Praga: żydowska dzielnica Josefov i Kampa, dzień 3, cz. 2
Na zwiedzanie żydowskiej dzielnicy w Pradze musicie przeznaczyć kilka godzin. Oczywiście tylko wtedy, jeśli jesteście zainteresowani tematem, a także wtedy, gdy Was na to stać… . Bilety do poszczególnych obiektów nie są bowiem tanie. Jeżeli zdecydujecie się już na zakup wejściówek i chcecie obejrzeć całe stare Żydowskie Miasto, najkorzystniej jest wybrać bilet łączony na wszystkie synagogi i muzea. Jego koszt do 480 Kč. W ofercie są także bilety rodzinne, a dodatkowo można skorzystać ze zniżek. Więcej informacji o biletach odnajdziecie tutaj – na stronie internetowej Żydowskiego Muzeum w Pradze.
Istnieje również możliwość zwiedzenia Jozefova za darmo. Aby mieć taką okazję, należy zakupić (bo, jak wiadomo, nic nie jest tak naprawdę za darmo) tzw. Prague Card (do wyboru na 2, 3, a także 4 dni), dzięki której skorzystamy z darmowych przejazdów środkami komunikacji miejskiej, biletów wstępu, a także zniżek do wielu muzeów. Niestety taka karta nie jest tania, choć tak naprawdę zależy to od tego, ile czasu zamierzamy przeznaczyć na zwiedzanie. Cennik Prague Card możecie odnaleźć na tej stronie. Ruszajmy zatem na Josefov!
Pierwotna dzielnica żydowska w Pradze znajdowała się po drugiej stronie Wełtawy – blisko zamku. Na terenie obecnego Josefova Żydzi pojawili się w XII w., a do 1848 r. teren ten był otoczonym murami gettem. W kolejnych latach sytuacja mieszkaniowa nie poprawiała się i dzielnica w dalszym ciągu bardziej przypominała slumsy niż miejsce do życia. Stopniowo jednak, co zamożniejsi prascy Żydzi przenosili się do innych, bogatszych rejonów miasta. Sama nazwa Jozefov ma z kolei związek z imieniem cesarza Józefa II Habsburga, który zniósł rozmaite ograniczenia w stosunku do żydowskiej ludności Pragi, za co wdzięczni mieszkańcy odwdzięczyli mu się, nadając swojej dzielnicy jego imię (Praga i Czechy – przewodnik, wyd, G+J RBA, Warszawa, 2012). Tak na marginesie: na krakowskim Kazimierzu znajduje się ulica Józefa – to ta sama osoba, a więc można rzec, że cesarz ten był wielce przychylny Żydom.
Dokładne odkrywanie dzielnicy żydowskiej postanawiamy zostawić na następne wizyty w Pradze. Tym razem poprzestajemy na spacerze po miejscach, w których przed II wojną światową tętniło życie tej barwnej i wyróżniającej się grupy narodowościowej.
Przy pomniku Franza Kafki podziwiamy Synagogę Hiszpańską. W zbudowanej w 1868 r. bożnicy prezentowana jest wystawa zdjęć przedstawiających życie społeczności żydowskiej w Czechach i Pradze przed II wojną światową. Synagoga została zbudowana w rzadkim, orientalnym stylu, co z pewnością przykuje Waszą uwagę (Praga i Czechy – przewodnik, wyd, G+J RBA, Warszawa, 2012).
To, co zauważamy, to spora liczba turystów. Byłe dzielnice żydowskie zawsze cieszą się powodzeniem wśród turystów, a na popularność tej praskiej ma wpływ fakt, że jest jedną z lepiej zachowanych na świecie.
Idąc dalej na północ, docieramy do Alei Paryskiej. Poprowadzono ją tędy na początku XX w. Ulica zaskakuje bogactwem stylów architektonicznych oraz… ekskluzywnych sklepów znanych marek, których jest tutaj pod dostatkiem. Na zdjęciu obok możecie rozpoznać jeden z nich. Ceny przyprawiają rzecz jasna o ból głowy. Na szczęście nie planowaliśmy w tym miejscu zakupów, zatem możemy spokojnie iść dalej! (Strojny A., Praga, przewodnik-celownik, wyd. Bezdroża, Kraków, 2010)
Spoglądamy w kierunku rzeki. Po jej drugiej stronie zauważamy charakterystyczny obiekt – wahadło. To tzw. Praski Metronom powstały w 1991 r. Obecnie stoi na postumencie, który w czasach komunizmu służył… pomnikowi Stalina (Strojny A., Praga, przewodnik-celownik, wyd. Bezdroża, Kraków, 2010).
Cofamy się kilkaset metrów, aby z Alei Paryskiej skręcić w prawo, w ulicę Břehovą, a następnie w lewo, w ul. Maiselovą. Po kilku chwilach mijamy jedną z najstarszych budowli wczesnogotyckich w Pradze i w Europie i zarazem najstarszą regularnie używaną synagogę w Europie. To synagoga Staronová zbudowana ok. 1275 r. Podczas kolejnej wizyty w Pradze z pewnością nie omieszkam wejść do środka i zobaczyć jej wystrój, który ponoć zachwyca, choć jest raczej mroczny z uwagi na częściowo podziemne położenie bożnicy. Z synagogą związana jest postać Jehudy Löw ben Becalela – urodzonego w Poznaniu przywódcy żydowskich środowisk intelektualnych i legendarnego twórcy praskiego Golema (Praga i Czechy – przewodnik, wyd, G+J RBA, Warszawa, 2012). Dla miłośników kultury żydowskiej to punkt obowiązkowy na trasie zwiedzania. Zresztą jak i cały Josefov.
Synagoga Staronová jest udostępniona dla ruchu turystycznego, w przeciwieństwie do synagogi Wysokiej (z zewnątrz mało interesującej), znajdującej się w pobliżu gmachu Żydowskiego Ratusza, dokąd teraz zmierzamy.
To, co zwraca naszą uwagę w pierwszej kolejności, to cyfry na tarczy zegarowej wieży. Ich wyjątkowość polega na tym, iż przedstawione są w języku hebrajskim. Dodatkowo wskazówki, które wyznaczają godzinę, poruszają się w przeciwnym kierunku niż w normalnych, europejskich zegarach. Obecnie budynek wciąż pełni funkcję siedziby zarządu gminy żydowskiej (Praga i Czechy – przewodnik, wyd, G+J RBA, Warszawa, 2012).
Spod ratuszowej wieży skręcamy w prawo, w ulicę U starého hřbitova. Jesteśmy na klimatycznej drodze, na zakręcie której odsłania się przed nami charakterystyczny budynek – Dom Obrzędowy – należący do żydowskiego bractwa pogrzebowego.
To jeden z najbardziej interesujących obiektów na terenie żydowskiej dzielnicy, w którym możemy podziwiać przedmioty związane z judaistycznymi obrzędami pogrzebowymi. Na ironię losu zakrawa fakt, że w powstaniu placówki pomogli… naziści, którzy właśnie tutaj zwozili rzeczy po Żydach z całej Czechosłowacji, aby stworzyć w niej muzeum „wymarłej rasy”, ukazując jej degenerację (Praga i Czechy – przewodnik, wyd, G+J RBA, Warszawa, 2012).
Wstęp do Domu Obrzędowego, podobnie jak do innych placówek Muzeum Żydowskiego w Pradze, jest płatny. To nas nie dziwi. W osłupienie wprawia nas natomiast cennik pobliskiej toalety, za skorzystanie z której żąda się aż 2 euro! Nie wiem, czy mają tam marmurowe sedesy, czy też pisuary ze złota, ale to mimo wszystko lekka przesada, aby za pójście za najprostszą potrzebą (wg hierarchii Masłowa) inkasować tyle pieniędzy… . Można dosłownie poczuć się jak król, wchodząc do tego przybytku piechotą.
W pobliżu Domu Obrzędowego znajduje się kolejna synagoga, którą można odwiedzić. To synagoga Klausová. Podobnie jak w innych bożnicach – muzeach dzielnicy żydowskiej, również i tu mamy możliwość podziwiania manuskryptów i innych przedmiotów związanych z religią naszych „Starszych Braci w Wierze”.
Wracamy do ulicy Maiselovej, mijając rozliczne kramy i sklepy z pamiątkami ulokowane na chodniku. Muszę przyznać, że to właśnie ulica U starého hřbitova zasłużyła, w mojej subiektywnej ocenie, na zdobycie tytułu najbardziej klimatycznego miejsca na terenie całego Josefova. Czuć tutaj po prostu „to coś”.
Ponownie przechodzimy obok wieży ratuszowej. Patrząc na umieszczone na niej zegary, mamy wątpliwości, która jest godzina. Dla pewności zerkamy na zegarki i idziemy dalej! Stąd już niedaleko do kolejnej synagogi – Maiselovej. Ją również podziwiamy tylko z zewnątrz. W środku bożnicy znajdują się historyczne pamiątki po Żydach (m.in. manuskrypty i sukienki na Torę), począwszy od ich przybycia do Czech aż po tragiczne wydarzenia II wojny światowej (Strojny A., Praga, przewodnik-celownik, wyd. Bezdroża, Kraków, 2010). Przed wizytą w synagodze sprawdźcie, czy jest już czynna, gdyż w momencie pisania tego artykułu była zamknięta.
Zagęszczenie obiektów pożydowskich na praskim Jozefovie jest zaiste bardzo duże. Dzięki temu, aby zobaczyć Stary Cmentarz Żydowski nie musimy iść bardzo daleko. Ale zaraz zaraz! Czyż nie wspominałem, że za wstęp na teren kirkutu pobierana jest opłata? No to informuję, że tak właśnie jest. Zresztą nie powinniśmy być tym faktem zdziwieni. W polskich miastach jest podobnie. Istnieje jednak sposób, aby obejrzeć cmentarz, nie płacąc za wejście. Można to zrobić przez niewielki otwór w murze otaczającym kirkut, który znajduje się po zachodniej stronie nekropolii (naprzeciwko budynku Rudolfinum).
Aby tam dojść, skręcamy w prawo, w ul. Szeroką (skojarzenia z krakowskim Kazimierzem i znajdującą się tam ulicą o tej samej nazwie są jak najbardziej słuszne). Po prawej stronie mijamy – uwaga! – synagogę! Zaskakujące, prawda? 😉 Tym razem nosi ona nazwę Pinkasovej.
Warto ją odwiedzić ze względu na wewnętrzne ściany, na których zapisano imiona i nazwiska ofiar Holokaustu z Czech i Moraw – prawie 80 tys. Żydów. Mimo zakrojonej na szeroką skalę akcji zamalowywania napisów przez komunistów w 1975 r., zostały one starannie odnowione (Praga i Czechy – przewodnik, wyd, G+J RBA, Warszawa, 2012).
Jesteśmy przy wspomnianej wcześniej szparze, przez którą roztacza się widok na kirkut. Stary Cmentarz Żydowski to najstarsza żydowska nekropolia w Europie założona w I połowie XV w. Ostatni pochówek miał tu miejsce w 1787 r. Do tego czasu na cmentarzu umieszczono około 20 tys. macew i grobowców. Nie zobaczymy ich wszystkich, gdyż zgodnie z tradycją żydowską tworzą one po kilka pięter przysypanych kolejnymi warstwami ziemi. Na kirkucie pochowano wielu znanych Żydów, a wśród nich m.in. wspomnianego wcześniej rabina Jehudę Löw ben Becalela (Strojny A., Praga, przewodnik-celownik, wyd. Bezdroża, Kraków, 2010). Stary Cmentarz Żydowski urzeka swą atmosferą, a nagrobki sterczące pionowo z ziemi przywołują pamięć o tragicznej historii II wojny światowej i jej ofiarach.
Fakt, że cmentarz i praskie synagogi nie zostały zniszczone przez Niemców jest zasługą wspomnianej wcześniej chęci urządzenia przez nich w tym miejscu muzeum wymarłej rasy. Na szczęście idea ta nie doszła do skutku, a żydowska dzielnica – Josefov – pokazuje nam, jak mogłyby wyglądać inne dzielnice europejskich miast, gdyby nie tragiczna historia.
Czas zakończyć spacer po prawobrzeżnej części Pragi i przenieść się na drugi brzeg Wełtawy. Chcąc odetchnąć po przemierzaniu ciasnych i klimatycznych uliczek żydowskiego Josefova, idziemy brzegiem rzeki w stronę Mostu Karola. Patrzymy na niego tylko z oddali, gdyż naszym następnym punktem na mapie miasta, który chcemy odwiedzić, jest plac przed Muzeum Franza Kafki.
Z przeciwległego brzegu Wełtawy Hradczany prezentują się przepięknie. Nawet zimna pora roku nie odbiera im uroku. Po krótkiej sesji fotograficznej i odpoczynku kierujemy się w stronę Mostu Mánesův, aby po kilkunastu minutach znaleźć się przed muzeum jednego z najbardziej kojarzonych z Pragą twórców – Franza Kafki. Nie zamierzamy wchodzić do środka. Naszym celem jest interesująca instalacja, która się przed nim znajduje… .
Przywykli do niespotykanych i oryginalnych praskich pomników nie jesteśmy zdziwieni tym, co widzimy. W normalnym kraju dwaj sikający na kontur swojego kraju panowie byliby uznani co najmniej za mało patriotycznych. W Czechach, jak widać, przejdzie wszystko. To kolejny przykład na autoironię narodu naszych południowych sąsiadów i umiejętność śmiania się z siebie. Autorem figur „zdobiących” plac przed muzeum jest nie kto inny jak David Černý – znany nam już bardzo dobrze czeski rzeźbiarz, który w ten sposób chciał uczcić wejście Czechów do Unii Europejskiej… . Chłopaki siusiają raz na prawo, raz na lewo. Również i Wy możecie mieć wpływ na to, w którą stronę skierują swój „strumień”. Wystarczy tylko wysłać SMS na numer podany przy pomniku, a wysiusiają specjalnie dla Was zdanie, które wpiszecie w jego treści :). Prawda, że proste? (Szczygieł M., Zrób sobie raj, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2010). Zastanawiamy się tylko, co David Černý wymyśli następnym razem… . 😀 Tymczasem opuszczamy siusiających chłopaków i kierujemy się na południe, na wyspę, a właściwie półwysep Kampa.
Kampa, nazywana czasami Praską Wenecją, to urocze miejsce w sam raz na miły, wieczorny spacer. Brukowane uliczki, malownicze domki, młyny i mosty. To wszystko sprawia, że można tu odetchnąć od zgiełku miasta, choć oblegany przez turystów Most Karola znajduje się zaledwie kilka kroków stąd.
W latach 60 XX w. wyspa była ulubionym miejscem schadzek hipisów, którzy namiętnie ozdabiali ściany murów kolorowymi rysunkami i malowidłami (Strojny A., Praga, przewodnik-celownik, wyd. Bezdroża, Kraków, 2010). Do dzisiaj możemy je oglądać na tzw. Ścianie Johna Lennona, widocznej na zdjęciu obok. Sam piosenkarz i kompozytor, wspomniany w jej nazwie, również został przez hipisów namalowany i dumnie ozdabia ten piękny zakątek Pragi.
Kierujemy się w stronę Wełtawy. Przechodzimy przez most na potoku Čertovka i dopiero teraz wchodzimy na właściwą część wyspy. Tradycja umieszczania przez zakochanych kłódek na mostach roznosi się lotem błyskawicy. Dotarła także do Pragi.
Nad brzegiem Wełtawy mamy okazję zaobserwować smutną pamiątkę po ostatniej wielkiej powodzi, która w 2002 r. zalała znaczną część historycznego centrum miasta. Poziom wody z tego okresu odnajdujemy na ścianie jednego z budynków nad rzeką. Górna granica ciemnego nalotu, który możecie odszukać poniżej, wyznacza wysokość, do której sięgała woda w tym tragicznym dla miasta okresie.
Wieczorna atmosfera i oświetlenie dodają uroku temu miejscu. Wykorzystujemy ten fakt na krótką sesję fotograficzną. Teraz żałuję, że nie wziąłem dziś ze sobą statywu. Nie ma się jednak co martwić. Trzeba korzystać z okazji i podziwiać piękno Pragi.
David Černý nie chce dać za wygraną. Byliśmy ciekawi, czym nas znowu zaskoczy. No i masz! Tym razem naszą uwagę przykuwają… niemowlęta nienaturalnych rozmiarów, przypominające do złudzenia te, które możemy obserwować na wieży telewizyjnej na Žižkovie. Umysł tego artysty jest doprawdy nieprzenikniony! Można go lubić, można go nie lubić, ale z pewnością nikt nie przejdzie obok jego twórczości obojętnie. I o to mu chyba chodziło :).
Zgłodnieliśmy, zatem z półwyspu Kampa kierujemy się w stronę znanej nam z wczorajszego dnia restauracji „Ferdinanda”. Najedzeni do syta, postanawiamy skorzystać z dobrodziejstw płynących z piwnych, czeskich tradycji. W tym celu podążamy ulicą Karmelicką na północ, aby dotrzeć do ulicy Nerudova, przy której znajduje się typowa czeska gospoda: Hostinec U Kocoura.
Na samym początku nadmienię, iż nie każdemu przypadnie ona do gustu. Osobom, dla których czystość i elegancja to priorytety w wyborze lokali, nie polecam tego przybytku. Wejdźmy zatem do środka!
Obsługa wita nas chłodno, choć nie lekceważąco. Przy sąsiednich stołach zarówno turyści jak i typowi czescy piwosze. Dym papierosowy unosi się w powietrzu. Zasiadamy przy zwykłym, drewnianym stole na nie mniej zwykłych, drewnianych ławach. Spoglądamy na ściany. Widać, że nie były malowane od czasów rozpadu Czechosłowacji. Na stole leży obrus, którego mycie polega na obracaniu go na drugą stronę, gdy się zabrudzi. Tu nikt nie przejmuje się takimi szczegółami. Tu przychodzi się w jednym celu – żeby się napić :).
Zamawiamy na początek skromnie, po jednym piwie. Klienci przy każdym ze stolików otrzymują kartkę, na której obsługa zaznacza pojedynczymi kreseczkami ilość wypitych kufli. Przy wystawianiu rachunku wystarczy tylko je policzyć i… tyle! Obserwujemy z zaciekawieniem lokal. Kelner podający piwo nie przejmuje się, że niosąc je klientowi, złocisty trunek ścieka na podłogę (co swego czasu, wg relacji Mai, skwapliwie wykorzystał pewien pies, zlizując resztki napoju z desek :)). Podłogi co prawda nie przewróci się na drugą stronę, jak obrus, ale co tam! W końcu – jest! Pani podaje nam piwo z miną kota srającego na pustyni (w końcu jesteśmy U Kocoura!) i rozpoczynamy wieczorną, piwną ucztę.
Jeśli macie taką okazję, polecam zająć miejsce naprzeciwko baru, zaraz przy wejściu. Dzięki temu będziecie mieli okazję na obserwację pracy obsługi, a ta czasami potrafi zadziwić. Maja wspomina, że podczas ostatniej wizyty w lokalu właściciel tak się na coś zapatrzył, że nalał za dużo piwa do kufla, co skutkowało wylaniem się części złotego trunku na podłogę (nie nowość). Nie przejął się tym jednak specjalnie, lecz zwyczajnie „ściął” ręką nadmiar piany i spokojnie zaniósł klientowi. Mycie kufli to też temat do ciekawej dyskusji, choć wyraz „mycie” to określenie zbyt górnolotne na oblewanie wodą kufla i podawanie go kolejnemu klientowi :).
Takich interesujących historii zdarzyło się tam pewnie i więcej. Jak to stwierdziła Maja: „Na piwo można tam iść, ale zjeść, to bym tam za nic w świecie nie zjadła”. I niech to będzie najlepsze podsumowanie dla tego lokalu, który mimo wszystko Wam polecam, jeśli chcecie poczuć atmosferę typowej, czeskiej „gospody” :).
Napojeni złocistym trunkiem wracamy na Wyszehrad. Powoli zaczyna nam być smutno, że to ostatni dzień w pięknej Pradze. Już jutro pora wracać do domu. Czy tu wrócimy? Z pewnością. To miasto popularne wśród turystów, ale mimo wszystko (w naszej opinii) nie przereklamowane, choć ceny noclegów, posiłków w restauracjach i innych przydatnych turystom rzeczy przyprawiają niekiedy o ból głowy. Warto zatem zajrzeć do stolicy naszych sąsiadów i wyrobić sobie własne zdanie na jej temat.
W drodze powrotnej do mieszkania odwiedzamy sklep z pamiątkami. W oczy rzucają się gadżety związane z Franzem Kafką, Alfonsem Muchą, kotami i oczywiście… Krecikiem! Kubka z wizerunkiem tego ostatniego nie mogę sobie odmówić. Wspomnienia z dzieciństwa ożywają. Niech żyje Krtek! Niech żyje Praga! Niech żyją Czechy! Ach jo! :).
Galeria zdjęć z ostatniego wypadu do Pragi i Cieszyna do obejrzenia tutaj.
Galeria zdjęć z poprzedniego wypadu do Pragi do obejrzenia tutaj.