Z ropą naftową w tle – Rymanów i okolice
Poranek budzi mnie piękną pogodą. Na niebie ani jednej chmurki, na trawie osadziła się rosa. W pobliżu przechadza się zbłąkany zając. Czas rozpocząć nowy dzień!
Jestem w miejscu, które, gdy pierwszy raz zobaczyłem – prawie 5 lat temu – od razu zdobyło moje serce. To Rudawka Rymanowska, a konkretnie przepiękna, wysoka na około 30 metrów ściana o nazwie Olzy, zbudowana z łupków menilitowych, położona w dolinie górnego Wisłoka. Największe odsłonięcie tego typu w polskich Karpatach.
Ściana skalna jest interesująca nie tylko ze względu na swoje piękno, ale i skałę, która ją buduje. Łupek menilitowy, poprzez nagromadzenie w nim substancji organicznej, stał się skałą macierzystą dla ropy naftowej, czyli skałą, w której powstają węglowodory. Z kolei menilit to brunatno-szary opal, czyli bezpostaciowa forma krzemionki. Dzięki obecności menilitu, w łupkach możemy obserwować mikroskamieniałości i fragmenty ryb. Wszystkie skały tworzące odsłonięcie (oprócz wspomnianych łupków także rogowce i piaskowce karpackie) zostały zdeformowane przez nasuwające się płaszczowiny karpackie, czyli najkrócej mówiąc wtedy, kiedy powstawały Karpaty. Dzięki temu, na ścianie możemy obserwować piękne fałdy.
Podczas poszukiwań ropy naftowej, w pobliskiej dolince Połonyka natrafiono na źródła mineralne – siarczanowe oraz solanki jodowo – bromowe. Temperatura wody w jednym z wykonanych odwiertów wynosi 48 stopni Celsjusza, ale uzdrowisko póki co nie powstało (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007). Całe szczęście nie utworzono tutaj kopalni ropy naftowej, bo to miejsce raz na zawsze straciłoby swój dziewiczy charakter.
Nie jestem tutaj sam. W pobliżu trwa budowa scenografii na imprezę Powitania Lata, która odbędzie się w sobotę i niedzielę (już się odbyła – 7 i 8 czerwca :). Podczas niej można było obejrzeć m.in. zawody drwali i pokazy konnych, zabytkowych sikawek strażackich).
Na miejscu urządzam sobie sesję fotograficzną. Wielka ściana robi niesamowite wrażenie. Po drugiej stronie zauważam wodospad, więc postanawiam do niego podejść. Po raz kolejny pojawia się jednak problem w postaci rzeki, którą ponownie muszę przekroczyć w bród. Na pewno jest to trudniejsze niż wczoraj, gdyż nurt Wisłoka w tym miejscu jest szybszy, a i skały są zarówno ostre, jak i wyślizgane (dlaczego nie wziąłem klapek???). Aby zmniejszyć obciążenie, zostawiam ubrania i przechodzę na drugą stronę. Nie ma to jak poranne orzeźwienie! W końcu dla takich chwil tutaj jestem! 🙂
Podczas pokonywania rzeki, o mało co nie tracę równowagi i nie ląduję na plecach. Na szczęście obywa się bez takich przygód i bezpiecznie docieram na drugi brzeg. Spędzam na nim kilka minut i od razu na mojej stopie pojawia się kleszcz (czy one się nigdy nie odczepią?!). Żegnam go, brutalnie strącając w otchłań wodospadu. W pobliżu znajduje się tablica, która upamiętnia papieża Jana Pawła II, który, zanim został biskupem Rzymu, w Rudawce Rymanowskiej często spędzał urlop.
Na przeciwny brzeg Wisłoka wracam częściowo na czworakach (lepiej zamoczyć ręce niż sprzęt, ryzykując upadkiem na plecy). Nogawki spodni po wczorajszym błotnym rajdzie nie są jeszcze czyste, więc postanawiam wykorzystać obecność rzeki i zrobić im kąpiel. Na ostrym, porannym słońcu na pewno szybko wyschną. Odpoczywam przy Olzach ponad pół godziny, obserwując lisa, który pojawił się w pobliżu. Niestety chytrusek również mnie zauważa i tak szybko, jak się pojawił, znika w trawie. Z wielkim bólem serca opuszczam to miejsce. Czas wyruszyć w stronę Rymanowa!
Rymanowa, a nie Rymanowa-Zdroju – przynajmniej na razie – bo mamy miasto: Rymanów i wieś o statusie uzdrowiska: Rymanów-Zdrój. Polecam Wam odwiedzić obie miejscowości, bo w każdej znajduje się coś ciekawego. Do tej pory trafiałem tylko do uzdrowiska, przejeżdżając przez Rymanów bez zastanowienia. Teraz postanawiam to zmienić.
Swoją przygodę w mieście rozpoczynam od parku dworskiego im. Anny i Stanisława Potockich – miejscowych dobrodziejów. W parku wyróżniają się dwie piękne aleje: lipowa i grabowa. Wokół cisza i spokój. Można tu odpocząć. Postanawiam to wykorzystać, bo po południu na taką samotność nie będę mógł już liczyć – w parku zdrojowym w Rymanowie-Zdroju z pewnością będzie więcej kuracjuszy.
Przy ogrodzie znajduje się XIX w. dwór, który obecnie jest siedzibą nadleśnictwa. Otoczony zielenią, prezentuje się bardzo pięknie i okazale. Czas opuścić obszar zieleni miejskiej i udać się na rynek!
Rynek, przez który bezceremonialnie przebiega droga krajowa nr 28 z Krosna do Sanoka i który m.in. z tego powodu jest dość głośny. Postanawiam odbić nieco w bok i skręcić w prawo – na południe – w ulicę Kilińskiego, przy której znajduje się odnowiona niedawno synagoga (z XVIII w.). Bożnica należy do jednych z najstarszych w Polsce. Umieszczono przy niej (podobnie jak przy innych interesujących obiektach w Rymanowie i okolicach) tablicę informacyjną, która po raz kolejny dyskryminuje osoby słabiej widzące. Takie małe literki pasują w sam raz do czytania przez lupę. A jeżeli są takie małe tylko po to, aby zmieścić więcej tekstu, to lepiej, aby tekstu było mniej, ale żeby był większy. Jest to po prostu zniechęcające dla potencjalnych zainteresowanych.
Gmina żydowska w Rymanowie istniała praktycznie od początku istnienia osady. Od XVIII w., gdy Żydzi stanowili prawie połowę mieszkańców miasta, Rymanów stał się ośrodkiem chasydyzmu – mistycznego odłamu religii żydowskiej. To własnie tutaj urodził się Isidor Isaak Rabi – amerykański fizyk, współtwórca radaru i bomby atomowej, uhonorowany nagrodą Nobla w 1944 r. (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).
Pomiędzy rynkiem, a synagogą dostrzegam niewielki targ. Atmosfera, jaka tutaj panuje, przypomina mi krakowski Stary Kleparz, choć w dużo mniejszej skali. No i te ceny… 3,50 zł za 1 kg truskawek… mhmmmm.
Nad rymanowskim rynkiem góruje XVIII w. kościół p.w. św. Wawrzyńca. Wchodzę do środka, lecz niestety wejście do nawy głównej jest zamknięte. Pozostaje mi tylko podziwianie wnętrza przez kratę. Świątynia prezentuje się okazale, ale z drugiej strony „szału też nie ma”. To, co zwraca moją uwagę, to bardzo wysokie drzwi wejściowe – nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do wysokości kościoła.
Nie byłbym sobą, gdybym nie odwiedził rymanowskich cmentarzy: pierwszego – katolickiego, a także drugiego: żydowskiego. Katolicki cmentarz w Rymanowie to jeden z najpiękniej położonych cmentarzy, jakie widziałem w swoim życiu. Zarówno dlatego, że znajdują się tutaj piękne nagrobki, pamiętające jeszcze XIX w., jak i z powodu pięknych widoków na Rymanów i okolice, z wyróżniającymi się sylwetkami: kościoła i wiatraków, które otaczają miasto. W jednej z kwater cmentarza znajdują się groby hrabiów Potockich – ostatnich właścicieli Rymanowa.
Wychodzę z cmentarza w pobliżu kaplicy. Na wprost zauważam polną drogę, która zaprowadzi mnie do kirkutu (cmentarza żydowskiego) – podobnie jak synagoga – jednego z najstarszych w Polsce. Z chęcią wszedłbym na jego teren, ale bramkę zamknięto na kłódkę i nici ze zwiedzania. Pozostaje mi tylko podziwianie zachowanych macew (niektóre są w naprawdę dobrym stanie) z zewnątrz. W sumie jest ich około 200.
Na terenie cmentarza znajdują się także ohele (budyneczki grobowe). W pierwszym z nich mieści się symboliczna mogiła ofiar Holocaustu, natomiast w drugim pochowany jest cadyk Friedman (uważany za cudotwórcę), którego mogiłę odwiedzają licznie chasydzi z całego świata (Beskid Niski – przewodnik, Wyd. Rewasz, Pruszków, 2007).
Moim ostatnim punktem, który odwiedzam w Rymanowie, jest wzgórze Kalwaria, na które prowadzi droga krzyżowa. Kaplica na wierzchołku wzniesienia rozczarowuje mnie. Po pierwsze dlatego, że jest zamknięta, a po drugie: teren wokół jest zarośnięty i nie widać, aby ktoś specjalnie dbał o to miejsce. Z Kalwarii roztacza się widok na Rymanów, ale szczerze mówiąc… liczyłem na lepszy. Jeśli chcecie, możecie tu wpaść, ale „szału nie ma”, a poza tym… jest tu dużo komarów :D.
Powracam do centrum miasta i odjeżdżam do mojego dzisiejszego miejsca noclegowego – Rymanowa-Zdroju. Swe pierwsze kroki w miejscowości nie kieruję jednak do centrum uzdrowiska, ale do Wołtuszowej – opuszczonej wsi – oddalonej od niego o 2 km. Aby tam dojść, podążam za czerwonymi znakami Głównego Szlaku Beskidzkiego. Przypominam sobie ostatni raz, kiedy tędy szedłem. Było to trzy lata temu – właśnie na GSB. Wspomnienia ożywają :).
Mijam piękne sanatorium „Maria”, obok którego mieści się już mniej „piękny” budynek, a następnie niewielką pasiekę. Po kilkunastu minutach kończy się asfalt i zaczyna gruntowa droga, która doprowadza mnie prosto do Wołtuszowej. Jeśli martwicie się o to, czy zgubicie się po drodze, muszę Was uspokoić – nie ma takiej możliwości. Szlaków i znaków prowadzących do opuszczonej wsi jest tyle, że aż głowa może rozboleć.
Wołtuszowa jak zwykle urzeka ciszą i spokojem. Mimo tego, że od niedawna jest administracyjną częścią Rymanowa-Zdroju, nikogo tu nie spotykam. Czyżby dla kuracjuszy było za daleko? Muszę stwierdzić, że jeszcze 5 lat temu w tym miejscu było pusto. Istniała jedna tablica z nazwą wsi, a także ławeczka i zaznaczony plac po cerkwisku otoczony sędziwymi lipami. Obecnie zagospodarowanie turystyczne miejsca bardzo się poprawiło. Na szczęście nie do tego stopnia, aby powstał choćby bar, ale warto się tutaj wybrać, będąc w Rymanowie.
Szczególnie podobają mi się drewniane rzeźby o łemkowskim charakterze, przedstawiające codzienne życie mieszkańców tych terenów sprzed wysiedleń w ramach akcji „Wisła”. Nieco poniżej cerkwiska, w kierunku na Rymanów-Zdrój, znajdują się pozostałości po wyposażeniu dawnej cerkwi. Pośród runa leśnego umieszczono m.in. kamienie użyte do budowy ołtarza głównego oraz chrzcielnicę. Po krótkim odpoczynku i kontemplacji w tym niesamowitym miejscu, powracam do uzdrowiska.
Pobyt w Rymanowie-Zdroju rozpoczynam od obiadu w pobliskim bistro. Po nasyceniu żołądka wybieram się na spacer po uzdrowisku.
Swoje pierwsze kroki kieruję w stronę Parku Zdrojowego im. Jana Pawła II. Co ciekawe, mimo tego, iż kanonizacja naszego papieża odbyła się dopiero miesiąc temu, już zamontowano tu tabliczki z tytułem „św.” przed jego imieniem – doprawdy ekspresowa zmiana :). W parku znajduje się pijalnia wód mineralnych, wybudowana w 1885 r. Woda, której możemy w niej skosztować jest darmowa, pod warunkiem, że mamy swój własny kubek, z którego możemy ją wypić. Na miejscu można także zakupić kosmetyki produkowane na bazie tutejszych wód.
Rymanowskie źródła to szczawy chlorkowo-sodowe z domieszkami jodu i bromu, pomocne przy leczeniu wielu chorób. Na terenie uzdrowiska butelkuje się, a następnie stąd rozprowadza wodę Celestynka (ponoć na obszarze południowej Polski, choć w Krakowie jeszcze jej nie spotkałem, chyba że nie zauważyłem ;)).
Chwilę odpoczywam, gdyż kompletnie nigdzie mi się nie spieszy i idę dalej. Mijam sanatorium Eskulap, a za nim fontannę ze źródłem „Tytus”. Przy fontannie znajdują się dwie rzeźby przedstawiające założycieli rymanowskiego uzdrowiska – Annę i Stanisława Potockich. Kilkaset metrów dalej mijam Zielony Domek, w którym obecnie mieści się restauracja.
Rymanowski Park Zdrojowy jest jednym z moich ulubionych w Polsce. Potok Tabor, który przepływa przez miejscowość, pięknie komponuje się ze wszechobecną zielenią. Mógłbym tędy spacerować bez końca.
W pobliżu kościoła uzdrowiskowego, na którego poddaszu można spotkać nietoperze, znajduje się niewielki staw z platformą widokową. O każdej pełnej godzinie, na 30 minut, z głośników jest puszczana muzyka klasyczna. Podoba mi się ten pomysł. Można zamknąć oczy i poczuć się jak w wiedeńskim Schönbrunnie. Staw jest również miejscem odwiedzanym przez kaczki, które czasami wychodzą na parkowy chodnik i pozują kuracjuszom oraz turystom.
Dzień zbliża się ku końcowi. Wieczór w Rymanowie-Zdroju także wygląda przepięknie. Wracałem, wracam i będę tu zawsze wracał z przyjemnością. W porównaniu to Iwonicza-Zdroju, uzdrowisko wydaje mi się bardziej spokojne i zielone. Również rymanowski park zdrojowy robi na mnie większe wrażenie niż iwonicki. Zapewne jest kwestią gustu, które uzdrowisko akurat Wam spodoba się bardziej, ale jeżeli jesteście w jednym z nich, warto wybrać się także do drugiego. Tym razem jestem tylko w Rymanowie-Zdroju, a to tylko dlatego, że Iwonicz-Zdrój odwiedzałem 2 lata temu i jeszcze mam go świeżo w pamięci :).
Jutro powrót do dziczy. Korzystam więc z ostatnich chwil w cywilizacji.
Galeria zdjęć z pobytu w Beskidzie Niskim do obejrzenia tutaj.