Road trip 2014, dzień 3, cz.1. Chorwacja inaczej – Varaždin.
Pobudka! Nie, to nie poranek, godzina 8, kiedy planowaliśmy opuszczać namioty i szykować się do śniadania. Jest godzina 3 w nocy. Najpierw zrywa się wiatr. Gdyby nie to, że wokół rosną drzewa, nie zrobiłoby to na nas wrażenia. Ale to nie lekka bryza, tylko dość mocne powiewy. Po dłuższej chwili zaczyna padać. I pada, i pada, i pada, i… błyska się, grzmi i Bóg wie, co jeszcze. Myślę sobie – do rana przestanie. Aaaakurat! Pobożne życzenie… . Nad Balatonem zawisła taka chmura, że nie widać drugiego brzegu jeziora.
O świcie nie chce nam się wysuwać nawet czubka nosa z namiotu. Kiedyś jednak trzeba będzie to zrobić. Nasza dwuosobowa oaza, niczym łajba na wzburzonym morzu, trzyma się dobrze. W drugiej, czteroosobowej – mała powódź w przedsionku. Po zwinięciu okaże się, że Kaja i Jurek spali na „łóżku wodnym”, bo nie sposób inaczej nazwać tego, co znajdowało się pod namiotem.
Umoczeni spożywamy śniadanie i nastawiamy się psychicznie na zwijanie naszych „domów”. Nie skłamię, jeśli napiszę, że w takich warunkach jeszcze namiotu nie składałem. Co poniektórzy o poranku mieli się jeszcze kąpać w jeziorze… . Powodzenia! Kąpiel może i jest, ale w ubraniu i niezbyt przyjemna. Przemoknięci do suchej nitki wsiadamy do samochodów i wyruszamy. Kierunek – Chorwacja, a konkretnie miasto Varaždin.
Początkowo nasza trasa wiedzie wzdłuż wybrzeża Balatonu. Po raz kolejny mamy okazję obserwować niesamowitą barwę jego wód. Po prawej (północnej) stronie podziwiamy piękny, powulkaniczny krajobraz ze wzgórzami, które niegdyś dymiły i wyrzucały ze swojego wnętrza materiał skalny. Za miejscowością Keszthely żegnamy brzeg jeziora, docieramy do autostrady, aby po kilkudziesięciu km (z przerwą na ogarnięcie się na stacji benzynowej) osiągnąć węgiersko – chorwacką granicę.
Mimo że od 1 lipca 2013 r. Chorwacja jest członkiem Unii Europejskiej, kontrola dokumentów na granicy wciąż jest prowadzona. Strefa Schengen jeszcze tu nie dotarła. Na szczęście formalności nie zajmują zbyt wiele czasu i już po kilku minutach jesteśmy w Chorwacji. To mój „pierwszy raz” w tym kraju. 22 państwo na mapie moich podróży, które odwiedzam (nie licząc oczywiście Polski).
Chcąc ominąć opłaty drogowe, zjeżdżamy z autostrady i lokalną drogą docieramy do Varaždinu. To, co rzuca nam się w oczy po przekroczeniu granicy, to rolety w oknach, zasunięte zarówno po północnej, jak i południowej stronie. Ciekawe… . Kwiaty w prawie każdym oknie również wywierają na nas pozytywne wrażenie. I co najważniejsze – przestało padać! Wystarczyło wjechać do Chorwacji i proszę – pogoda od razu lepsza :). Opalać się co prawda nie można, ale nie wymagajmy zbyt wiele. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a po dzisiejszym poranku każda chwila bez deszczu jest dla nas wytchnieniem.
Varaždin to była stolica Chorwacji. Miasto miało zaszczyt piastować tę funkcję dość krótko, bo tylko przez 9 lat (w latach 1767 – 76) do czasu wielkiego pożaru, który strawił większą jego część. W tym czasie nazywano je nawet „małym Wiedniem”, noszącym miano grodu baroku, muzyki i kwiatów. I rzeczywiście – te trzy rzeczy są w mieście widoczne i słyszalne po dziś dzień. (Brusić Z., Pamuła S., Chorwacja. W kraju lawendy i wina, wyd. Helion, Gliwice, 2010).
Parkujemy nieco z dala od centrum miasta – poza strefą. Pierwszym miejscem, do którego zmierzamy, jest słynna varaždińska twierdza (Stari Grad), wzniesiona w XVI w. Obecnie znajduje się tu muzeum. Jako że dziś poniedziałek, niestety nie możemy wejść do środka. Co robimy? Obchodzimy zamek po wale ziemnym, który otacza twierdzę dookoła. Czerwona barwa dachówki pięknie komponuje się z białymi ścianami budowli. Naprawdę ładnie to wygląda!
Pod zamkiem Ola zauważa… samochód Flinstonów… . Punkt za spostrzegawczość. Co robi w tym miejscu? Dobre pytanie. Chętnie dowiedziałbym się, jakie są związki rodziny Freda z pobliskim zamkiem.
Pisałem, że Varaždin był dawniej nazywany miastem muzyki. Potwierdzeniem tych słów jest scena, jaka rozgrywa się pod twierdzą. Trwa porządkowanie placu po koncertach, które odbywały się tutaj przez ostatnie 10 dni – do wczoraj. Spóźniliśmy się. Dziś pierwszy dzień szkoły – 1 września.
To miasto ma coś w sobie. Jeszcze nie wiem co, ale ma! Może klimatyczne uliczki, może kolory, których nagromadzenie w mieście jest doprawdy spore, a może kwiaty, które widać na każdym kroku, sprawiają, że czuję się tu wspaniale. I mimo tego, że jest zimno, humory nam dopisują.
Idziemy dalej! Przechodzimy przez Franjevački trg, na którym nasza uwagę zwraca pomnik Grzegorza z Ninu (Grgura Ninskiego), biskupa uważanego za obrońcę języka i pisma słowiańskiego – głagolicy. Na placu znajdują się także: kościół franciszkanów oraz Pałac Patačiców, uważany za jeden z piękniejszych budynków w mieście. Trzeba przyznać, że większość zabytków jest ładnie odnowiona, choć spora część kamienic czasy świetności ma za sobą. (Brusić Z., Pamuła S., Chorwacja. W kraju lawendy i wina, wyd. Helion, Gliwice, 2010).
Skręcamy w ulicę Ivana Gundulića i kierujemy się na południe. Po chwili – niespodzianka – wkładki do butów zawieszone na sznurkach między budynkami… . Po samochodzie Flinstonów to kolejna abstrakcyjna instalacja w Varaždinie. Po kilku minutach dochodzimy do parku, położonego na obrzeżach starego miasta.
Zgłodnieliśmy. Czas coś przekąsić. Nie mamy przy sobie chorwackich kun. Postanawiamy zatem poszukać restauracji, w której można płacić kartą. W ten sposób lądujemy… we włoskiej restauracji – Angelus. O ile nie reklamuję zazwyczaj takich miejsc, o tyle teraz muszę to zrobić. Jedzenie jest przepyszne! Jedynym minusem restauracji jest długi czas oczekiwania na danie – kilkadziesiąt minut. Tym razem mi to jednak nie przeszkadza. Na delektowanie się przepysznym makaronem z owocami morza warto było czekać! Zanim wychodzimy, spędzamy tu ponad godzinę. Polecam!!!
Najedzeni i zadowoleni powracamy na Stare Miasto. Jego centrum stanowi przepiękny Tomislavov trg z budynkami pochodzącymi z różnych okresów. Spośród nich szczególnie wyróżniają się: ratusz, który obecny wygląd uzyskał w 1793 r, a także dom Ritzów – najstarszy gmach w mieście (wskazuje na to rok wyryty nad jednym z portali – 1540) (Brusić Z., Pamuła S., Chorwacja. W kraju lawendy i wina, wyd. Helion, Gliwice, 2010).
Stąd już niedaleko do katedry Wniebowzięcia NMP, wzniesionej w 1642 r. Znajdują się w niej organy (ponoć jedne z najlepszych w Chorwacji z uwagi na najczystsze brzmienie). (Brusić Z., Pamuła S., Chorwacja. W kraju lawendy i wina, wyd. Helion, Gliwice, 2010). Wspominam o tym z urzędu. Kościół oglądamy tylko z zewnątrz. Postanawiamy poszwędać się kolejnymi, klimatycznymi promenadami miasta.
Wybór pada na ulicę Uską. Dziwna to aleja. Odrapane kamienice, drzwi i krzesła wystawione na zewnątrz, jakby przeznaczone dla zmęczonych turystów, aby odpocząć i zadumać się choć na chwilę. Na dziedzińcach zauważamy niewielkie galeryjki artystyczne, co by potwierdzało nasze przypuszczenia – trafiliśmy na ulicę niezwykłą.
Czas naszego pobytu w Varaždinie powoli dobiega końca. Na „deser” zostawiamy sobie… cmentarz. Zapytacie: dlaczego akurat cmentarz?! Już odpowiadam. Do odwiedzin miejscowej nekropolii zachęciło nas pewne zdanie w przewodniku: „Jest to jeden z tych cmentarzy, o którym można spokojnie powiedzieć: Wolę spędzić dobę na cmentarzu niż godzinę w szpitalu”. (Brusić Z., Pamuła S., Chorwacja. W kraju lawendy i wina, wyd. Helion, Gliwice, 2010). Hmmm… bardzo odważne stwierdzenie! 😀 Postanawiamy to sprawdzić!
Cmentarz chroniony jest jako pomnik przyrody. Jego historia sięga XVIII w. Został założony już w 1773 r., a odnowiono go w 1905 r. Tak naprawdę bardziej przypomina romantyczny park niż nekropolię i właśnie to jest jego wielką zaletą. (Brusić Z., Pamuła S., Chorwacja. W kraju lawendy i wina, wyd. Helion, Gliwice, 2010).
Już wchodząc na jego teren, zapowiada się nieźle. Pierwsza myśl: „Idealne miejsce do zabawy w chowanego!” Zastanawiamy się, ile czasu zajmuje pielęgnacja wszystkich drzew i krzewów, które się tu znajdują. Podejrzewamy, że kończąc przycinanie zieleni w jednymi miejscu, trzeba zaczynać od nowa w następnym. Takie koło, które się zamyka. Kluczymy między alejkami w ciszy i zadumie. Będąc w Varaždinie, koniecznie musicie tu zajrzeć! Polecam, Paweł Łacheta :).
Podsumowując, była stolica Chorwacji warta jest odwiedzin. Zazwyczaj większość z nas objeżdża miasto autostradą, kierując się nad Adriatyk. Warto zrobić sobie tutaj choć krótką przerwę, aby poznać Chorwację od tej innej, bardziej kulturalnej strony. Nie pożałujecie!
Wracamy do samochodów. Krótki wypad do Chorwacji zakończony! Wrócimy do niej za tydzień. Słowenio, oczekuj nas! Przybywamy!