Bratysława – UFO i zamek Devin, dzień 2, cz. 1
Wczorajszy spacer po bratysławskiej Starówce dostarczył nam wielu wrażeń. Dziś oprócz Starego Miasta postanawiamy zobaczyć mniej popularne, co nie znaczy, że mniej interesujące, rejony słowackiej stolicy. Co prawda pogoda nie nastraja optymistycznie (jest pochmurno), ale mamy nadzieję, że przynajmniej nie będzie padać.
Pierwszym miejscem, które odwiedzamy, jest znajdujący się naprzeciwko naszego hostelu pasaż handlowy ÚĽUV, w którym można zaopatrzyć się w ludową ceramikę, tkaniny, ręczne hafty i inne produkty rękodzieła artystycznego. Dla kogoś, kto lubi takie rzeczy, jest to obowiązkowe miejsce do odwiedzenia. Niestety nie ma jeszcze godziny 10 rano, więc sklepy są zamknięte, ale przez witryny, a także przed nimi możemy podziwiać przykładowe produkty rzemiosła. Ładnie to wygląda.
Kierujemy się w stronę naddunajskiej promenady, przechodząc w pobliżu niebieskiego kościółka, który opisałem w poprzednim wpisie. Tym razem drzwi do niego zostały otwarte i możemy podziwiać jego piękne, błękitne wnętrze. A prezentuje się ono tak:
Podążamy śladami naszej wczorajszej wieczornej wędrówki, aby po kilkunastu minutach dojść do promenady nad pięknym, choć nie modrym, jak odwiedzony przed chwilą kościółek, Dunajem. Nie jest tak magicznie, jak wczorajszej nocy, ale trudno, żeby było inaczej. Każde miejsce za dnia wygląda inaczej niż w nocy. Docieramy do Mostu SNP i przechodzimy na drugą stronę rzeki.
Most SNP (Słowackiego Powstania Narodowego – dawniej Nový most) został ukończony w latach 70 XX w., aby ułatwić mieszkańcom Petržalki dojazd do centrum miasta. Jak wcześniej wspomniałem, pod jego budowę wyburzono zachodnią część Starówki (głównie byłej dzielnicy żydowskiej).
Wysoka na ponad 90 metrów konstrukcja jest zwieńczona przypominającą statek kosmiczny restauracją, a jednocześnie nocnym klubem, nad którym umieszczono niewielką platformę widokową, z której rozpościera się fantastyczny widok na miasto. Postanawiamy skorzystać z możliwości podziwiania panoramy i wchodzimy do środka.
I tutaj czeka na nas niemiła niespodzianka. Zerkamy na cennik… . € 6,50 za możliwość wjechania windą do góry to baaaardzo dużo, no ale cóż… . Raz się żyje. Miejmy tylko nadzieję, że będzie warto. Więcej informacji o cenach i godzinach otwarcia platformy widokowej i restauracji możecie odnaleźć tutaj.
Po dotarciu na górę wychodzimy po schodach nieco wyżej i… już! Pod nami u stóp leży Bratysława. Przejrzystość powietrza niestety nie jest oszałamiająca, dlatego też na rozległe widoki nie ma co liczyć, niemniej jednak słowacka stolica z perspektywy lotu ptaka prezentuje się bardzo ładnie. Po północnej stronie dominuje Stare Miasto oraz bratysławski zamek, z zachodu na wschód płynie Dunaj, a na południu „podziwiamy” blokowiska Petržalki.
Czy było warto? Mamy mieszane uczucia. Widoki co prawda urzekają, ale cena, jaką przyszło nam za nie zapłacić, jest wg nas zbyt duża i odstrasza wielu potencjalnych odwiedzających. Nie będę pisał o menu restauracji, która znajduje się tuż pod platformą widokową, bo jeśli za głupie ciastko przychodzi płacić € 3, to możecie sobie tylko wyobrazić, ile będzie kosztował dwudaniowy obiad z lampką wina. Miejsce zdecydowanie dla turystów z Zachodu.
Zjeżdżamy windą na dół i kierujemy się w stronę pobliskiego parku Janka Kráľa. To jeden z najstarszych ogrodów publicznych w Europie Środkowej założony pod koniec XVIII w.
Spacerując wśród zieleni, podziwiamy nie tylko piękne drzewa, ale także zabytki kultury. Naszą uwagę zwracają pomniki poetów epoki romantyzmu: Janka Kráľa i Sándora Petőfiego, jak również gotycka altana z XIX w., będąca fragmentem dawnego kościoła franciszkanów (Rusin W., Klimek P. i inni, Bratysława. Przewodnik Pascal Lajt, Bielsko-Biała, 2014).
Idzie się bardzo przyjemnie, choć o socjalistycznej przeszłości po prawej stronie Dunaju przypomina nawierzchnia parku – asfalt to chyba najgorsza rzecz, jaką można wyłożyć ogrodowe alejki. Nagle… po lewej stronie słyszymy miarowy stukot. Odwracamy głowy i naszym oczom ukazuje się… on – poczciwy dzięcioł:
Nawet ojciec, który wybrał się z dzieckiem na spacer, zostawia wózek i pochłonięty filmowaniem ptaka zbliża się do niego coraz bliżej. Ciekawe, czy zauważyłby, gdyby ktoś odjechał z jego pociechą w siną dal… .
Z parkowych alejek interesująco prezentuje się UFO, na szczycie którego przed chwilą byliśmy. Trzeba przyznać, że oglądane z tej perspektywy robi wrażenie.
Fani futbolu z pewnością pamiętają zespół piłkarski Artmedia Petržalka, który w 2005 r. dzielnie walczył w Lidze Mistrzów, zajmując trzecie miejsce w grupie. Stadion tego jednego z najstarszych słowackich zespołów (obecnie występującego pod nazwą FC Petržalka 1898) znajduje się niedaleko stąd.
Przyjemny spacer wśród drzew czas zakończyć. Zmierzamy w kierunku Mostu SNP, aby z pętli autobusowej, która się pod nim znajduje (po lewej, zabytkowej stronie Dunaju), udać się na zamek Devín, jeszcze w obrębie granic słowackiej stolicy.
Do zamku można dotrzeć liniami autobusowymi 28 i 29 z zaznaczeniem iż tylko linia nr 29 podjeżdża pod sam zamek. Jeżeli wybierzecie linię nr 28, będziecie musieli przejść kilka minut od głównej drogi (wysiadając na przystanku Štrbská). Decyzja należy do Was. W soboty i niedziele, z uwagi na częstotliwość kursowania autobusu nr 29 (co 30 minut), warto wybrać tę opcję. W pozostałe dni należy wsiąść do czegokolwiek, co jedzie w stronę zamku (czyli linii nr nr 28 lub 29). Bilet na przejazd możecie zakupić w automatach, które znajdują się na pętli – należy wybrać ten za € 0,90, który upoważnia do przejazdu przez 60 minut (w soboty i niedziele przez 90 minut!) lub bilet kombinowany za € 1,70, którym pojedziemy w obie strony, a więc oszczędzimy € 0,10 🙂 – należy go skasować dwa razy! Więcej informacji o trasach, cenach i innych przydatnych rzeczach w podróżowaniu bratysławską komunikacją miejską możecie przeczytać tutaj.
Po zakupieniu biletów oczekujemy na autobus nr 28. Zgodnie z rozkładem jazdy powinien już nadjechać, ale… cisza. Patrzymy na tablicę przystankową i… wszystko jasne. Ważna rada: nie sugerujcie się tym, że rozkład jazdy jakiejś linii wisi przy danym stanowisku, bo to o niczym nie świadczy. Sugerujcie się tylko tabliczką z nr linii, która znajduje się na słupku. I tak: linia nr 28 nie odjeżdża z tego samego miejsca, co linia nr 29 (28 zatrzymuje się przy głównej drodze pod mostem, a 29 podjeżdża na stanowisko na pętli).
Tym oto sposobem „ucieka” nam nr 28. Jako że autobus nr 29 mamy za pół godziny, postanawiamy przejść się do centrum miasta (małe odległości w centrum Bratysławy to zbawienie!) i w ten sposób oczekiwać na autobus. W międzyczasie pomagamy w zakupie biletów niesłowiańskim turystom (swoją drogą ciekawe przeżycie, biorąc pod uwagę to, że sami kupowaliśmy te bilety po raz pierwszy w życiu, no ale cóż… Polak język słowacki prędzej zrozumie niż Hindus :D.
Podążamy w kierunku ulicy Panskiej, przy której, wg przewodnika, znajduje się kolejny spośród oryginalnych bratysławskich pomników: Paparazzo. Nic z tego. Szukamy dokładnie w tym miejscu, w którym wskazuje książka, ale nie możemy nic znaleźć. I nie znajdziemy. Paparazzo, podobnie jak pobliska włoska restauracja o nazwie Paparazzi, bezpowrotnie zniknęły z mapy centrum miasta. A szkoda, bo Bratysława straciła jedno z ciekawych, interesujących miejsc, przy których można było sobie zrobić zdjęcie.
Jeszcze krótka dygresja: nie polecamy przewodnika wydawnictwa Pascal Lajt: Bratysława (którego partnerem jest BP Itaka). Jest w nim zbyt dużo nieaktualnych i błędnych informacji, a to nieco utrudnia zwiedzanie. Koniec. Kropka. Dziękuję. 🙂
Nie ma Paparazzo, ale jest ktoś inny… . Spacerując ulicą Panską, warto podejść do kamienic z nr 27 i 29. W szparze pomiędzy nimi odnajdziecie interesującą postać. To Posmievačik. Jego charakterystyczną cechą jest nadnaturalnej wielkości… fallus. Legenda głosi, że dawno dawno temu żyło dwóch chłopców pragnących poślubić jedną dziewczynę. Ona sama nie była w stanie podjąć tak ważnej decyzji, dlatego wymyśliła dla nich zadanie: mieli wybudować domy, a ten z nich, który wzniósłby ładniejszy, zostałby jej mężem. Wybrała Posmievačika. Od tego czasu drwi on w widoczny sposób z własnego brata, którego odrzuciła dziewczyna (Bratislava. Region guide. Ročnik 2, č. 2).
Powracamy na pętlę autobusową. Po kilku minutach podjeżdża nasz autobus. Kasujemy bilety i zajmujemy miejsca. Po ponad dwudziestominutowej przejażdżce starym, poczciwym ikarusem, dojeżdżamy pod sam zamek.
Górujące nad okolicą zamczysko wskazuje nam drogę. Podchodzimy bliżej. Naszą uwagę zwracają stoiska z pamiątkami i… winami pochodzącymi z okolicznych winnic. Nie możemy sobie odmówić skosztowania trunków. Po symbolicznej konsumpcji jednego z nich, postanawiam go zakupić. Będzie w sam raz na prezent do domu! 🙂
Cofamy się o kilkanaście metrów i zaczynamy podejście na zamek. Wstęp na jego teren kosztuje nas € 4, a więc na szczęście jest to kwota do zaakceptowania. Godziny otwarcia możecie sprawdzić tutaj.
Zamek Devín usytuowany jest na wapiennej skale u zbiegu rzek Dunaju i Morawy, na skrzyżowaniu dwóch szlaków handlowych: Dunajskiego i Bursztynowego. Ślady osadnictwa na tych terenach sięgają aż epoki kamienia. Potem osiedlali się tu Celtowie, plemiona Germanów, Rzymianie, a w końcu Słowianie. Najbardziej unikatowym znaleziskiem z Devína w skali Europy jest skarbonizowany bochenek sfermentowanego chleba pochodzący z V w. W 1527 r., co może interesować nas – Polaków – zamek został nadany Stefanowi Batoremu. W 1809 r. wojska napoleońskie wysadziły go w powietrze. Od 1965 r. realizuje się tu systematycznie wykopaliska archeologiczne. W 1961 r. zamek Devín ogłoszono Narodowym Pomnikiem Kultury (www.muzeum.bratislava.sk).
Im wyżej podchodzimy, tym piękniejsze widoki się nam ukazują. Na północy okoliczne wzgórza zajmują domy i prywatne winnice. To właśnie tutaj zaczynają się Karpaty – jesteśmy w miejscu ich zachodniego krańca. W moich myślach pojawia się plan, o którym zacząłem myśleć już podczas przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego: a gdyby tak przejść cały Łuk Karpat… stąd aż do Rumunii? Mhmmmm… . To byłoby coś!
Nasze kolejne kroki kierujemy w stronę wystawy : „Rozwój zamku Devín”, w którym zgromadzono znaleziska archeologiczne i tablice z opisem historii zamku i osadnictwa na tych terenach. Miłym zaskoczeniem jest to, iż wśród ulotek o zamku znajdujemy jedną w języku polskim! No proszę… sąsiedzi o nas pomyśleli! To bardzo miłe :). Po kilku minutach kontynuujemy zwiedzanie na świeżym powietrzu.
Zbliżamy się do Górnego Zamku, który ostatecznie zamknięto dla zwiedzających w 2008 r., kiedy to fragment murów oberwał się do rzeki. Ta część zamku w czasach komunizmu była także wykorzystywana w inny sposób… . Władza niechętnie patrzyła na wycieczki do Devína z uwagi na to, iż w tym miejscu Dunaj jest już rzeką graniczną. Przedostanie się do Austrii mogło więc być pokusą, której niektórzy śmiałkowie nie mogliby się oprzeć. Dzięki skokowi z lotnią z ruin zamku uciekły stąd ponoć 3 osoby (Rusin W., Klimek P. i inni, Bratysława. Przewodnik Pascal Lajt, Bielsko-Biała, 2014).
Wychodzimy na taras widokowy w południowej części warowni. Przepiękny widok na Dunaj uświadamia nam, jak bardzo odważni musieli być ci, którzy zdecydowali się podjąć próbę ucieczki do lepszego świata. Robimy sobie pamiątkowe fotografie i powoli opuszczamy ruiny twierdzy, przechodząc obok rycerzy przygotowujących się do turnieju, który ma się tu odbyć wieczorem.
Podsumowując, możemy stwierdzić z czystym sumieniem, że polecamy wycieczkę na zamek Devín. Jego niewątpliwym atutem jest położenie nad Dunajem, co sprawia, że jest to idealne miejsce na odpoczynek od gwaru miasta i spojrzenie na Bratysławę z nieco innej strony.
To jednak nie koniec spaceru po Devínie. Po minięciu kas skręcamy w drogę w lewo i rozpoczynamy wędrówkę brzegiem rzeki. Tablice przy wejściu na szlak oznajmiają nam, że znajdujemy się na obszarze Sandbersko-pajštúnskiego geoparku. Jego najbardziej interesującą częścią jest wzgórze Sandberg, położone kilka kilometrów na północ od zamku. Prowadzi do niego ścieżka edukacyjna. Znaleziono tam skamieniałości żyjące w trzeciorzędowym morzu, które jeszcze kilkanaście milionów lat temu zajmowało ten obszar. Należały do nich m.in. małże, jeżowce, gąbki, zęby rekina, fragmenty szkieletów małp, nosorożców włochatych i innych. O bardziej szczegółowej geologii Sandbergu (wraz ze zdjęciami przykładowych skamieniałości) możecie przeczytać tutaj (w języku słowackim i angielskim). To stanowisko to jeden z bardziej interesujących obiektów geologicznych w okolicy i każdy geolog będący w pobliżu powinien tu zajrzeć (aż mi wstyd, że tego nie zrobiłem 🙁 ). Cóż… następnym razem, gdy będę tu przejazdem, na pewno tu wstąpię!
Wędrujemy wzdłuż Dunaju, obserwując z dolnej perspektywy Devínski zamek. Jedna z wieżyczek przypomina mi Jaskółcze Gniazdo na Krymie, które miałem w planach odwiedzić w 2014 roku… . Cóż… historia potoczyła się tak, a nie inaczej… .
Dochodzimy do centrum osiedla. Zgłodnieliśmy, więc szukamy knajpy polecanej w przewodniku, ale… nie ma jej. Postanawiamy zatem wsiąść do autobusu i przekąsić coś (a właściwie nie coś, tylko bryndzlowe haluszki, które nam zasmakowały) już w centrum Bratysławy. Ikarus z tym samym kierowcą podjeżdża po kilku minutach. Po chwili jesteśmy znów pod Mostem SNP.
Galeria zdjęć z Bratysławy i Žiliny do obejrzenia tutaj.