Pcim – Kudłacze przez… Dupaki

Zabieram Was na Kudłacze. Schronisko, które się tam znajduje, to najszybciej osiągalny obiekt tego rodzaju, jadąc od strony Krakowa. Nieco ponad rok temu opisywałem już co prawda żółty szlak prowadzący z Pcimia na Kudłacze, lecz tym razem chciałbym wspomnieć o innym wariancie dojścia do schroniska. Krótszym, może trochę mniej interesującym, ale na pewno najszybszym. Dość powiedzieć, że od strony Pcimia, jadąc w znacznej części wzdłuż szlaku, można dotrzeć samochodem prawie pod samo schronisko. Przynajmniej na razie nie będziemy jednak testować tego rozwiązania. Wybierzemy się tam pieszo. Zapraszam w Beskid Makowski!
Na krakowski dworzec autobusowy docieramy ok. godziny 8.10. Za 5 minut odjeżdża nasz bus w stronę Rabki. Co prawda dostępność komunikacyjna Pcimia jest znakomita, ale zawsze to lepiej być odrobinę wcześniej i więcej czasu spędzić w górach niż na dworcu :). Na szczęście udaje nam się zdążyć w ostatniej chwili. Po godzinie 9 jesteśmy już w Pcimiu. Chyba się nie wyspałem, gdyż „przesypiam” przystanek, na którym mieliśmy wysiąść i zatrzymujemy się kilkaset metrów dalej. No cóż… Trzeba zawrócić.
Przechodzimy pod zakopianką i kierujemy się na wschód. Po chwili przekraczamy Rabę i skręcamy w lewo. Uwaga! Robimy tak, dlatego że „przejechaliśmy” nasz przystanek. Jeżeli wysiądziecie prawidłowo – na przystanku – idźcie za znakami szlaku, przejdźcie przez kładkę na rzece i skręćcie w PRAWO. To taka krótka dygresja odnośnie przebiegu szlaku w Pcimiu. W skrócie mogę napisać: po prostu podążajcie za szlakiem czarnym od początku do końca :).

Po skręcie w ulicę Leśną, idziemy zaśnieżonym chodnikiem, aby po kilkunastu minutach dojść do granicy lasu. W międzyczasie zakładamy na nogi stuptuty, gdyż ewentualne dostanie się śniegu do butów nie należy do przyjemności. W tym miejscu opuszczamy asfaltową szosę i idziemy prosto, leśną ścieżką do góry.
Czeka nas długie i mozolne podejście przez nieciekawy, zwykły las. Pocieszamy się jednak faktem, że to najbardziej stromy fragment naszej dzisiejszej wędrówki. Na rozstaju dróg nie odnajdujemy oznakowania, więc postanawiamy iść prosto (jak się później okazuje, gubiąc szlak). Gdy dojdziecie do tego miejsca, skręćcie w prawo. Jeśli tego nie zrobicie, nic złego się nie stanie. Po prostu dojdziecie do szlaku dopiero na grzbiecie.
Idąc cały czas prosto do góry, po kilkudziesięciu minutach wychodzimy na wypłaszczenie, będące zarazem głównym grzbietem odchodzącym od wierzchołka pobliskiej góry – Bani. Nazwa jej oraz pobliskiego przysiółka sugeruje, że niegdyś musiała tu istnieć kopalnia. Obecnie stoki wzniesienia pokrywają lasy. Rosną tu m.in. 150-letnie modrzewie (Matuszczyk A., Beskid Wyspowy – przewodnik, OW Rewasz, Pruszków, 2004).

Skręcamy w lewo, ponownie spotykając czarny szlak. Pojawiają się pierwsze widoki na wschód i południe. Na pierwszym planie – Patryja, za nią – Lubogoszcz, a jeszcze dalej na południe – Szczebel wraz z odleglejszymi szczytami Gorców. Korzystając z okazji, postanawiamy przez chwilę odpocząć i uzupełnić siły.

Strome podejście zakończone. Szlak lekko wznosi się w górę, a po osiągnięciu wierzchołka Bani nieznacznie się obniża. Wkrótce dochodzimy do asfaltowej drogi z Pcimia na Kudłacze, która będzie nam już towarzyszyć prawie do końca podejścia do schroniska.

Osiedle Małe Ulmany. Pojawia się cywilizacja: sklep spożywczy, a po chwili przystanek busów. Po kilkuset metrach kolejne osiedle o bardzo charakterystycznej nazwie: Dupaki. Swoją drogą to nie jedyne podobne określenie okolicznych przysiółków. Nieco dalej na południowy wschód rozlokowało się osiedle Przezdupy. Ale może nie rozwijajmy tematu :). Mijamy piękny, stary domek z niebieskimi okiennicami i dochodzimy do końcowej pętli busów (odjazdy do Myślenic).
To, na co zwracamy uwagę, idąc asfaltową drogą, to z pewnością duża ilość kapliczek. Jedna z nich, zbudowana w 1854 r., znajduje się w otoczeniu pięknych lip – tuż przed wspomnianym wcześniej końcowym przystankiem komunikacji.
Pojawiają się zakręty, coraz więcej zakrętów. Widoki na Beskid Makowski, Wyspowy i Gorce coraz rozleglejsze. Tak jakby szlak chciał nam w ten sposób zrekompensować asfaltową drogę, po której się poruszamy.
Dochodzimy do osiedla Kudłacze i opuszczamy bitą drogę, wchodząc w zaśnieżoną ścieżkę. Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Jeszcze tylko krótka sesja fotograficzna przy schronisku (wielka szkoda, że nie widać Tatr) i wchodzimy do środka.
Jest dosyć tłoczno, choć miejsca siedzące jeszcze są. Muzyka gra na całego, choć klimatem bardziej pasuje do Łemkowszczyzny niż Beskidu Makowskiego. Zamawiamy już tradycyjnie żurek, aby mieć siłę iść dalej, a także uzupełniamy zapasy herbaty w termosie, korzystając ze schroniskowego wrzątku. Spędzamy w tym miejscu prawie godzinę.
Dalszy opis części szlaku, którym podążamy, pokrywa się z relacją umieszczoną tutaj, zatem nie będę go ponownie obrazował. Tym razem nie wchodzimy jedynie na wierzchołek Lubomira, gdyż po prostu nie mamy na tyle czasu. Poza tym, po nocnych opadach śniegu szlak jest nieprzetarty. O ile idąc za czerwonymi znakami głównym grzbietem w stronę Łysiny, jest jeszcze znośnie, o tyle na żółtym szlaku w stronę Lubnia, którym schodzimy, nie ma prawie żadnych ludzkich śladów i musimy sami przecierać trasę.
W zimie jestem tutaj pierwszy raz. Maja – pierwszy raz w ogóle. Trzymam się swojego zdania, że najpiękniej opisywana trasa wygląda jesienią, choć o każdej porze roku ma swój urok. Im bliżej zachodu słońca, tym wyraźniej z licznych polan na szlaku pokazują się Tatry. Idzie nam się tak dobrze, że zapędzamy się za daleko i jesteśmy zmuszeni zawrócić kilkaset metrów. Okazuje się, że przeoczyliśmy znak skrętu.
Zima nie jest łatwą porą roku do górskich wędrówek. Schodząc do Lubnia, Maja zalicza „glebę”, a mnie ponownie doskwiera lewe kolano. Zmęczeni, ale i zadowoleni, korzystając z latarki, już po zmroku dochodzimy do głównej drogi. Księżyc mocno świeci. Już za kilka dni pełnia.
Docieramy do przystanku autobusowego, na którym czekamy kilkanaście minut na transport do Krakowa. Jesteśmy w mieście przed godziną 20. Spać, spać, spać… . O tak! Górskie wędrówki potrafią zmęczyć, szczególnie zimą, dlatego pamiętajcie o tym, wybierając się o tej porze roku na szlaki. Nawet na te, które pozornie wydają się łatwe. Do zobaczenia w górach!