Road trip 2014, dzień 7, cz. 2: prysznic pod wodospadem i noc na przełęczy Vrsic

Opuszczamy Bled ze smutkiem, ale i nadzieją, że to nie ostatnie tak piękne miejsce, które odwiedzamy w Słowenii. Kierujemy się w stronę doliny Sawy. Będziemy nią podążać na północny zachód aż do miejscowości Mojstrana. Po drodze robimy zakupy na nadchodzące dni, coby nam nie zabrakło jadła, i ruszamy na spotkanie z kolejną słoweńską atrakcją.

Mojstrana to miejscowość letniskowa przy ujściu Triglavskiej Bistricy do Sawy, leżąca u wylotu doliny Vrata. Tutaj zmieniamy kierunek jazdy i skręcamy w lokalną drogę prowadzącą na południowy zachód. Doprowadza ona aż do schroniska Aljažev dom, będącego dogodnym punktem wypadowym na szczyt Triglava (2864 m n.p.m.), czyli najwyższej góry Słowenii, a zarazem najwyższego wzniesienia Alp Julijskich. Jeśli posiadacie dobrą kondycję i obycie w wysokich górach, na wejście i zejście z Triglava na pobliski parking powinien Wam wystarczyć długi, letni i przede wszystkim pogodny dzień. Nie jest to mała górka, którą można sobie zdobyć ot tak i trzeba o tym pamiętać, gdy już zdecydujemy się to zrobić. O tym, jak ważne znaczenie dla Słoweńców ma Triglav, może świadczyć fakt, że widnieje on zarówno na godle, jak i fladze tego maleńkiego kraju, a wycieczka na jego wierzchołek jest niemal obowiązkiem każdego obywatela.

My jednak nie planujemy zdobywać szczytu. Nie tym razem. Zamiast tego chcemy zobaczyć cudo natury, o którym niewiele wspomina się w przewodnikach po Słowenii, a które KONIECZNIE musicie odwiedzić, będąc w pobliżu. Mowa o wodospadzie Peričnik.

Aby do niego dotrzeć, należy ze wspomnianej wcześniej Mojstrany kierować się identycznie, jak do schroniska Aljažev dom, lecz nie dojeżdżać do samego końca doliny Vrata (swoją drogą jednej z najpiękniejszych dolin w Alpach Julijskich), tylko pozostawić samochód na parkingu w pobliżu przydrożnej knajpy.

Nie denerwujcie się, jeśli będziecie jechać, jechać i jechać, a wokół będą tylko lasy i lasy, a droga będzie coraz węższa i gorszej jakości. Nie będzie to świadczyć o tym, że się zgubiliście, wręcz przeciwnie. Wkraczamy bowiem w jeden z piękniejszych zakątków słoweńskich Alp, a szczyty, jakie nas otaczają, są coraz wyższe i dostojniejsze.

Po kilkunastu minutach jazdy przez las w końcu docieramy na miejsce. Zostawiamy auto na parkingu (opłata jest symboliczna – płacimy, z tego co pamiętam, 2 euro za 2 samochody, choć tak naprawdę nie stoi tu żaden pan parkingowy; nie ma też parkomatu, ale dla świętego spokoju uiszczamy opłatę), zakładamy górskie buty i… rozpoczynamy przygotowywanie szybkiego obiadu z widokiem na wodospad 🙂 .

tablica przy wejściu na szlak do wodospadu pericnik w alpach julijskich w słowenii
Tablica przy wejściu na szlak do wodospadu Wodospad Pericnik

Wodospad Peričnik składa się z dwóch części: dolnej (o wysokości 52 m) i górnej (16 m). Powstał w wyniku działalności lodowca alpejskiego w dolinie Vrata. Podczas jego wycofywania się, materiał skalny był przenoszony przez topniejące wody i osadzany w dolnej części doliny. W dolinie Vrata morena (materiał transportowany przez lodowiec) uformowała ścianę skalną leżącą wzdłuż lewego brzegu Triglavskiej Bistricy (o szerokości dochodzącej do nawet 100 m). Jest ona najlepiej widoczna właśnie w tym miejscu, w którym się znajdujemy – przy wodospadzie Peričnik, a jej górna krawędź jest zarazem progiem wodospadu. Jego bieg zmieniał się na przestrzeni ostatnich tysięcy lat wielokrotnie i zmieni się pewnie nie raz, co jest naturalną koleją rzeczy.

wodospad pericnik w alpach julijskich w słowenii
Wodospad Pericnik

Po posiłku ruszamy w kierunku wodospadu dobrze widoczną ścieżką i po chwili stajemy pod jego dolną częścią. Możecie zadawać sobie pytanie: dlaczego przyjechaliście właśnie tutaj? Przecież wodospadów w Słowenii jest bez liku, a o poranku oglądaliście jeden z popularniejszych w tym kraju – Savicę. Otóż… jest jedna rzecz, która sprawia, że Peričnik powinien być miejscem, gdzie zapragniecie dotrzeć… .

wodospad pericnik w alpach julijskich w słowenii
Wodospad Pericnik

Należy on do nielicznych wodospadów, które możemy zobaczyć niejako „od środka”, a właściwie „od tyłu”, tzn. wejść do niszy skalnej, którą sam utworzył. Różnica w obserwacji i odbiorze tego zjawiska z dwóch różnych perspektyw jest mniej więcej taka, jak przy spływie Dunajcem na łodzi i pontonie. Niby to samo, ale jednak nie do końca.

wodospad pericnik w alpach julijskich w słowenii
Wodospad Pericnik

Wrażenia, jakie towarzyszą nam, będąc pod wodospadem, są nie do opisania. I tym razem są to słowa jeszcze bardziej prawdziwe niż zazwyczaj. W ostatnich dniach naszej podróży po Słowenii deszcz nas nie oszczędzał. To prawda. Ale stojąc pod Peričnikiem i czując, jak stajemy się coraz bardziej mokrzy od naturalnej wodnej kurtyny, jaką tworzy, zupełnie nam to nie przeszkadza. Cieszymy się jak dzieci, gdy spływa po nas woda i czujemy ją w butach. Wrażenie nie do opisania! Do tego huk, który nam towarzyszy – coś pięknego! Chcemy tu zostać!

wodospad pericnik w alpach julijskich w słowenii
Wodospad Pericnik

Przechodzimy pod ścianą skalną, aby obejrzeć wodospad „od tyłu” i z drugiej strony. Nawet tutaj, idąc w pewnej odległości od głównego strumienia, czujemy na sobie kropelki wody. Jedynym minusem zaistniałej sytuacji jest to, że na skutek 100% wilgotności powietrza w pobliżu wodospadu i wodnej mgiełki, jaka się tu tworzy, obiektywy naszych aparatów zostały zawilgocone i nie da się z ich pomocą wykonać wyraźnych, ostrych zdjęć. Trochę czasu zajmuje nam ich suszenie i doprowadzenie do stanu używalności, ale w końcu udaje nam się wykonać kilka satysfakcjonujących ujęć.

Jesteśmy pod takim wrażeniem wodospadu, że robimy sobie na jego tle grupowe pamiątkowe zdjęcie. Kontemplujemy otoczenie jeszcze przez kilka minut i ruszamy dalej!

No dobrze, dolny wodospad zaliczony. Ale czy można dostać się do wyższego? No jasne, że można! Jurek odnajduje ścieżkę prowadzącą na górę. Początkowo nie wiemy, czy faktycznie prowadzi ona do wodospadu, ale nie zaszkodzi spróbować. Tym bardziej, że chcemy zostać w tym miejscu tak długo, jak tylko się da 🙂 .

Kilka minut później naszym oczom ukazuje się kolejna część spektaklu pt. „Peričnik – słoweńskie cudo”. Pod względem atrakcyjności w niczym nie ustępuje swojemu dolnemu „koledze”. No, może poza wysokością, gdyż jest od niego niższy aż o 36 m. Jednak zarówno górny, jak i dolny wodospad, są przepiękne i do każdego z nich warto się wspiąć, bo jest to przeżycie, którego długo nie zapomnicie!

wodospad pericnik w alpach julijskich w słowenii
Wodospad Pericnik

Z żalem schodzimy w dół w stronę parkingu. Na koniec oglądamy się za siebie jeszcze raz, aby wzrokiem pożegnać nasz ukochany wodospad, który tak bardzo nas zauroczył. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że jest to miejsce, które może śmiało konkurować z Bledem, biorąc pod uwagę atrakcyjność turystyczną, a jego niewątpliwą zaletą jest to, że zagląda tu mniej turystów niż nad wspomniane jezioro, a Alpy Julijskie są stąd bardziej na wyciągnięcie ręki.

zasłonięty chmurami triglav w alpach julijskich w słowenii
Alpy Julijskie – w tle, w chmurach zasłonięty Triglav

Pora jechać dalej. Za naszymi plecami pozostawiamy najwyższe szczyty Alp Julijskich ze schowanym za chmurami Triglavem na czele. Doliną Vrata wracamy w kierunku Mojstrany.

magiczny kolor wody rzeki triglavska bistrica w słowenii
Triglavska Bistrica

W tym miejscu chcę wspomnieć o jeszcze jednej, bardzo interesującej rzeczy: o kolorze wody słoweńskich rzek. Triglavska Bistrica, wzdłuż której się poruszamy, jest najlepszym przykładem tego, że bardzo często jest on jasnoniebieski. Nie jestem na 100% przekonany, z czego to wynika, ale podejrzewam, że może być to spowodowane składem mineralnym białych wapieni, które budują Alpy Julijskie. A może po prostu ta woda jest tak czysta i tak krystaliczna, że na tle jasnych skał jej kolor wydaje się tak niesamowity? Być może prawda leży pośrodku, co nie zmienia faktu, że jeszcze nieraz podczas naszego wyjazdu zostaniemy tym zauroczeni.

okolice kranjskiej gory w alpach julijskich w słowenii
Okolice Kranjskiej Gory

Wyjechaliśmy ponownie na drogę biegnącą doliną Sawy. Kierujemy się na zachód w stronę Kranjskiej Gory. Słońce powoli chowa się za alpejskimi szczytami, a my mamy do przejechania jeszcze kilkadziesiąt kilometrów! Nie ma szans! Nie zdążymy do naszego kolejnego miejsca noclegowego przed zachodem słońca. Cóż… pozostanie nam jazda w ciemnościach.

alpy julijskie o zachodzie słońca w słowenii
Alpy Julijskie o zachodzie słońca

W Kranjskiej Gorze skręcamy na południe, w drogę nr 206, która zaprowadzi nas na jedną z najpiękniej położonych alpejskich przełęczy – Vršič (1611 m n.p.m.).

Stopniowo nabieramy wysokości. Szosa staje się coraz bardziej kręta. Ułatwieniem dla kierujących są tabliczki z numerami porządkowymi zakrętów i informacjami o wysokości n.p.m., na której się znajdujemy. W prześwicie drzew podziwiamy białe alpejskie szczyty. Jest coraz ciemniej, więc klimat podróży staje się jeszcze bardziej mroczny. Zza chmur wyłania się księżyc. Tą drogą o tej porze prawie nikt nie jeździ. Jesteśmy tylko my i Matka Natura.

widok z przełęczy vrsic na prisojnik w alpach julijskich w słowenii
Widok na Prisojnik (2547 m n.p.m.) z Przełęczy Vrsic

Dojeżdżamy do przełęczy. Nie możemy się tu nie zatrzymać. Widoki, jakie się stąd roztaczają, są zniewalające. Alpy Julijskie spowite przez chmury o zmroku to coś, co warto zobaczyć.

Wyskakujemy z samochodów i chwytamy aparaty w dłonie. Nie wiemy, co fotografować najpierw, bo wszystko dokoła jest wspaniałe! Nie przeszkadza nam przenikliwy chłód, który o tej porze roku i na tej wysokości nad poziomem morza jest dość dokuczliwy. Cieszymy się chwilą, robiąc sobie na koniec pamiątkowe zdjęcia.

schronisko ticarjev dom na przełęczy vrsic w alpach julijskich w słowenii
Ticarjev dom na Przełęczy Vrsic

Już wracamy do aut, już chcemy otwierać drzwi, gdy… dziewczyny sugerują nam… spanie na przełęczy. Hmmmm… . Nie proponowaliśmy tego, bo nie przypuszczaliśmy, że mogą się na to zgodzić, ale skoro same wyszły z taką ofertą, to nie zamierzamy odmawiać. Tym bardziej, że pomysł nam się baaaardzo podoba. A więc… postanowione! Śpimy w autach na przełęczy! Hurra!

Powyżej parkingu, na którym zostawiamy auta, zauważamy budynek wyglądający na górskie schronisko. Postanawiamy się w nim ogrzać przy gorącej herbacie, więc zabieramy ze sobą ciepłe rzeczy i latarki (bo bez nich, idąc z powrotem, moglibyśmy się zgubić :D) i wchodzimy do środka. Schronisko, o którym mowa to Tičarjev dom. Jest otwarte od późnej wiosny do wczesnej jesieni (aby dowiedzieć się, czy w chwili, gdy mamy zamiar w nim przenocować, jest otwarte, wystarczy wejść na podaną wyżej w linku stronę internetową i napisać maila na wskazany adres.

Po raz kolejny przekonujemy się, że świat jest bardzo mały. Wchodząc do schroniska, słyszymy polski język. A więc nawet tutaj przywiało naszych rodaków! :). Kilkuosobowa grupa z Warszawy przyjechała tu, aby przez parę dni wspinać się w Alpach.

Zamawiamy po herbatce/kawie i słodkich pysznościach (naleśniki z nutellą to coś, czemu nie mogę się oprzeć) i biesiadujemy w ciepłej chatce przez ponad godzinę. Pada propozycja, aby w schronisku spędzić nawet noc, ale w głosowaniu decydujemy, że spanie pod chmurką, a właściwie pod dachem samochodów, to coś, czego chcemy właśnie teraz. Poza tym € 18, jakie wydalibyśmy na nocleg w chacie, jest mimo wszystko dość dużą kwotą.

Po zakończonej konsumpcji wychodzimy na ziiiimne powietrze i… przygotowujemy się do biesiady przy stolikach po drugiej stronie drogi.

Co kilkanaście minut drogą przejeżdża pojedynczy samochód. W pewnym momencie na przełęczy zatrzymuje się pojazd słoweńskich ratowników górskich. Gdzie wyruszają o tej porze? Czyżby na akcję? Po kilkudziesięciu minutach widzimy światła ich latarek kilkaset metrów powyżej miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdowali. Po kolejnych dwóch godzinach są już z powrotem na przełęczy.

Podczas biesiady konsumujemy napoje spożywane przed osoby powyżej 18 roku życia i wspominamy dzisiejszy dzień i cały dotychczasowy wyjazd. Razem z Olą nie możemy sobie odmówić przyjemności zabawy ze statywem, który przydaje się podczas kolejnego grupowego zdjęcia.

Zmęczenie daje nam się we znaki dopiero po północy. Zajmujemy miejsca w samochodach i układamy się do snu. Kolejny wspaniały dzień wyprawy właśnie się zakończył.

Galeria zdjęć z Road Tripu do obejrzenia tutaj i tutaj.


Skomentuj

© 2024: Paweł Łacheta | Travel Theme by: D5 Creation | Powered by: WordPress