Wielka Rycerzowa – Przegibek – Rycerka
Noc w Bacówce na Hali Rycerzowej mija przyjemnie i spokojnie. Wstajemy wyspani i wypoczęci. Spoglądamy za okno. Naszym oczom ukazuje się… mgła. Widoczność sięga zaledwie kilkudziesięciu metrów. A tak bardzo liczyliśmy na to, że o poranku będziemy mogli podziwiać przepiękną panoramę Beskidów i Małej Fatry z górnej części hali, położonej powyżej schroniska. Niestety, tym razem będziemy musieli obejść się smakiem.
Po prysznicu schodzimy na śniadanie do jadalni. Jajecznica w górach – to jest to! Pogoda się nie poprawia. Dochodzi godzina 11, zatem nie możemy już dłużej czekać. Opuszczamy bacówkę i rozpoczynamy kolejny dzień wędrówki po Worku Raczańskim.
Po wyjściu ze schroniska rozpoczynamy wspinaczkę na południe – w kierunku szczytu Wielkiej Rycerzowej. Hala Rycerzowa, na której się obecnie znajdujemy, należy do najpiękniejszych miejsc w Beskidzie Żywieckim i roztaczają się z niej fantastyczne widoki na centralną część pasma. Jak już wcześniej wspomniałem, z uwagi na mgłę, nie możemy się nimi dzisiaj cieszyć. Jedyne, co mogę dla Was zrobić, to umieścić zdjęcie (po lewej stronie) ukazujące panoramę znad bacówki.
Opuszczamy halę i wchodzimy w las. Mgła, która nadal nie ustępuje, ma jednak swoje dobre strony. Z uwagi na lekki mróz o poranku, osadziła na gałęziach drzew kryształki lodu, tworząc szadź. Naprawdę pięknie to wygląda. Dzięki temu nawet pozornie nieciekawa wędrówka przez las staje się interesująca.
Po kilkunastu minutach marszu stajemy na szczycie Wielkiej Rycerzowej, jednocześnie osiągając granicę polsko – słowacką, o czym informuje umieszczony w tym miejscu słupek graniczny.
Wielka Rycerzowa (1226 m n.p.m.) to szósta co do wysokości góra Beskidu Żywieckiego. Nazwa wzniesienia pochodzi od pobliskiej wsi Rycerka. Wysokie drzewa porastające wierzchołek uniemożliwiają podziwianie panoramy ze szczytu. Pozostaje nam tylko zrobić sobie krótką przerwę na sesję fotograficzną i rozpocząć zejście.
Na odcinku między Wielką Rycerzową, a przełęczą Przegibek, szlak naprzemiennie wznosi się, wypłaszcza, a innym razem opada. Jest to monotonny fragment naszej dzisiejszej trasy, który urozmaicają jedynie oszronione drzewa. To wędrówka przez piękny, karpacki las. Równolegle do siebie biegną tędy trzy szlaki turystyczne: czerwony graniczny – polski, niebieski graniczny – słowacki, a także niebieski – polski, trawersujący główny grzbiet pasma Beskidu Żywieckiego, będący zarazem fragmentem Działu Wodnego oddzielającego zlewiska Mórz: Bałtyckiego i Czarnego.
O ile wyznakowanie dwóch szlaków granicznych można jeszcze zrozumieć, o tyle utworzenie polskiego szlaku niebieskiego, który od północy omija grzbiet graniczny, wydaje się dosyć dziwne. W okresie PRL-u była to jednak bardzo częsta praktyka, bowiem szlaków turystycznych z zasady nie prowadzono granicą państwową. Szedłem zarówno szlakiem czerwonym, jak i niebieskim i mogę stwierdzić, że ciekawszy (choć zarazem wymagający pokonania większej sumy przewyższeń) jest ten czerwony, biegnący w przybliżeniu granicą państwową.
Podążamy na zachód, zatrzymując się po drodze i popijając gorącą herbatę z termosu, uzupełnioną uprzednio w schronisku. Gdy wychodzimy z lasu, naszym oczom ukazuje się kolejne piękne miejsce na trasie dzisiejszej wędrówki – przełęcz Przegibek.
Węzeł szlaków. Od tej pory będziemy trzymać się znaków czarnych, które zaprowadzą nas aż do Rycerki Dolnej. Odbijamy od granicy i skręcamy na północ w kierunku widocznego osiedla. Jest już późno, ale postanawiamy odbić ok. 200 metrów w lewo za tabliczką wskazującą drogę do niewielkiej, drewnianej kapliczki. Znajdujemy ją bez trudu i przysiadamy na kilka minut, aby odpocząć.
Miejsce jak z bajki, choć mgła nie pozwala cieszyć się jego pięknem w pełnej krasie. Czujemy głód, więc po kilku minutach lądujemy w środku pobliskiego schroniska PTTK na Przegibku.
Położone na wysokości ok. 1000 m n.p.m. zostało wybudowane w 1926 r. z inicjatywy oddziału PTT w Żywcu. W 1944 r. mieścił się w nim posterunek niemieckich strzelców alpejskich. Gruntowna przebudowa w 1958 r. zwiększyła atrakcyjność miejsca, a jego rozbudowa w latach 90 umożliwiła nocleg większej liczby turystów (Figiel S. i inni, Beskid Żywiecki – przewodnik, OW Rewasz, Pruszków, 2006).
Zamawiamy obiad i po raz kolejny uzupełniamy zapasy herbaty. Mimo brzydkiej, mglistej pogody, w schronisku spotykamy grupę turystów z dzieciakami. Może to klimat miejsca sprawia, że jest ono chętnie odwiedzane? Kto wie. W rankingach schronisk górskich, rokrocznie tworzonych przez magazyn „n.p.m”, „Przegibek” zawsze plasuje się wysoko, a w 2009 r. zajął nawet pierwsze miejsce. Hmmm… coś w tym musi być :).
Czas nas goni. Opuszczamy budynek około godziny 14 i kierujemy się na północ, rozpoczynając podejście na wierzchołek Bendoszki Wielkiej. Mgła zagęszcza się, tworząc coraz bardziej mroczny klimat. Kilkanaście minut później jesteśmy już na szczycie. Nie da się go pomylić z żadnym innym w okolicy, bowiem w 2000 r. umieszczono na nim metalowy, jubileuszowy krzyż, będący pamiątką po wizycie w Polsce Ojca Świętego Jana Pawła II.
Bendoszka Wielka (1144 m n.p.m.) jest znakomitym punktem widokowym (jeśli oczywiście nie ma akurat mgły czy nisko opadających chmur…). Z jej wierzchołka możemy podziwiać główne szczyty tej części Beskidu Żywieckiego, a także – odchodząc nieco ze szlaku w bok (za wskazaniami tabliczki) – pasmo słowackiej Małej Fatry z wyróżniającym się Wielkim Rozsutcem.
Nawet nie próbujemy podziwiać widoków. Jedyne, o czym teraz myślimy, to zejście w dół, choć chwila odpoczynku na platformie widokowej pod krzyżem nie zawadzi. Jakże pięknie muszą tu wyglądać wschody i zachody słońca! Chodźmy dalej!
Schodząc z Bendoszki Wielkiej w kierunku przełęczy Przysłop Potócki, musimy być bardzo uważni i skoncentrowani, gdyż szlak kluczy, przechodząc z jednej drogi na drugą. Zejście jest momentami dość strome, a więc nieprzyjemne. Kolana doskwierają i nie możemy nadrobić czasu, który ucieka nieubłaganie.
Dochodzimy do szerokiej drogi stokowej. Stromizna maleje. Nie możemy jednak stracić czujności, gdyż po chwili szlak ponownie odchodzi w bok, w mało wyraźną ścieżkę. W tym miejscu bardzo łatwo o pomyłkę, gdyż wygodna stokówka zachęca, aby pójść nią dalej.
Po kolejnych kilkunastu minutach zejścia las przerzedza się i pojawiają się pierwsze polany. Jeszcze tylko kilkaset metrów i dochodzimy do najmłodszej studenckiej bazy namiotowej w Polsce, założonej w 2007 r. Jesteśmy na przełęczy Przysłop Potócki na wysokości 870 m n.p.m.
Miejsce bardzo kameralne i klimatyczne. Korzystamy z umieszczonych pod wiatą ławek i stolika, aby odpocząć. Wspominam swoją ostatnią wizytę w bazie, która miała miejsce niecałe 5 lat temu. Do dzisiaj kojarzy mi się z… zupką chińską, którą miałem okazję sobie tutaj przyrządzać.
Tym razem nie mam na to czasu. Robi się coraz ciemniej, a do Rycerki Dolnej pozostało jeszcze około 5 km marszu, z czego znaczną część zajmuje podejście na Praszywkę Wielką. Nie mamy wyjścia – musimy się zbierać.
Przez pierwszych kilka minut po opuszczeniu bazy namiotowej szlak prowadzi przez polany, lekko nabierając wysokości. Prawdziwe podejście zaczyna się jednak później. Na naszą psychikę nie działa ono najlepiej. Jesteśmy zmęczeni, zakatarzeni, robi się coraz ciemniej, a mgła jeszcze bardziej się zagęszcza. Podsumowując: jest naprawdę gorąco.
Wyciągamy i zapalamy nasze czołówki. Znaki czarnego szlaku są mało widoczne, a latarki we mgle nie działają tak dobrze, jak przy normalnej przejrzystości powietrza. W końcu udaje nam się osiągnąć szczyt. Doszliśmy na Praszywkę Wielką (1043 m n.p.m.). Nazwa góry pochodzi od rumuńskiego słowa „prasit”, oznaczającego „orać”. Można więc przypuszczać, czym zajmowała się okoliczna ludność w dawnych czasach.
No dobrze… . Jesteśmy na wierzchołku, na widoki nie ma rzecz jasna co liczyć, ale… gdzie tu do cholery iść?!? Mgła jest niesamowicie gęsta. Na kilka minut gubimy się na polanie szczytowej i nie wiemy, w którą stronę się kierować. Nie wygląda to najlepiej… .
Po chwili zauważam niewyraźną, choć szeroką ścieżkę przez polanę. Postanawiamy iść nią przez chwilę i zobaczyć, czy nasz trop okazał się słuszny. Udało się! Na drzewie pojawia się czarny szlak. Jesteśmy na dobrej drodze :).
Czujni i skoncentrowani schodzimy w dół. Uzbrojeni w czołówki zmierzamy przez mgłę do Rycerki Dolnej. Zejście dodatkowo utrudnia potworne błoto, którego jest tu pod dostatkiem.
W końcu musiało się tak stać… gubimy szlak. Nie wiemy kiedy i jak to się stało, ale w pewnym momencie czarne znaki znikły z pola naszego widzenia. Jest bardzo późno. Decydujemy się nie zawracać, lecz iść dalej. Powrót tą samą drogą i poszukiwania szlaku zajęłyby nam dużo czasu, a na to nie możemy sobie pozwolić.
W oddali pojawiają się światła Rycerki. Jesteśmy coraz bliżej cywilizacji! Nagle, ni stąd, ni zowąd zauważamy… czarny szlak! Skąd on się tu wziął?! Nie mamy bladego pojęcia, choć nie ukrywamy, że to bardzo przyjemne zaskoczenie :). Wychodzimy na pola, aby po kilkunastu kolejnych minutach znaleźć się wśród zabudowań Rycerki Dolnej.
Jak ważna jest koncentracja do końca wędrówki, przekonujemy się dopiero tutaj. Pewni siebie idziemy prosto, nie podejrzewając, że droga do Rajczy biegnie w przeciwnym kierunku… . Przekonujemy się o tym dopiero na przystanku autobusowym, gdy chcemy sprawdzić, czy i o której godzinie odjeżdżają busy do Rajczy. Szczęście sprawia, że przechodzący obok mieszkaniec Rycerki potwierdza, że najbliższy odjeżdża za… 5 minut! Co za fart!
Nie wspomniałem jeszcze o jednej, bardzo ważnej rzeczy. O godzinie 18.20 z rynku w Rajczy odjeżdża nasz ostatni autobus do Krakowa. Jeżeli się na niego spóźnimy, to… mamy poważny problem. Na szczęście bus do Rajczy przyjeżdża punktualnie i na miejscu jesteśmy o godzinie… 18.10 :). Udało się! Nasza radość nie ma granic. Autobus do Krakowa czeka już na przystanku. Zajmujemy miejsca i czekamy na odjazd. Swoją drogą… linia autobusowa Rajcza – Kraków… . Czy to nie brzmi dziwnie i lekko abstrakcyjnie? :D.
Podróż do Krakowa mija szybko i przyjemnie. Od czasu do czasu popijamy resztki gorącej herbatki oraz podziwiamy lokalne dworce autobusowe. Szczególne wrażenie „wywiera” na nas dworzec w Andrychowie. Jest hmm… jakby to powiedzieć… oryginalny…, choć nie aż tak, aby o nim pisać poematy i epopeje :P.
Zmęczeni, ale również zadowoleni przyjeżdżamy do Krakowa. Skończył się kolejny cudowny weekend. Jeszcze nie jeden przed nami. Gdzie następna wyprawa? Czas pokaże!