Beskidów” – Babia Góra. Dzisiaj, jak całe Beskidy, otulona w śniegu.

Wyciągam aparat i dokumentuję piękno, które mnie otacza. Muszę się spieszyć, gdyż ręce dosłownie zamarzają. Wyciągam termos i raczę się gorącą herbatą, która w takich warunkach momentalnie stygnie. Nie ma to jak zima w górach! Mimo głodu decyduję się zejść niżej w miejsce osłonięte od wiatru, gdyż jedzenie w takich warunkach mogłoby skończyć się odmrożeniami. Zanim udam się w niższe partie polany, na prośbę turystów spotkanych na szczycie, robię kilka zdjęć.

Decyzję o zejściu ze szczytu przyspiesza coraz wyraźniejszy i głośniejszy warkot silnika quada. Po prostu nie mam słów… . Wokół cisza i spokój, a tu nagle pojawia się jegomość wraz ze swoją lubą i go zagłuszają. Liczyłem na to, że w zimie ten problem nie istnieje. Dzisiejsza sytuacja pokazuje, jak bardzo się myliłem.

obelisk na zimowym ćwilinie w beskidzie wyspowym
Na Ćwilinie

Poniżej wierzchołka natrafiam na ołtarz polowy, ufundowany przez parafię Jurków z okazji jubileuszu roku 2000, a także tablicę ku czci Ojca Świętego Jana Pawła II. Pod pobliskim drzewem zauważam ładną kapliczkę, pod którą spisano cały tekst „Pieśni XXV” Jana Kochanowskiego o incipicie „Czego chcesz od nas, Panie?”. Kapliczkę wzniesioną w okresie wojny w 1941 r., odnowiono w 1960 r.

Zimno doskwiera coraz bardziej. Czas schodzić do Mszany Dolnej. Zanim jednak opiszę szlak zejściowy, przytoczę legendę związaną z obniżeniem pomiędzy Ćwilinem, a Małym Ćwilinkiem (znajdującym się na południe od swego „większego brata”). Tekst pochodzi z „Legend związanych ze szczytami Beskidu Wyspowego” autorstwa Jana Wielka.

„… Pod Ćwilinem jest głęboka przepaść. Przed prawie 100 laty rzucił się w nią młody chłopak, z rozpaczy spowodowanej zawodem w miłości. Po jego śmierci było słychać w tym miejscu stałe stękanie, jęki i zgrzytanie zębami. Pewnego razu, w lecie, poszła na jagody i grzyby do lasu dziewczyna, która chłopca zdradziła. Gdy przyszła nad głębinę, ujrzała w niej chłopca. Był ubrany w długą, białą sukmanę, włosy miał zjeżone, a z ust buchał mu ogień. Na jego widok dziewczyna zaczęła uciekać, ale upiór dopędził ją i wciągnął w przepaść. Odtąd w głębinie ustały jęki i zgrzytanie zębami… ” (Matuszczyk A., Beskid Wyspowy – przewodnik, OW Rewasz, Pruszków, 2004).

kapliczka na szczycie ćwilina w beskidzie wyspowym
Kapliczka na Ćwilinie, 10 VIII 2008 r.

Podążam ścieżką na zachód wraz ze znakami żółtymi i niebieskimi. Po kilku minutach szlak niebieski na Przełęcz Gruszowiec odchodzi w prawo.

zima pod ćwilinem w beskidzie wyspowym
Zima pod Ćwilinem

Sceneria wokół mnie iście niebiańska. Połączenie bieli i błękitu to coś wspaniałego. Właśnie za to kocham zimę! Za czyste, niebieskie niebo i bielszy niż ubranie wyprane w znanej marce proszku do prania, śnieg. Za drzewa uginające się pod naporem białego puchu. Za zlatujące z ich wierzchołków płatki śniegu. Przez chwilę marzę o tym, aby za którymś ze świerków pojawiła się fińska sauna albo ruska bania. Wyobrażam sobie, że wchodzę do niej, a po wyjściu tarzam się w śniegu. Mhmmm… . Kocham zimę w górach!

widok spod ćwilina na luboń wielki, szczebel i lubogoszcz w beskidzie wyspowym
Widok spod Ćwilina na Luboń Wielki, Szczebel i Lubogoszcz

Idę prosto przed siebie. Wraz z utratą wysokości zimowy krajobraz traci nieco ze swojego piękna, ale wciąż poprawia nastrój. Przede mną ukazują się szczyty Beskidu Wyspowego: Luboń Wielki, Szczebel i Lubogoszcz. Po prawej – Śnieżnica. Gdzieś tam w dole rozlokowała się Mszana Dolna. Za około 3 godziny będę na miejscu.

Dochodzę do wyraźnej stokówki. Zastanawiam się gdzie iść. Oznakowania brak. W poszukiwaniu koloru żółtego schodzę z drogi. Trach! Zahaczam o schowany pod śniegiem kamień i trafiam w niego kolanem. To musiało zaboleć… . Dodatkowo chcąc uchronić się przed upadkiem na twarz i podpierając się rękoma, wpuszczam nieco śniegu do rękawa. Wilgoć i mróz to prosta droga to odczuwania spotęgowanego zimna. Trudno. Co się stało, to się nie odstanie. Ruszam dalej. Aha, i jeszcze jedno. Żeby rozjaśnić Wam, którędy biegnie szlak… . Cóż… byłem blisko. Kierunek obrałem dobry, tylko ścieżka przysypana przez śnieg biegnie nieco dalej na północ. Musicie zatem, schodząc z Ćwilina, skręcić w stokówkę w prawo, a zaraz potem w lewo. W ten sposób utrzymacie kierunek marszu i nie zgubicie się 🙂 .

Rozpoczynam zejście lasem. Najpierw łagodne, potem coraz bardziej strome i niewygodne. Kijki z pewnością będą bardzo pomocne. Ten odcinek szlaku nieco mnie nuży, ale przecież nie zawsze jest pięknie. Nie ma na co narzekać!

zimowy widok na ćwilin z czarnego działu w beskidzie wyspowym
Widok na Ćwilin z Czarnego Działu

Dochodzę do niewielkiej polany z widokiem na Lubogoszcz i Śnieżnicę. Jeszcze tylko kilkanaście minut stromego zejścia i teren staje się bardziej płaski. Spoglądam za siebie – Ćwilin w pełnej okazałości. W tym miejscu radzę zachować czujność i koncentrację, gdyż bardzo łatwo jest przegapić odejście żółtego szlaku z wyraźnej drogi w bok – w prawo. Jak to mówią… mądry Polak po szkodzie. Ta przygoda przytrafia się także i mnie. Na szczęście w porę orientuję się, że coś jest nie tak i zawracam. Jestem tylko 10 minut do tyłu.

widok z czarnego działu w beskidzie wyspowym na gorce
Czarny Dział i widok na Gorce, 10 VIII 2008 r.

Dalszy fragment szlaku to przedzieranie się przez zaśnieżone zarośla w nieciekawym lesie. Zdecydowanie najbardziej nużący odcinek dzisiejszej wycieczki. Po krótkim podejściu wychodzę na polanę. Na jej końcu zauważam znak triangulacyjny. A więc to już! Osiągnąłem wierzchołek Czarnego Działu (673 m n.p.m.). Z umieszczonej na szczycie tabliczki wynika, że biegnie tędy Główny Szlak Beskidu Wyspowego. Interesujące… .

widok spod czarnego działu w beskidzie wyspowym na zachód, na luboń wielki i szczebel
Luboń Wielki i Szczebel widziane ze szlaku na Ćwilin, 10 VIII 2008 r.

Na górze spędzam kilka minut, kontemplując widoki na południe, a następnie ruszam dalej. Idę ni to przez las, ni to przez śródleśne polany, trawersując kolejne zbocza.

widok na luboń wielki i mszanę dolną ze szlaku na ćwilin w beskidzie wyspowym
Widok na Luboń Wielki i Mszanę Dolną ze szlaku na Ćwilin

W końcu pojawia się przede mną charakterystyczne wzniesienie o nazwie Wsołowa (łatwiejsza do zapamiętania jest jego druga nazwa – Grunwald). Szlak nie wyprowadza na jego wierzchołek, lecz trawersuje go od północy. Na oznakowanie szlaku w tym miejscu nie macie co liczyć. Pozostaje mapa i orientacja w terenie. Przyda się ona także na dalszym odcinku trasy, wiodącej w przeważającej części przez pola.

 Luboń Wielki, Szczebel, Lubogoszcz, a także zabudowania Mszany Dolnej, widać coraz wyraźniej. Do celu pozostało coraz mniej kilometrów. Rozluźniam się do tego stopnia, że w miejscu, gdzie powinienem skręcić lekko w prawo i pójść wzdłuż niewielkiego jaru, idę prosto przed siebie. Błąd jest niewielki, bo tak czy siak, choć bez znaków, do Mszany Dolnej dojdę bez problemów, a dodatkowo przebyte kilometry wyjdą mi tylko na zdrowie.

Ostatnie momenty zejścia przede mną. Szlakiem narciarskim dochodzę do drogi prowadzącej wzdłuż rzeki Mszanki i skręcam w prawo w kierunku centrum miasta. Do dworca autobusowego położonego przy ul. Starowiejskiej pozostało kilkanaście minut marszu.

Nie patrzcie na rozkład jazdy na mszańskim dworcu. Busy jeżdżą tutaj jak chcą i kiedy chcą. Po około dwudziestominutowym oczekiwaniu w końcu przyjeżdża jeden z nich. Zajmuję miejsce i wygodnie rozsiadam się w fotelu. Do Krakowa dojeżdżam po nieco ponad godzinie. Smok(g) wciąż pożera miasto. Żeby tak przywieźć tu górskie powietrze z sobą! Dlaczego tak się nie da? Może dlatego, aby mieć kolejny powód do wyruszenia w góry? 🙂


Skomentuj

© 2024: Paweł Łacheta | Travel Theme by: D5 Creation | Powered by: WordPress