Słowacja inaczej niż zazwyczaj: W drodze do Bratysławy, dz. 1, cz. 1
Słysząc hasło „Słowacja”, większości z nas od razu pojawiają się przed oczami obrazy postrzępionych grani Tatr albo gorących źródeł. Bardziej wnikliwi turyści z pewnością kojarzą słowackie zamki i klimatyczne miasteczka, parki narodowe ze Słowackim Rajem na czele i wapienne wzniesienia Małej Fatry. Ale czy ktokolwiek na pytanie: „Z czym kojarzy ci się Słowacja?” odpowie: „Z Bratysławą”? Jeśli tak, to zapewne niewielu.
Stolica naszych południowych sąsiadów jest przez nas traktowana po macoszemu. Przeważnie mijamy ją, podróżując autostradą do Wiednia albo dalej – w kierunku Chorwacji i wybrzeża Adriatyku. Czy słusznie? Czy naprawdę nie ma tam nic interesującego, co mogłoby zaciekawić polskiego turystę? Jak bardzo Bratysława różni się od pozostałych części kraju (jeśli w ogóle się różni)? Czy można w niej miło i przyjemnie spędzić czas? Na te i inne pytania postaram się Wam odpowiedzieć w cyklu wpisów poświęconych tej niewielkiej i niedocenianej europejskiej stolicy.
Słowacką stolicę postanowiliśmy odwiedzić już w lutym. Okres naszej podróży wyznaczyliśmy na długi weekend majowy (choć w tym roku wyjątkowo krótki). Stwierdziliśmy, że 3 dni, a właściwie 2 i pół, w zupełności wystarczą na poznanie uroków Bratysławy. Po zarezerwowaniu noclegów, zakupieniu biletów i uzbrojeniu się w dobry humor, nadszedł czas, aby wyruszyć w podróż… .
Przewidując długie kolejki przy dworcowych kasach w czwartkowy wieczór, postanawiamy zakupić bilety już o poranku. O 19.30 mamy zamiar wyruszyć z Krakowa do Katowic, aby stamtąd odjechać Polskimbusem do Bratysławy.
Na krakowski dworzec autobusowy docieramy ok. 19:15. Naszym oczom ukazuje się kilkudziesięciometrowa kolejka do autobusu… .
– Czy ja śnię? – myślę sobie.
Niestety nie… . To nie sen, tylko rzeczywistość. Na szczęście posiadając bilety, mamy prawo wejścia bez kolejki do autobusu. Tylko co z tego, skoro okazuje się, że nasz autobus… zepsuł się i nie odjedzie. Jak pech to pech. Zgodnie z komunikatem ogłaszanym przez głośniki, idę do kasy wymienić bilety na następny kurs o godzinie 20. A do kasy… kolejka nie mniejsza niż do autobusu… . Robi się coraz bardziej nerwowo. Dzięki uprzejmości osób, wymieniam bilet bez konieczności odstania kilkudziesięciu minut i wracam pod stanowisko, z którego odjedzie nasz autobus. Nie wiadomo, jak będzie na autostradowych bramkach i ile zajmie nam dojazd do Katowic. Ładnie zaczyna się nasza podróż… .
Na szczęście następny środek transportu podjeżdża już po kilku minutach. Pakujemy nasze bagaże i wchodzimy do środka bez kolejki. Zanim odjeżdżamy, upływa co prawda ponad 10 minut, ale i tak jest nieźle. Ruszamy!
O dziwo, przy wyjeździe z Krakowa nie natrafiamy na żadne zatory drogowe. Podróż przebiega płynnie aż do samych Katowic. Na miejscowy dworzec autobusowy przyjeżdżamy punktualnie co do minuty. Zdążyliśmy! Nie musimy się stresować, czy zdążymy na autobus do Bratysławy, czy nie :). Pierwsze koty za płoty. Mamy 1,5 godziny zapasu, więc postanawiamy iść na małe zakupy.
Po powrocie na dworzec przy jednym ze stanowisk zauważamy sporo ludzi. Zapewne to stąd już niebawem odjedzie nasz pojazd do Bratysławy. Tym razem wszystko odbywa się bez problemów i opóźnień. Autobus podjeżdża i zatrzymuje się. Zdajemy nasze bagaże i zajmujemy wolne miejsca. Przed nami kilkugodzinna podróż do słowackiej stolicy.
Przejazd trwa na tyle krótko, że wyspać się nie da i na tyle długo, że można się choć na chwilę zdrzemnąć. Około godziny 5 rano dojeżdżamy na bratysławski dworzec autobusowy i próbujemy się ogarnąć.
Postanawiamy poczekać do czasu, aż wzejdzie słońce i udać się w kierunku naszego hostelu. Co prawda zakwaterowanie mamy zapewnione dopiero od godzin popołudniowych, ale chcemy zostawić chociaż nasze bagaże, aby łatwiej było nam spacerować po mieście. W końcu wyruszamy na miasto!
Bratysława o poranku przypomina nam nieco Kraków. Na ulicach sporo pijanych osobników, którzy balowali poprzedniej nocy i kierują się do swych domów na „automatycznym pilocie”. Pierwszomajowe święto jest dniem wolnym od pracy także na Słowacji, a więc nie spotykamy ludzi spieszących się do swoich zajęć, tym bardziej, że jest dopiero 6 rano.
Docieramy do naszego hostelu, jednak zastajemy zamknięte drzwi. W sumie nie ma się co dziwić. Nie ma nawet 7 rano i gospodarze zapewne śpią. Cóż począć? Postanawiamy iść na miasto z bagażami i spróbować szczęścia ponownie za około 2 godziny. A więc… zapraszamy do Bratysławy!
Galeria zdjęć z Bratysławy i Žiliny do obejrzenia tutaj.