Króliki i opuszczone wsie – Czeremcha i podkarpackie Wilkowyje – Jaśliska

Bezchmurne niebo zwiastuje przepiękny dzień. Co prawda zapowiadane są burze, ale liczę na to, że i tym razem ominie mnie ta wątpliwa przyjemność podziwiania błysków na niebie. Tym bardziej, że czeka mnie dzisiaj wizyta w jednej z opuszczonych wsi – Czeremsze (mam nadzieję, że tak to się odmienia :)). Aby jednak tam dotrzeć, muszę najpierw wyjechać z Rymanowa-Zdroju, po drodze odwiedzając kilka miejscowości.

kościół rzymskokatolicki w króliku polskim na podkarpaciu
Kościół w Króliku Polskim

Kieruję się na południe w stronę Królika Polskiego. Po drodze mijam drogowskaz do cerkwi w Bałuciance. Jadę dalej, ale myśl o niej nie daje mi spokoju i po odwiedzeniu kościoła w Króliku Polskim postanawiam tam wrócić.

Drewniana świątynia pochodzi z XVIII w. Przy kościele znajdują się piękne, wiekowe lipy, a także pomnik mieszkańców rozstrzelanych przez hitlerowców w 1942 r. Poranne promienie słoneczne pięknie oświetlają świątynię. Łemkowszczyzna budzi się do życia z nocnego letargu.

Skąd wziął się człon „Polski” w nazwie wsi? Jest on konsekwencją istnienia dwóch osad w pobliżu. Jedną z nich zamieszkiwali Polacy (właśnie Królika Polskiego), a drugą (Królika Wołoskiego) ludność rusińska.

opuszczona cerkiew w króliku wołoskim w beskidzie niskim przed remontem
Opuszczona cerkiew w Króliku Wołoskim – wygląd przed renowacją

Postanawiam udać się teraz właśnie tam. Kilkaset metrów od kościoła w Króliku Polskim, już za granicą miejscowości, na terenie dawnej wsi – Królika Wołoskiego – znajduje się opuszczona cerkiew zbudowana w połowie XIX w.

stary cmentarz przy cerkwi w króliku wołoskim w beskidzie niskim
Cmentarz przy cerkwi w Króliku Wołoskim

Jak do niej trafić? To bardzo proste. Od kościoła w Króliku Polskim wystarczy dojść do głównej drogi Rymanów – Daliowa i skręcić w lewo – na południe. Gdy po prawej stronie zobaczymy boisko piłkarskie, a przed nami tabliczkę oznajmiającą koniec miejscowości, należy skręcić w boczną drogę w prawo, ku widocznej już opuszczonej budowli.

Po wysiedleniu Łemków z tego obszaru znajdował się tu magazyn PGR Szklary. To właśnie czasy socjalizmu spowodowały, że dzisiaj obiekt wygląda tak, jak wygląda. Przy cerkwi dumnie stoi dzwonnica parawanowa, a tuż obok cmentarz z XIX w. nagrobkami (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).

Niestety – drzwi do cerkwi są zamknięte na kłódkę. Sądziłem, że odnaleziona przed wyjazdem informacja, że wejście do niej jest zablokowane, jest nieprawdziwa i można już wchodzić do środka. Przeliczyłem się. Naprawdę żałuję, tym bardziej, że zdjęcia wnętrza cerkwi, które oglądałem, robiły pozytywne wrażenie. Z pewnością nie ze względu na stan zachowania, bo to po prostu ruina, ale klimat, jaki panuje w środku. W Beskidzie Niskim nie zachowało się dużo tego rodzaju obiektów. Większość cerkwi została zrównana z ziemią. W tej częściowo zachowała się nawet posadzka. I to właśnie dlatego szkoda, że nie dane mi jest to zobaczyć. Cóż… w Polsce łatwo jest coś zamknąć, ale trudniej otworzyć ponownie.

Rozumiem, że stan cerkwi nie gwarantuje 100% bezpiecznego zwiedzania, ale przecież każdy inteligentny, myślący człowiek odpowiada za siebie i sam powinien decydować o tym, czy wchodzi do środka, czy nie. Cerkiew jest oddalona od siedzib ludzkich, a małe, kilkuletnie dzieci raczej tutaj nie biegają. Nic mi nie wiadomo, aby był tutaj jakiś wypadek, więc tym bardziej jest to dla mnie niezrozumiała decyzja.

Na pocieszenie mam dla Was link do filmu przedstawiającego wnętrze cerkwi. Mnie na miejscu pozostaje cieszyć się widokiem dość sporego (jak na Łemkowszczyznę) cmentarza. Jestem trochę zawiedziony – nie będę owijał w bawełnę. Opuszczam to miejsce z lekkim poczuciem niedosytu, choć, jeżeli będziecie w pobliżu, i tak polecam Wam je odwiedzić, bo sama cerkiew, nawet widziana tylko z zewnątrz, robi duże wrażenie.

kościół rzymskokatolicki w bałuciance w beskidzie niskim na podkarpaciu
Kościół w Bałuciance

Powracam pod kościół w Króliku Polskim i zawracam do Bałucianki, aby zatrzymać się pod tamtejszą cerkwią.

Wieś od dawna słynęła z wyrobu figur z drewna. Rękodzieło rozwinęło się jeszcze bardziej, gdy Anna Potocka otworzyła w miejscowości szkołę snycerską dla młodzieży. Do dzisiaj potomkowie dawnych mieszkańców Bałucianki, przesiedlonych po wojnie na Ukrainę, kultywują tę tradycję (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).

Miejscowa cerkiew p.w. Wniebowzięcia Bogurodzicy należy do najstarszych na Łemkowszczyźnie. Zbudowano ją już w XVII w. W ostatnich latach została poddana renowacji, co widać od razu, gdy się tutaj przyjeżdża. Aby wejść do środka, należy podejść do domu, który znajduje się przy tartaku. Jest godzina 7.30. Zbyt wcześnie, abym miał czelność przeszkadzać ludziom w codziennych zajęciach. Bo w to, że na wsi o tej porze się jeszcze śpi i tak bym nie uwierzył. Praca zawsze się znajdzie. Czas jechać dalej!

Droga do Daliowej, którą podążam, jest bardzo malownicza. Za przełęczą (między Królikiem Polskim, a Szklarami) zatrzymuję się i podziwiam krajobraz. Cisza i spokój – to lubię. Słońce grzeje niemiłosiernie już od rana. Czuję, że dzisiaj mogę się „spalić” :D.

W Daliowej krótki przystanek przy cerkwi. Już na pierwszy rzut oka zauważam, że różni się od większości występujących w Beskidzie Niskim. Zbudowano ją w 1933 r. na planie krzyża, z dużą kopułą centralną. Architekturą nawiązuje zatem do tzw. ukraińskiego stylu narodowego. Podobnie jak cerkiew w Króliku Wołoskim, po wojnie była używana jako magazyn PGR. Po remoncie, w 1995 r. nastąpiło jej ponowne poświęcenie. Warto się tu zatrzymać, aby porównać różne style budownictwa sakralnego na Łemkowszczyźnie.

Dojeżdżam do Jaślisk. Dużej wsi, położonej nieco na uboczu drogi prowadzącej z Dukli do Komańczy i dalej w Bieszczady. Ostatnim razem, kiedy tu zawitałem, zapamiętałem charakterystyczny obrazek, przypominający żywcem wyjęty kadr z serialu „Ranczo”, którego akcja rozgrywa się w Wilkowyjach: panowie pod sklepem pijący piwo. Jestem ciekaw, czy w tej kwestii coś się zmieniło. Odpowiedź jest prosta: nie, nie zmieniło się. Mimo tego, że jest godzina 8 rano, czuję się, jakbym był na planie serialu. Wypisz, wymaluj – Ranczo! Ale żeby o 8 rano? Przecież dżentelmeni nie piją przed południem!

Zabawne jest podanie o pochodzeniu nazwy „Jaśliska”. Ponoć Jan de Hanselino – zasadźca miasta – przybył tu po raz pierwszy zimą i poślizgnął się, zsiadając z konia. Na ostrzeżenie towarzyszących mu ludzi, że jest ślisko, odparł z niemiecka: „Ja, ślisko” (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).

Jaśliska uzyskały prawa miejskie zaledwie 9 lat po Krakowie – w 1366 r. Dzięki swojemu strategicznemu położeniu (przy szlaku handlowym na Węgry), miasto dynamicznie się rozwijało. Otrzymało m.in. prawo składu winnego, zmuszające kupców do wystawiania tu towarów na sprzedaż. Od XVII w. nastąpił stopniowy upadek miasta. Przyczynił się do tego m.in. właśnie przymus składu, który początkowo przynosił osadzie korzyści. Dochodziło nawet do tego, że mieszkańcy Jaślisk siłą zmuszali kupców węgierskich do pozostawiania tu wina. Budowa szosy dukielskiej w XIX w. przypieczętowała upadek miasta. W 1934 r. Jaśliska utraciły prawa miejskie (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).

Zwiedzanie zostawiam sobie na popołudnie. Idę na zakupy, aby uzupełnić zapasy na dzisiaj i jutro, a następnie kieruję się w stronę Czeremchy – opuszczonej wsi na byłym Trakcie Węgierskim. Jeszcze w Jaśliskach odwiedzam kościół p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej z XVIII w. Ostatnim razem, kiedy tu byłem (w 2009 r.), kościół z zewnątrz nie prezentował się najlepiej. Na dzień dzisiejszy jest już w lepszym stanie, choć w środku wymaga jeszcze niewielkiego odnowienia. Korzystając z zakończonej właśnie mszy św., wchodzę do środka. W głównym ołtarzu znajduje się słynący łaskami obraz Matki Boskiej Jaśliskiej, wg podania przeniesiony tutaj z Górnych Węgier (obecnej Słowacji) w obawie przed prześladowaniami przez protestantów (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).

Czas wyruszyć na szlak! Żółty szlak prowadzący do granicy ze Słowacją. Na drodze w kierunku Czeremchy spotykam pana pędzącego krowy. Zamieniam z nim kilka słów, m.in. na temat pogody. W jego głosie da się usłyszeć charakterystyczny akcent.

droga prowadząca przez opuszczoną dolinę czeremchy w beskidzie niskim na podkarpaciu
W Dolinie Czeremchy

Przez dość długi fragment droga do Lipowca posiada nawierzchnię asfaltową, choć stopniowo traci na jakości. W ogóle mi to jednak nie przeszkadza. Mógłbym tutaj, a nawet do Lipowca, dojechać autem, ale pojawia się zasadnicze pytanie: Po co? Nawet gdyby ktoś zaproponowałby mi podwózkę, nie skorzystałbym. Cała przyjemność w odwiedzaniu dolin opuszczonych wsi tkwi w spacerze i chłonięciu otoczenia całym sobą.

Pierwsze co zwraca moją uwagę na początkowym odcinku to duża ilość krzyży i kapliczek. Przypominam sobie, że prowadzi tędy droga krzyżowa. Zaraz za Jaśliskami mijam pierwsze opuszczone gospodarstwo. Szlak do Lipowca nie jest taki dziki, jak mogłoby się wydawać. Na odcinku 5 km mijają mnie 3 auta. Powiecie, że to mało. Zgoda, ale w końcu to Beskid Niski i jeden z najdzikszych fragmentów pasma.

tajemniczy znak drogowy w opuszczonej dolinie czeremchy w beskidzie niskim
🙂

Dochodzę do rzeki. Mijając domki przy drodze i hamaki w ogródkach, myślę sobie, że cudownie byłoby tu spędzić starość. Z lewej strony odchodzi boczna droga. Można na nią wjeżdżać nawet czołgiem, ale tylko pod warunkiem, że jest się znajomym Królika :). Znam jednego osobiście, więc przechodzę przez mostek. Nie ma tam jednak nic ciekawego, więc powracam do drogi głównej.

gospodarstwo agroturystyczne ostoja lipowiec w sercu beskidu niskiego na terenie opuszczonej wsi lipowiec
Ostoja Lipowiec

Słońce grzeje niemiłosiernie. Wykorzystują to węże, które lubią się na nim wygrzewać. Polecam Wam zatem patrzeć pod nogi, aby przez przypadek nie nadepnąć żmii. Ewentualnie założyć wysokie buty, aby potencjalne ukąszenie zatrzymało się na grubym obuwiu, choć zdaję sobie sprawę, że gdy temperatura dochodzi do 30 stopni, jest to uciążliwe.

Wąż odpełza w krzaki. Jest malutki, ale szybki. Dochodzę do Lipowca, o czym informuje mnie tabliczka, na której cyrylicą zapisano nazwę miejscowości. Mijam gospodarstwa agroturystyczne, a wśród nich największe – Ostoję Lipowiec. Możemy tu zarówno przenocować, spędzić kilka dni, bądź wyruszyć na wyprawę w siodle, gdyż ostoja oferuje wycieczki konne po okolicy.

drzewo z nazwą miejscowości w lipowcu, opuszczonej wsi w beskidzie niskim na podkarpaciu
Lipowiec

Dzisiejszy Lipowiec to zaledwie cień osady, która istniała tutaj przed II wojną światową. Droga, która tu prowadzi, nie posiada już nawierzchni asfaltowej. Miejsce jest idealne na odpoczynek w drodze do Czeremchy. Tuż przed mostkiem, po prawej stronie – na wzgórzu – znajduje się cerkwisko. Przynajmniej tak twierdzi przewodnik. Mnie nie udaje się go niestety odnaleźć.

zabudowania dawnego pgru w lipowcu, opuszczonej wsi w beskidzie niskim
Zabudowania dawnego PGR-u w Lipowcu

Przechodzę przez most i kieruję się prosto do Czeremchy. Tak naprawdę to dopiero tutaj zaczyna się prawdziwa dzicz. Wokół mnie tylko pustkowie. No, może nie licząc opuszczonych zabudowań gospodarczych PGR-u, który funkcjonował tutaj w „świetnych czasach” socjalizmu. Klimat Beskidu Niskiego w czystej postaci. Opuszczone PGR-y to częsty widok spotykany nie tylko tutaj, ale także w sąsiednich Bieszczadach.

tablica wyznaczająca ilość km do babadag na drodze prowadzącej do czeremchy w beskidzie niskim
W Dolinie Czeremchy

Wyobrażam sobie dawną wieś Czeremchę: wozy, konie i ludzi, udających się na targ do Jaślisk. Słyszę odgłosy dzwonów cerkiewnych. Widzę łemkowskie chyże (tradycyjne domostwa łączące funkcję mieszkalną i gospodarczą) i popów zmierzających na mszę. Niesamowite.

Na zachód odchodzi szlak do Zyndranowej. Na jednym ze szlakowskazów odnajduję napis „Pop Iwan – 136 h”… . Ukraińska Czarnohora…, a po drodze Gorgany. Jakieś 2 tygodnie drogi na piechotę. Wybieram się tam już od kilku lat, ale jakoś nie mogę się zebrać. W końcu musi się udać! Ale kto wpadł na pomysł, żeby umieścić ten napis właśnie w tym miejscu? Cóż… nieważne. Ważne, że wywołuje to uśmiech na mojej twarzy i tęsknotę za Ukrainą.

Napotykam jedne z bardziej charakterystycznych elementów drogi do Czeremchy. To tablice pokazujące jak daleko z tego miejsca mamy do Babadag i na Nordkapp. Bardzo ciekawy pomysł. Czuję się faktycznie jak na końcu świata.

Do centrum opuszczonej miejscowości i słowackiej granicy pozostaje coraz mniej km. Mijam kolejne krzyże będące pozostałościami po dawnych mieszkańcach.

krzyż będący pamiątką po opuszczonej wsi czeremcha w beskidzie niskim
W Dolinie Czeremchy
cerkwisko w dawnej opuszczonej wsi czeremcha w beskidzie niskim
Cerkwisko w dawnej wsi Czeremcha

Po lewej stronie, w lesie, zauważam tablicę informacyjną i pomnik upamiętniający zniszczoną cerkiew, a więc także pośrednio mieszkańców wysiedlonych stąd po II wojnie światowej. Po cerkwi pozostały jedynie fundamenty.

droga prowadząca przez opuszczoną dolinę czeremchy w beskidzie niskim na podkarpaciu
W Dolinie Czeremchy

Po drugiej stronie drogi, w szczerym polu, odnajduję grób Janet Fuchuli – potomkini Łemków zmuszonych do opuszczenia wsi – która co prawda nigdy nie była w Czeremsze, ani nawet w Polsce, ale pragnęła na zawsze spocząć w rodzinnych stronach. To dowodzi, jak bardzo Łemkowie są związani i jak niesamowicie tęsknią za swoją „Małą Ojczyzną”.

Nie wierzę! Ludzie! Na ostatniej prostej prowadzącej do granicy ze Słowacją spotykam parę rowerzystów. Cuda się zdarzają :). Wokół tylko pola i lasy. Cisza, spokój i charakterystyczny zapach, który u alergików (czyli m.in. u mnie) powoduje częste kichanie i sięganie po chusteczkę. To nie jedyna niedogodność dzisiejszego spaceru. Drugą z nich jest piekące słońce, które spala mi ręce i kark. Poza tym jest ok :D.

Po chwili ponownie spotykam rowerzystów. Informują mnie, że do granicy już niedaleko. I tak też jest. Dochodzę do wiaty turystycznej – już po słowackiej stronie – i chwilę odpoczywam. Decyduję się na powrót tą samą drogą, ale Wy możecie iść szlakiem granicznym i powrócić do doliny Czeremchy, wychodząc w okolicy odejścia szlaku niebieskiego do Zyndranowej.

Na burzę się nie zanosi, ale postanawiam wrócić, idąc doliną Czeremchy. Chowam aparat do plecaka, co okazuje się być dużym błędem. Dlaczego? Po kilkunastu minutach spaceru na swojej drodze spotykam… szopa pracza! Nie, to nie złudzenie! Jego nie da się pomylić z innym zwierzakiem. To musi być on! Możecie mi nie uwierzyć – niestety nie udaje mi się wyciągnąć aparatu na czas – ale sam jestem niesamowicie zaskoczony tym faktem. Pluję sobie w brodę, że schowałem sprzęt, choć z drugiej strony nie wiadomo, czy zdążyłbym nacisnąć spust migawki, gdybym miał aparat na szyi. No cóż… „shit happens”… .

Nie spieszę się z powrotem. Liczę na kolejne, bliskie spotkania z naturą, ale wiadomo jak to jest. Jak się czegoś za bardzo chce, to nie wychodzi… . Idzie mi się zdecydowanie lepiej niż w stronę Czeremchy. Pewnie dlatego, że jest „z górki”. Można jeszcze lepiej kontemplować i dumać nad dawnymi czasami, kiedy żyli tutaj Łemkowie.

jaszczurka zwinka kryjąca się między skałami w lipowcu w beskidzie niskim
Jaszczurka zwinka

Spotkanie z szopem praczem ma zaskakujące skutki. Zaczynam wyobrażać sobie spotkanie z misiem, który nagle wychodzi z krzaków. Dodatkowo podśpiewuję sobie piosenkę z „Misia Uszatka”, która mówi, że „dzieci lubią misie, a misie lubią dzieci”. Lubią, owszem, ale chyba jeść :D.

Dochodzę do Lipowca, po drodze czerpiąc wodę z przepływającego strumyka i postanawiam posilić się zupką. Czas na obiad! Przygotowując wrzątek, na pobliskiej skale zauważam jaszczurkę zwinkę. Cóż… lepszy rydz niż nic :). Najedzony idę dalej.

W pewnym momencie zatrzymuję się pod zwykłą – niezwykłą lipą. Siedzę, siedzę i kontempluję. Podobnie jak wierzby rosnące przy drodze, tak i lipy rosnące przy drodze są niesamowite. Po raz kolejny wyobrażam sobie Łemków i ich wozy, pracę na roli itd. Historia tych ziem to coś, po co się tu w dużej mierze przyjeżdża.

kikut drzewa przy kapliczce na trakcie węgierskim w okolicy jaślisk w beskidzie niskim
Przy kapliczce na Trakcie Węgierskim
prace polowe prowadzone z użyciem konia w okolicach jaślisk w beskidzie niskim
Prace polowe w okolicy Jaślisk

Mijam kapliczkę z fantazyjnym drzewem rosnącym obok i zmierzam w kierunku Jaślisk. Praca na okolicznych polach wre. Stopniowo powracam do cywilizacji.

drewniana zabudowa rynku w jaśliskach w beskidzie niskim na podkarpaciu
Drewniana zabudowa Jaślisk

Przy ulicy, którą wchodzę do Jaślisk od południa, ulokowane są przepiękne, drewniane domostwa, przypominające małomiasteczkowy charakter miejscowości. Takie zabudowania możemy oglądać w Jaśliskach także na rynku, który zachował typowy układ urbanistyczny. Niektóre budynki są lepiej utrzymane, niektóre gorzej, ale klimat dawnych lat da się tutaj wyczuć.

Zastanawiam się, czy panowie, spotkani o poranku pod sklepem, dalej piją piwo. Odpowiedź jest oczywista. Nie wiem tylko, czy to Ci sami, ale tak naprawdę to wszystko jedno. Klimat Wilkowyj jest zachowany!

Kieruję się na zachód, w stronę cmentarza, na którym odnajduję kwaterę żołnierską, gdzie pochowano poległych podczas I wojny światowej. Po drodze mijam pomnik postawiony przy drodze wjazdowej do wsi z okazji 1000-lecia państwa polskiego i jednocześnie 600-lecia otrzymania przez Jaśliska praw miejskich.

W pobliżu cmentarza znajduje się jeszcze jedna, ciekawa kapliczka. To tzw. szwedzki kurhan, zwany inaczej kapliczką „Na kurhanie” – najstarszy obiekt sakralny w Jaśliskach. Wyglądem przypomina latarnię. Według przekazów pochowano tu Polaków poległych podczas wojny ze Szwedami (choć najprawdopodobniej podczas potyczki z wojskami Rakoczego) (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).

Powracam do centrum miejscowości. Atmosfera Jaślisk, poza tym wszystkim co wcześniej napisałem, jest dziwna. Jakby czas się tutaj zatrzymał. Wiele domów i budynków publicznych nie jest pierwszej świeżości. Są też nowe, ładne, ale zupełnie nie pasujące do drewnianej zabudowy wsi. Szkoda. Można budować nowocześnie, nie zakłócając przy tym architektury charakterystycznej dla danego miejsca. Jak widać nie wszyscy to rozumieją. Nasze prawo niestety też w tej kwestii milczy. I dopóki tak będzie, dopóty takie sytuacje będą miały miejsce.

jedna z ruder na rynku w jaśliskach, klimatycznym miasteczku na podkarpaciu w beskidzie niskim
Na rynku w Jaśliskach

Opuszczam podkarpackie Wilkowyje i ruszam na zachód. Zatrzymuję się na chwilę przy pomniku bł. bpa Józefa Pelczara – biskupa przemyskiego, który często wypoczywał w pobliskiej Daliowej. Obelisk znajduje się na przydrożnej polanie w lesie – tuż przy drodze wojewódzkiej do Tylawy – łatwo go przeoczyć.

rezerwat przełom jasiołki w okolicy jaślisk w beskidzie niskim
Przełom Jasiołki

Docieram do kolejnego miejsca noclegowego – pola namiotowego położonego tuż przy Przełomie Jasiołki. Patrzę… a tam ktoś leży na trawie i sobie… strzela. Z daleka wygląda to na strzelanie do elektronicznej tarczy. Czuję się trochę spokojniejszy :).

Idę nad rzekę i odpoczywam. Jestem na terenie rezerwatu przyrody, w którym wytyczono ścieżkę przyrodniczą. Nie decyduję się jednak na jej przejście. Wolę spędzić ten czas nad rzeką.

Urządzam sobie zimny, orzeźwiający prysznic. Woda liczy sobie zaledwie kilka stopni Celsjusza powyżej zera, ale na taki upał to jak zbawienie. Spędzam tu czas do wieczora, a następnie rozbijam namiot na wspomnianym wcześniej polu. Czuję skutki prażącego słońca na swoim ciele. Jutro może być jeszcze gorzej…

To, co dobre, szybko się kończy… . Przede mną ostatnia noc w Beskidzie Niskim. Czas na sen wśród dziczy. Niech niedźwiedzie omijają mnie z daleka! 🙂

Galeria zdjęć z pobytu w Beskidzie Niskim do obejrzenia tutaj.


15 komentarzy do Króliki i opuszczone wsie – Czeremcha i podkarpackie Wilkowyje – Jaśliska

  1. Wspaniały klimat, niesamowita atmosfera. Cudowne jest to, że są w Polsce jeszcze takie miejsca. Z drugiej strony miejsca te ( np. cmentarz czy też opuszczona cerkiew w Króliku Wołowskim ) maja w sobie jakiś smutek, nostalgię , tęskonotę za światem który przeminął i już nigdy nie wróci…

  2. Wspaniala wyprawa, rowniez pociagaja mnie takie klimaty. Dzieki za obszerna relacje, przyda sie w planowaniu mojej wycieczki. Pozdrawiam

    • Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc. W Beskidzie Niskim jest duuużo więcej takich cichych i zagubionych miejsc, które warto odkrywać. Pozdrawiam! 🙂

  3. Witaj,
    teraz już możesz zajrzeć do wnętrza cerkwi w Króliku Wołoskim.

    Zrobiony jest w drzwiach specjalny „judasz” który to umożliwia.

    Obiekt zaś był zamknięty by chronić ją przed wandalami.
    Obecnie trwa renowacja cerkwi. Stowarzyszenie „Królik Wołoski” które wspieramy w działaniach prowadzi te prace. W 2015 roku odrestaurowano dzwonnicę parawanową, w planach jest m in zabezpieczenie polichromii i wymiana poszycia dachowego.
    Więcej informacji znajdziesz na: krolikwoloski.blogspot.com lub na naszym blogu (kliknij banerek z cerkwią)

    Może chciałbyś wesprzeć proces renowacji? Albo znasz kogoś, kto chciałby zostać „sponsorem” ?
    Jeśli możesz, udostępnij informację dalej. Ratujmy cerkiew razem! 😉

    Pozdrawiamy

    • Bardzo dziękuję za informację o tym judaszu :-). Tak, słyszałem o remoncie dzwonnicy i planowanym remoncie ogólnym. Oczywiście udostępnię! Pozdrawiam serdecznie 🙂

  4. W Rymanowie Zdroju Desznie warto też odwiedzić miejsce po cerkwi pw Narodzenia Bogurodzicy, niestety cerkiew została zniszczona po II wojnie. Cerkwisko znajduje się wśród charakterystycznego starodrzewu, kilkaset metrów dalej w stronę Królika Polskiego znajduje się cmentarz, z zachowanymi nagrobkami.

    • Dowiedziałem się o tym miejscu niedawno – ponoć ma niesamowity klimat, zresztą jak wiele podobnych sobie w Beskidzie Niskim i na całym obszarze Łemkowszczyzny. Bardzo dziękuję za przypomnienie i pozdrawiam! 🙂

    • Cmentarz robi niesamowite wrażenie – jest jednym z symboli tego, co działo się tutaj po II WŚ. Niby położony przy głównej drodze, niemal na wyciągniecie ręki, a jednak – zdewastowany, samotny. Chylące się nagrobki kamienne zdają się szeptać o dawnych mieszkańcach…

  5. Ostatnio byłem w okolicy i zwiedziłem szybko Kamień. Zapomniałem zrobić zdjęcie tej tabliczki dot. krewnych i znajomych Królika – wywołuje uśmiech na twarzy:)
    Mam wrażenie, że Beskid Niski jest z powodu mniejszego ruchu turystycznego, dzikszy niż Bieszczady. Liczę, że przy ładnej pogodzie w najbliższym czasie znowu będę miał okazję odwiedzić wschodnie pasma. Pozdrawiam

    • Zdecydowanie dzikszy! Niestety w sezonie Bieszczady stają się coraz bardziej turystyczne, w szczególności połoniny. A z Beskidu Niskiego polecam w szczególności Jasiel. Klimaty podobne do Czeremchy. Cisza, spokój – czego chcieć więcej? 🙂 Pozdrawiam, Grzesiu!

  6. Cześć!
    Wybierasz się jeszcze w tamte strony?
    Bardzo bym tam chciała pojechać, pochodzić po pieszych szlakach i zobaczyć okolice, z których pochodzili moi przodkowie.
    Może chciałbyś przygarnać do towarzystwa innego pielgrzyma?

    • Cześć!
      Na razie niestety nie planuję wizyty w tamtych rejonach, choć ciągnie mnie w nie nie mniej niż kiedyś :/. Niemniej jednak w razie pytań, wątpliwości, pozostaję do dyspozycji.

      Pozdrawiam, Paweł

  7. A ja mam to szczęście, że w piątek 20.07.2018. będę w tych okolicach jako że zamierzam przebiec półmaraton Jaśliski. Z Jaślisk do Czeremchy i z powrotem.

Skomentuj

© 2025: Paweł Łacheta | Travel Theme by: D5 Creation | Powered by: WordPress