Na Skrzyczne z Lipowej (Ostre)
Beskid Śląski – jedno z najbardziej zurbanizowanych pasm górskich w Polsce – o doskonałej dostępności komunikacyjnej i szlakach, na których ciężko o samotność. To przecież tutaj, w Ustroniu, rozpoczyna się słynny Główny Szlak Beskidzki, prowadzący aż do Wołosatego w Bieszczadach. Ale to pasmo ma także i swoją drugą stronę. To obszar, gdzie możemy natknąć się na niedźwiedzia i miejsce, gdzie poprowadzono szlaki rzadziej odwiedzane przez turystów. Można iść w tłumie turystów, aby po chwili znaleźć się w sytuacji sam na sam z przyrodą. Każdy znajdzie więc tutaj coś dla siebie. I za to właśnie lubię Beskid Śląski.
Zapraszam Was dzisiaj w wędrówkę na najwyższy szczyt pasma – Skrzyczne – równie popularny, jak pobliska Barania Góra. Miejscem, w którym zaczniemy naszą wędrówkę, jest parking w miejscowości Ostre (niedaleko Twardorzeczki).
Początkowy odcinek wędrówki jest bardzo monotonny. Szlak prowadzi przez ponad 1 km asfaltową drogą. Dodatkowo, wciąż nie opadły mgły, więc póki co, na widoki nie ma co liczyć. Gdy dochodzę do Twardorzeczki (miejscowości, z której pochodzi znana piosenkarka – Monika Brodka), skręcam za zielonymi znakami w prawo.
Przede mną długa i mozolna wspinaczka na Magurkę Radziechowską. Szlak prowadzi kamienistą, choć szeroką i wygodną drogą przez las. Od czasu do czasu na trasie pojawiają się niewielkie polanki. No i najważniejsze: kilkanaście minut po opuszczeniu ostatnich zabudowań Twardorzeczki, wychodzę ponad mgłę, wciąż zalegającą w dolinach.
Pierwsze widoki nie nastrajają optymistycznie. Szczyty w oddali przesłania popularne „mleko”. Wraz z pochłanianymi metrami, na szlaku coraz mniej kamieni, a coraz więcej przyjemnej, gruntowej drogi. Zmniejsza się także nachylenie grzbietu, co sprawia, że idzie się coraz lepiej.
Hala Ostre – ciąg rozległych polan w pobliżu wzniesienia o tej samej nazwie. Od teraz będą mi towarzyszyć coraz ciekawsze widoki. Gdy dostrzegam tablicę informacyjną, postanawiam zatrzymać się w tym miejscu na trochę dłużej i ugotować sobie coś na kuchence.
Beskid Śląski to pasmo górskie, gdzie możemy dokładnie przekonać się, że nie tylko w Górach Izerskich ma miejsce zjawisko zamierania lasów świerkowych. Ilość pustej przestrzeni, która się tutaj znajduje, jest porażająca. Czarę goryczy przelewają wiatry, które powalają osłabione przez szkodniki drzewa. Temu zagadnieniu poświęcona jest wspomniana tablica, znajdująca się w miejscu przedstawionym na zdjęciu obok.
Ta sytuacja ma jednak swoje plusy. Dzięki ogromnym połaciom otwartej przestrzeni, mamy okazję podziwiać przepiękne widoki, które odsłaniają się w licznych polan. W jednym z takich miejsc właśnie się znajduję. Przede mną roztacza się wspaniała panorama, obejmująca m.in. Skrzyczne. Szczególnie efektownie prezentuje się na tle mgieł, wciąż zalegających w dolinach.
Brzuch napełniony, można iść dalej. Tutaj polecam Wam zboczyć nieco ze szlaku i nie iść na wprost, w kierunku widocznego szczytu Muronki, lecz odnaleźć nieoznaczoną ścieżkę w lewo (rozpoczyna swój bieg w pobliżu tablicy informacyjnej). Szlak obchodzi Muronkę od północy, ścieżka – od południa.
Po chwili zauważam tablicę, oznajmiającą, że wkraczam na teren Rezerwatu Przyrody „Kuźnie”. Został on utworzony w 1995 r., w celu ochrony zgrupowania wychodni skalnych, jaskiń oraz boru dolnoreglowego. Znaczną część jego obszaru stanowią rozległe osuwiska – najbardziej interesujące w całym Beskidzie Niskim (M. Barański, Beskid Śląski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).
Wyraźna ścieżka po pewnym czasie kończy się. Teren zaczyna być stromy i skalisty. Musicie tutaj bardzo uważać, bo ściółka leśna nie jest dobrze przytwierdzona do podłoża i bardzo łatwo o wypadek na skutek poślizgnięcia. Swoje kolejne kroki stawiam, sugerując się świecącym słońcem oraz grzbietem. Wiem, że muszę obejść go z drugiej strony, bo tamtędy przebiega szlak. Po kilkunastu minutach, z powrotem jestem na właściwej drodze.
Wraz z nabieraniem wysokości, robi się coraz chłodniej (wybrałem się na ten szlak na wiosnę, więc na zdjęciu obok widać pozostałości śniegu). Po dłuższym odcinku drogi o nieco mniejszym nachyleniu grzbietu, robi się coraz bardziej stromo. Gdy szlak jest oblodzony, może być niewygodnie. Ostatni fragment podejścia pokonuję w ślimaczym tempie, ostrożnie analizując każdy krok. W końcu wychodzę z lasu i stawiam stopę na grzbiecie Magurki Radziechowskiej.
Tutaj spotykam czerwone znaki Głównego Szlaku Beskidzkiego. Zaprowadzą mnie aż na Magurkę Wiślańską. Póki co, mam okazję podziwiać piękną, dookolną panoramę Beskidu Śląskiego. Widać zarówno Skrzyczne, jak i Baranią Górę. Na południu majaczą szczyty Beskidu Żywieckiego.
Rozglądam się wkoło. Nieopodal zauważam skałkę, przypominającą tę z filmu… „Król Lew”. 🙂 To gruboziarnisty, piaskowcowy ostaniec wieku dolnych warstw istebniańskich (górnej kredy). Wykorzystuję go, aby urządzić sobie sesję fotograficzną i chwilę odpocząć. Miejsce jest tego warte, szczególnie po tak wyczerpującym podejściu.
Odcinek szlaku między Magurkami (Radziechowską i Wiślańską), dla miłośników pięknych i widokowych tras, jest wspaniały. W podziwianiu dookolnych panoram nie przeszkadzają mi żadne drzewa, a te, które są, przybierają kształt kikutów, sprawiających imponujące wrażenie. Na trasie spotykam kolejne piaskowcowe skałki. Takie same, jakie miałem okazję obserwować na Magurce Radziechowskiej. Generalnie, ten fragment dzisiejszej wędrówki należy do najprzyjemniejszych.
Magurka Wiślańska. W ostatnich latach było o niej głośno, a to dlatego, że w okolicy spotykano… niedźwiedzia brunatnego – największego polskiego drapieżnika. Szlak czerwony (a zarazem Główny Szlak Beskidzki) odbija na południe. Od tej chwili będę podążał szlakiem zielonym na północ – ku Malinowskiej Skale, wzdłuż wschodniej granicy rezerwatu Barania Góra. Zanim to się jednak stanie, chwilę odpoczywam, bo miejsce nadaje się do tego wyśmienicie.
Rozpoczynam zejście wygodną drogą grzbietową. Nie za stromo, nie za płasko – idealnie! Ze szlaku wciąż roztaczają się piękne widoki na wschód. Podejście na wierzchołek Gawlasi nie nastręcza większych trudności. Skrzyczne coraz bliżej. Mijam kolejne odejścia szlaków: żółtego do Wisły, czerwonego na Przełęcz Salmopolską oraz żółtego do Twardorzeczki. Przede mną Malinowska Skała.
Jej masyw zbudowany jest z tzw. zlepieńców Malinowskiej Skały. Występują one tylko w Beskidzie Śląskim i to w niewielu miejscach. Obejmują górne warstwy godulskie, a więc są nieco młodsze od spotykanych w okolicach Magurki Radziechowskiej piaskowców. Są to drobno- i średnioziarniste zlepieńce kwarcowe, zawierające okruchy różnych skał i minerałów. Kilkadziesiąt metrów na północ od szczytu, przy szlaku, zlepieniec buduje sporą wychodnię w kształcie ambony. Możemy na niej zaobserwować rozmaite formy wietrzenia. Malinowska Skała to jeden z bardziej charakterystycznych elementów krajobrazu Beskidu Śląskiego (M. Barański, Beskid Śląski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).
Nie mogę nie wykorzystać walorów krajobrazowych tego miejsca. Urządzam sobie tutaj kilkunastominutowy popas. Mam Skrzyczne na wyciągnięcie ręki. Czas iść dalej!
Odcinek szlaku między Malinowską Skałą, a Małym Skrzycznem, przypomina fragment drogi między Magurką Radziechowską, a Wiślańską. Kikuty drzew, rozległe i bezleśne tereny – idealna trasa dla miłośników pięknych widoków. Idzie się łatwo i przyjemnie – polecam!
Im bliżej Małego Skrzycznego, tym panorama stopniowo zanika. Teren zaczyna być zalesiony i coraz bardziej płaski. Pojawia się coraz więcej śniegu, a za Małym Skrzycznem nawet kosodrzewina!
Szeroka droga, którą podążam, zimą jest oblegana przez narciarzy. Nic dziwnego – w pobliżu znajduje się wiele wyciągów i stoków. Póki co, na szlaku spotykam coraz więcej turystów. Po kilkudziesięciu minutach, osiągam wierzchołek Skrzycznego – najwyższej góry Beskidu Śląskiego o wysokości 1257 m n.p.m, z charakterystycznym masztem nadajnika RTV.
Widoczność ze szczytu w dniu dzisiejszym nie rozpieszcza. Musicie mi uwierzyć – gdy pogoda dopisuje, Skrzyczne jest jednym z najlepszych punktów widokowych Beskidu Śląskiego. Na zachodzie możemy podziwiać pasmo Czantorii i Stożka, a także szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego. Na północy naszą uwagę przykuwają wierzchołki Błatniej i Klimczoka, a na wschodzie pasmo Beskidu Małego. Chyba największe wrażenie (wspomniawszy moją ostatnią wizytę na Skrzycznem, gdy przejrzystość powietrza była lepsza) wywiera na mnie panorama Kotliny Żywieckiej, „usłanej sznurami wiosek, biegnącym ku wieżom Żywca i tafli Jeziora Żywieckiego”. Dalej podziwiam szczyty Beskidu Żywieckiego, z wyróżniającą się na pierwszym planie Romanką (M. Barański, Beskid Śląski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).
Mój odpoczynek na Skrzycznem trwa krócej niż planowałem. Panorama z wierzchołka tym razem mnie rozczarowała. Czas schodzić w dół, w kierunku Ostrego. Przede mną ponad 700 metrów różnicy wzniesień.
Początkowy odcinek niebieskiego szlaku biegnie szeroką polaną, aby po kilku minutach wkroczyć do lasu. Trzeba dodać – mocno przetrzebionego lasu – pełnego wiatrołomów i kikutów drzew, dzięki którym ze szlaku roztaczają się piękne widoki na Kotlinę Żywiecką.
Przed osiągnięciem Hali Jaśkowej, las „zdrowieje” i staje się gęstszy. Hala, podobnie jak większość beskidzkich, jest sztucznego pochodzenia. Jej nazwa pochodzi od nazwiska (Jasek lub Jaszek), rodu z Lipowej, który nią władał (M. Barański, Beskid Śląski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).
Czeka mnie teraz nieco strome zejście leśnym i kamienistym duktem, do Ostrego. Po drodze do miejsca, w którym zostawiłem samochód, nic ciekawego do zobaczenia nie ma. Traktuję ten fragment szlaku, jak miłe, niewymagające dużego wysiłku fizycznego, zakończenie przyjemnego dnia spędzonego w górach.
Opisany szlak jest idealny na każdą porę roku, choć w zimie mogą nam przeszkadzać narciarze, których w okolicach szczytu Skrzycznego jest co niemiara. Dookolne panoramy powinny nam jednak wynagrodzić te drobne niewygody. Zapraszam w Beskid Śląski!