Mszana Dolna – Lubogoszcz – Kasina Wielka – Wiśniowa

Dzisiejsza propozycja na górski, jednodniowy wypad, to Beskid Wyspowy, a konkretnie jego południowo-zachodnia część. Rejon ten jest z reguły omijany przez turystów przejeżdżających „zakopianką” w stronę Tatr i podziwiają go tylko z okien samochodu. To sprawia, że tłumów na szlaku tu nie uświadczycie, co niewątpliwie, dla osób szukających ciszy i spokoju, jest dużą zaletą.
Prawie 20 km, które pokonamy podczas naszej wędrówki, biorąc pod uwagę wiosenną porę roku, nie jest długim dystansem. Zwłaszcza, jeśli dodać, że spora część trasy wiedzie asfaltowymi drogami. Nie zniechęcajcie się jednak tym faktem. Może i część szlaku przebiega przez utwardzone drogi, ale widoki, jakie możemy z nich podziwiać, z pewnością zrekompensują nam te niedogodności.
Wędrówka z Mszany Dolnej na przełęcz Wielkie Drogi pokrywa się z przebiegiem Małego Szlaku Beskidzkiego, którego fragment zdążyłem już opisać tutaj.
Busy do Mszany Dolnej z krakowskiego dworca autobusowego kursują bardzo często. Do tego stopnia, że przed odjazdem nie musimy specjalnie sprawdzać, o której godzinie wyruszymy do miejsca przeznaczenia, choć osoby ceniące zaplanowane w każdym calu podróże z pewnością i tak to zrobią.

Z mszańskiego dworca wyruszamy prosto na szlak wraz ze znakami czerwonymi. Po kilku minutach osiągamy drogę krajową, biegnącą z Rabki-Zdroju do Nowego Sącza, przechodzimy przez most na rzece i zaraz za nim skręcamy w lewo. Czeka nas teraz długi spacer asfaltową drogą wzdłuż Mszanki.
Po prawej stronie naszym oczom ukazuje się piękny widok na masyw Lubogoszcza i kościół w Mszanie Dolnej. Słońce świeci z całych sił. Droga jest dość ruchliwa, więc musimy zachować szczególną ostrożność.
Spacerując wygodną, asfaltową szosą, łatwo o utratę koncentracji i przegapienie skrętu szlaku, dlatego uważajcie i rozglądajcie się za czerwonymi znakami, które w pewnym momencie kierują nas na drogę brukowaną trylinką.
W tym momencie rozpoczynamy podejście na Lubogoszcz. Idziemy wśród gospodarstw i pól. Podczas wędrówki towarzyszą nam: szczekanie „pikusiów”, czyli psów zaczepno-obronnych, a także przenikliwe spojrzenia owiec, dla których jesteśmy chyba niecodzienną atrakcją.

Szlak prowadzi nas do polnej drogi biegnącej przez niewielki jar. Przy jednym z domostw postanawiamy odpocząć na kilka sekund. Nie mija pół minuty, a okoliczny mieszkaniec zadaje nam pytanie, czy aby nie wybieramy się na Lubogoszcz. Zgodnie z prawdą odpowiadamy, że tak. Starszy pan odradza nam jednak wędrówkę tą drogą z uwagi na błoto, które występuje na szlaku. Po przeanalizowaniu sytuacji postanawiamy posłuchać jego rady i obejść błotnistą ścieżkę wygodniejszą i równie malowniczą drogą.
Widoki z alternatywnej trasy są równie piękne, a może nawet i bardziej urzekające niż z właściwego szlaku. Wystarczy iść do końca asfaltową szosą, która skręca na północ i po kilkunastu minutach łączy się z czerwonymi oznakowaniami Małego Szlaku Beskidzkiego.

Spoglądamy na południe. Przed nami rozciągają się wspaniałe widoki na Beskid Wyspowy ze Szczeblem, Luboniem Wielkim i Ćwilinem, a także Gorce. Przystajemy na kilka minut, gdyż wiemy, że następna okazja do podziwiania pięknej panoramy pojawi się dopiero na zejściu z Lubogoszcza w stronę Kasiny Wielkiej.
Po lewej mijamy betonowe ujęcia wody. Od tej pory problemy z wyborem właściwej drogi znikają (albo pojawiają się, jeśli poruszacie się w przeciwną stronę). Wejście w las ma swoje plusy. Nareszcie możemy odpocząć od upału i schronić się w cieniu drzew.

Początkowy przebieg leśnego fragmentu szlaku na Lubogoszcz jest nieco kręty, ale nie musicie się tego obawiać. Oznakowanie nie pozostawia zastrzeżeń, aczkolwiek powinniście w tym miejscu zachować szczególną koncentrację.
Z tego miejsca możecie w przeciągu kilkunastu minut dotrzeć do Bazy Wypoczynkowej „Lubogoszcz”. Dzięki temu, chcąc się do niej dostać, nie będziecie musieli zdobywać szczytu.
Nabieramy wysokości. Zaciekawia nas fakt, że im wyżej się znajdujemy, tym więcej drzew liściastych spotykamy. Świerki i jodły stopniowo ustępują miejsca pięknej, karpackiej buczynie. Kamienista droga zamienia się w leśny, przyjemny dukt.
Z lewej strony zauważamy czarne znaki. To szlak prowadzący z Kasinki Małej na Lubogoszcz i przechodzący obok Bazy Wypoczynkowej „Lubogoszcz”. Można do niego dojść w około 20 – 25 minut. Jeszcze tylko kilkuminutowe podejście i już! Dotarliśmy na wierzchołek Lubogoszcza Zachodniego.
To jednak nie koniec naszej wspinaczki. Wschodnia kulminacja Lubogoszcza znajduje się ok. 1,5 km na północny-wschód i tam właśnie zmierzamy.
Wędrówka głównym grzbietem wzniesienia pozwala nam nieco odpocząć. Odcinek między oboma wierzchołkami (przez Kozią Brodę) jest mało męczący i przyjemny. Spacerując wśród pięknej buczyny, słuchamy śpiewu ptaków i podziwiamy nieliczne piaskowcowe skałki, które znajdują się przy ścieżce. Ostatni fragment podejścia na szczyt nie wyciska siódmych potów, więc na Lubogoszcz docieramy radośni i zadowoleni.

Swe pierwsze kroki kierujemy w stronę pobliskich ławeczek. Tutaj odpoczywamy i uzupełniamy zapasy kalorii, uszczuplone podczas długiego podejścia. Zagospodarowanie turystyczne na szczycie, jak na jego oddalenie od głównych szlaków turystycznych w Beskidach, jest wystarczające. Znajdują się tu: tabliczka z nazwą góry i jej wysokością (968 m n.p.m.), kolejna – z mapą Beskidu Wyspowego, a także metalowy krzyż.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu z wierzchołka można było podziwiać rozległe widoki. Niestety obecnie szczyt porastają wysokie drzewa i na rozległe panoramy nie ma co liczyć.
Przez kilkanaście minut Lubogoszcz mamy tylko dla siebie. Potem pojawiają się pierwsi turyści, których spotykamy dzisiejszego dnia, a chwilę potem rozpoczynamy zejście do Kasiny Wielkiej.
W prześwicie lasu dostrzegamy charakterystyczne wzniesienia Beskidu Wyspowego: Śnieżnicę, Ćwilin i Mogielicę. Posiadając lornetkę, możemy także dojrzeć drogę krajową nr 28, która wspina się na malowniczą przełęcz Gruszowiec.

Przypominają mi się czasy studenckie. Ostatni raz szedłem tędy w 2008 r. Wędrówkę zapamiętałem z jednego, głównego powodu. Otóż… zapomniałem wtedy zabrać ze sobą… aparatu fotograficznego… . Możecie sobie wyobrazić, jak wielki był to dla mnie ból. „Zaliczyłem” wtedy trzy góry jednego dnia: Lubogoszcz, Śnieżnicę i Ćwilin. Dziś nie powtórzyłbym tego „wyczynu”. Po pierwsze dlatego, że uważam ten pomysł za nietrafiony, a po drugie dlatego, że obecnie szukam w górach spokoju i odpoczynku, a chęć „pożerania” kilometrów już mnie nie kręci :).
Zejście z Lubogoszcza do Kasiny Wielkiej można określić jednym słowem, a właściwie zlepkiem słów: stromo jak cholera! Nie wyobrażamy sobie, jak męczące od tej strony musi być podejście. Widok zmordowanych turystów podchodzących na wierzchołek utwierdza nas w tym przekonaniu. Dodatkowa trudność na tym odcinku to kiepskie oznakowanie szlaku. Jedyną radą, jaką mogę Wam udzielić, jest taka, aby kierować się w dół, w dół i jeszcze raz w dół, przecinając kolejno wszystkie drogi poprzeczne. Oznakowanie w końcu się pojawi.

Dochodzimy do miejsca, gdzie składuje i magazynuje się drewno. Szeroki, leśny dukt, po kilkunastu minutach prowadzi nas w cudowne miejsce – pola nad Kasiną Wielką.
W tym miejscu naprawdę można się zakochać. Podziwiamy wspaniałe widoki na Śnieżnicę, Ćwilin, Ciecień i Wierzbanowską Górę, urządzając sobie kilkunastominutowy odpoczynek, połączony z sesją fotograficzną. Nie ma to jak położyć się w słońcu i patrzeć na góry. Coś fantastycznego!

Po kilkuset metrach osiągamy drogę wojewódzką nr 964, prowadzącą z Kasiny Wielkiej do Dobczyc i dalej – ku Wieliczce. Jakże niepozornie wygląda stąd Lubogoszcz! Na skrzyżowaniu zauważamy ładną, drewnianą kapliczkę. Od tego miejsca będziemy podążać wzdłuż asfaltowej i ruchliwej szosy na północ. Cóż… przynajmniej widoki są urzekające.
Osobom mającym więcej czasu, polecamy odbić od wspomnianego skrzyżowania na południe – w kierunku Mszany Dolnej. Po kilkuset metrach, nieopodal drogi, odnajdziecie interesujący pomnik pamięci Żołnierzy 24 Pułku Ułanów. Co jest w nim takiego ciekawego? Otóż fragment obelisku zbudowano z… wieży czołgu Vickers, używanego podczas II wojny światowej przez polską armię. Pomnik znajduje się na miejscu walk z okresu kampanii wrześniowej w 1939 r. Więcej informacji i zdjęć monumentu możecie odnaleźć tutaj.

Szlak doprowadza nas do centrum Kasiny Wielkiej. Zastanawiamy się, w którym domu dzieciństwo i młodość spędziła nasza „Królowa nart”, czyli Justyna Kowalczyk, pochodząca właśnie z tej miejscowości.
Z głównej drogi skręcamy w prawo, zgodnie ze znakami czerwonymi. Podążając w dalszym ciągu asfaltową szosą, wspinamy się coraz wyżej, podziwiając coraz rozleglejsze widoki. Na pierwszym planie wyłania się piękna i dostojna sylwetka Lubogoszcza. Teraz doskonale widzimy, jak wysoka jest to góra i jakie przewyższenie trzeba pokonać, aby ją zdobyć.

W końcu docieramy do dolnej stacji wyciągu narciarskiego w Kasinie Wielkiej. W sezonie zimowym działa pełną parą i pełno tu wtedy narciarzy. Nas jednak bardziej interesuje co innego. Kilkadziesiąt metrów za wyciągiem znajduje się jedna z ciekawszych stacji kolejowych w Małopolsce – Kasina Wielka.

Kinomaniakom powinna być ona znana z filmu, który w maju 1993 r. kręcił tu hollywoodzki reżyser Steven Spielberg. Czy już wiecie, o jaki film chodzi? Tak jest – to słynna Lista Schindlera. W Kasinie Wielkiej nagrywano także inne produkcje. Kilka scen „Katynia” Andrzeja Wajdy było kręconych właśnie tutaj. Od niedawna stacja kolejowa jest własnością prywatną, a nowy właściciel planuje w niej urządzić hotel.
Filmowa przeszłość niewielkiej stacyjki nie jest jedyną ciekawostką z nią związaną. 2 VIII 1944 r. oddziały AK „Huragan” i „Śmiały” dokonały w tym miejscu dywersji i wysadziły pociąg towarowy, blokując tym samym ważną dla Niemców trasę kolejową. Upamiętnia to tablica umieszczona na budynku stacji (Matuszczyk A., Beskid Wyspowy – przewodnik, OW Rewasz, Pruszków, 2004).

Miejsce jest doprawdy urzekające. Cisza, spokój… . Czego chcieć więcej? Tylko łezka w oku się kręci na wspomnienie, że linia kolejowa z Chabówki do Nowego Sącza od wielu lat jest już nieczynna. Jak można było dopuścić do tego, że atrakcja o tak dużym potencjale turystycznym została zamknięta? Dlaczego, wzorem choćby Szwajcarii, nie odbywają się nią regularne kursy? Jestem pewien, że gdyby wypromować ją na szerszą skalę wśród polskich i zagranicznych turystów (choćby wspominając o Liście Schindlera, którą z pewnością kojarzą), to jeździłyby nią tłumy. Tak, wiem. W sezonie wakacyjnym linia kolejowa z baaardzo okrojoną trasą (z Chabówki do Kasiny Wielkiej i z powrotem) działa (jej rozkład i więcej informacji możecie odnaleźć tutaj), ale wg mnie to za mało i warto ją szerzej promować, bo naprawdę jest tego warta! W końcu któż z nas nie chciałby przejechać się w wagonie ciągniętym przez stary, zabytkowy parowóz? 🙂 Więcej informacji o samej kolei możecie odnaleźć na stronie internetowej. Gorąco zachęcam!

W pobliżu stacji kolejowej warto także zajrzeć na cmentarz z okresu I wojny światowej, na którym pochowano 21 żołnierzy austriackich i niemieckich, poległych w grudniu 1914 r. (Matuszczyk A., Beskid Wyspowy – przewodnik, OW Rewasz, Pruszków, 2004).
Opuszczamy Kasinę Wielką, w dalszym ciągu podążając czerwonym szlakiem wzdłuż torów kolejowych. Zachowujemy szczególną uwagę, ponieważ za chwilę strzałka nakaże nam skręt w leśną ścieżkę w las. Szczerze? Nie róbcie tego. Przez ten fragment szlaku nie ma niczego ciekawego, a jedyne, co możecie na nim zrobić, to… zgubić się. Oznakowanie w tym miejscu jest bowiem fatalne. Osobiście polecam Wam iść do końca asfaltowej drogi, trzymając się torów (oczywiście nie dosłownie :)), a następnie skręcić wraz z nią w lewo. Po kilkudziesięciu metrach ponownie spotkacie znaki czerwone. W przeciwnym wypadku będziecie musieli wypatrywać szlaku w takich miejscach, jak na zdjęciu powyżej… .

Z asfaltowej szosy podziwiamy sielskie widoki. Przed nami niewielkie wzniesienie o nazwie Dzielec, na które wyprowadzi nas szlak. Z tyłu – masywna sylwetka Śnieżnicy. Bardzo ładne miejsce na wybudowanie domu. 🙂
W miejscu, gdzie droga skręca w prawo, idziemy ścieżką prosto. Rozpoczynamy krótką, choć stromą wspinaczkę na Dzielec. Szczyt to zbyt duże określenie na wierzchołek tej górki (o wysokości 649 m n.p.m., o czym przypomina kartka na drzewie), choć z pewnością wyróżnia się ona z otoczenia.
Nagle słyszymy dziwny dźwięk… . Nie, to niemożliwe! Przecież ciuchcie jeżdżą tędy tylko w sezonie! A jednak! Chwilę potem nasze przypuszczenia potwierdzają się. Odgłosy ciuchci słychać już wyraźnie. Gdybyśmy opuścili stację kolejową w Kasinie Wielkiej pół godziny później, zobaczylibyśmy parowóz… . A niech to! Cóż… szczęście też trzeba mieć, a nie zawsze ono dopisuje :|. Lekko zasmuceni schodzimy z Dzielca.

Idąc przyjemną ścieżką, najpierw przez las, a potem przez zdziczałe pola, natrafiamy na ruiny domostwa. Nie wchodzimy do środka – dach ledwo się trzyma i może w każdej chwili runąć, a tego byśmy nie chcieli… .
Po chwili przecinamy drogę do Skrzydlnej. Efektownie prezentuje się stąd Lubogoszcz, którego sylwetka przypomina egipską piramidę. Jeszcze kilka lat temu była to jedna z najbardziej dziurawych dróg, jakie widziałem w życiu. Można było wtedy powiedzieć, że to asfalt pojawiał się wśród dziur, a nie dziury na asfalcie :D. Dzisiaj szosa jest wyremontowana i można nią spokojnie jechać bez ryzyka pozostawienia na niej zawieszenia.
Idziemy prosto, omijając niewielkie wzniesienie Szklarni. Po kilkunastu minutach dochodzimy do drogi wojewódzkiej nr 964. Tej samej, którą podążaliśmy w Kasinie Wielkiej. Jesteśmy na przełęczy Wielkie Drogi.

Na dzisiaj to koniec wędrówki beskidzkimi szlakami, a zarazem Małym Szlakiem Beskidzkim. Nie kursuje stąd żaden bus do Krakowa, musimy zatem zejść drogą w kierunku Wiśniowej, aby stamtąd powrócić do miasta Kraka. Zanim to jednak nastąpi, na przełęczy urządzamy sobie krótki odpoczynek. Uzupełniamy kalorie i zapasy wody. Możemy ruszać dalej!

Co prawda schodząc do Wierzbanowej, towarzyszy nam szlak niebieski na Ciecień, ale wędrówka wzdłuż ruchliwej szosy do przyjemności nie należy. Jedynym pozytywnym elementem tego „szlaku” są widoki, jakie się z niego rozpościerają, a szczególnie panorama, jaka roztacza się z drogi na wschód w kierunku tzw. Pieninek Skrzydlańskich – bardzo charakterystycznych, niewielkich wzniesień o charakterze wyspowym. Już wiecie, skąd wzięła się nazwa Beskid Wyspowy, prawda? 🙂
Po drodze zahaczamy o knajpę, w której uzupełniamy zapasy wody i wędrujemy dalej. Na Przełęczy Wierzbanowskiej naszą uwagę przykuwa kapliczka z XIX w. znajdująca się przy odejściu szlaku niebieskiego na Ciecień (od tej pory będziemy podążać bez żadnych znaków). Możecie ją oglądać poniżej.
Jako że kursy autobusowe w tej okolicy praktycznie nie funkcjonują (a w weekendy w ogóle), nie mamy wyboru i idziemy do Wiśniowej na piechotę. Oczywiście istnieje jeszcze możliwość „łapania stopa”. Pozostawiam Wam to do przemyślenia i wyboru :).

W Wiśniowej wzdłuż drogi spotykamy piękne, drewniane domy i kamienne kapliczki. Jedna z nich dopiero co była odnowiona. Wnioskujemy to po pozostawionej przy niej farbie.
Po ponadgodzinnym spacerze ruchliwą szosą dochodzimy do centrum Wiśniowej. Zwiedzimy ją następnym razem. Mamy szczęście, gdyż bus do Krakowa właśnie odjeżdża. Wsiadamy zmęczeni, ale tradycyjnie zadowoleni. Beskid Wyspowy to jest to!
DOSKONAŁA RELACJA POD KAZDYM WZGLĘDEM I ZDJECIA, …..podobno
nie tylko ja mam takie zdanie na ten temat i wcale sie nie dziwię,Strony znam,Gore i masyw tez,ale niezbyt dokładnie ,dziekuje.
Bardzo dziękuję za miłe słowa :). Nie wiem, na ile Pani zna resztę pasma, ale polecam również inne rejony Beskidu Wyspowego, bo to jedno z najmniej docenianych pasm górskich w Polsce. Choć z drugiej strony może to i lepiej, gdyż jeszcze dzięki temu nie zostało zadeptane.
Pozdrawiam!
[…] Opis dalszego ciągu wędrówki Małym Szlakiem Beskidzkim możecie odnaleźć tutaj. […]