Wielki Piątek, czyli Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej
Kalwaria Zebrzydowska. Małe miasteczko położone na północnych krańcach Beskidu Makowskiego. Większość z nas, słysząc tę nazwę, pierwsze o czym myśli to sanktuarium pasyjno – maryjne, które w 1999 r. zostało wpisane na międzynarodową listę dziedzictwa UNESCO. Ale dzisiaj nie będę zajmował się opisem dróżek kalwaryjskich ani historią powstania każdej z nich. Dzisiaj chcę Was zabrać na wydarzenie, które każdego roku gromadzi w Kalwarii ponad 100 tys. pielgrzymów z całej Polski – na Misterium Męki Pańskiej, którego główne uroczystości odbywają się w Wielki Piątek.
Wydarzenie to jest częścią Odpustu Wielkiego Tygodnia, który rozpoczyna się w Niedzielę Palmową, a kończy w niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. Inscenizacje, jakie mu towarzyszą, są wiernym odwzorowaniem wydarzeń opisanych w Piśmie Świętym. Zapraszam do Kalwarii!
Udział w misterium wymaga poświęceń od samego rana. Pobudka o 4:30 do przyjemności nie należy, ale nie ma wyjścia. Obchody Wielkiego Piątku rozpoczynają się o godzinie 6, więc wyjeżdżam z Zabierzowa o 5:30. Na miejscu melduję się ok. 6:15. Dojeżdżając do Kalwarii Zebrzydowskiej, robi się tłoczno. Na największym skrzyżowaniu w mieście ogromny korek. Na szczęście po kilku minutach udaje mi się przez niego przebić i zaparkować kilkaset metrów od kalwaryjskiego Sanktuarium.
Pogoda od rana dopisuje. Pora jest wczesna, ale już teraz tłumy pielgrzymów kierują się w górę, aby od samego początku uczestniczyć w uroczystościach.
Po minięciu Sanktuarium nie muszę martwić się o to, w którą stronę mam się kierować. Nawet nie patrząc na tablice informacyjne, tłum pielgrzymów wskazuje drogę do Pałacu Piłata – drugiego przystanku na „trasie” dzisiejszej wędrówki Jezusa. Dlaczego dopiero drugiego? Uroczystości wielkopiątkowe rozpoczynają się o godzinie 6 porannym sądem „u Kajfasza”, na który już niestety nie zdążę. Pozostaje mi więc oczekiwać na Jezusa pod wspomnianym Pałacem Piłata.
Zanim dochodzę na miejsce przeznaczenia, zwracam uwagę na kilka szczegółów na trasie. Przy drodze prowadzącej do Sanktuarium i kalwaryjskich dróżkach, zdążono już rozłożyć kramy z napojami, obwarzankami i innymi, mniej lub bardziej przydatnymi rzeczami. Osobne stoisko zajmuje pan sprzedający małe, rozkładane krzesełka (potem przekonam się, że zaopatrzenie się w taki sprzęt nie jest takie głupie). Z ceną pan jednak przesadził – 20 zł za najmniejsze, jakie tylko może być – to zdzierstwo. Kolejna rzecz – błoto. Wybierając się do Kalwarii, koniecznie ubierzcie buty, których Wam nie szkoda i które nie przemakają. Gdy jest choć trochę wilgotno, możecie być pewni, że zielona trawka szybko zamieni się w brunatne błoto.
Dochodzę pod Pałac Piłata. Na Jezusa czeka już tłum pielgrzymów. Z daleka nie wygląda to najlepiej – widoczne nieprzebrane rzesze ludzi poddają w wątpliwość to, czy cokolwiek uda mi się dziś zobaczyć. Zauważam jednak lukę pod samym pałacem i kieruję się w tym kierunku. Widok na balkon – idealny. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na pojawienie się Jezusa.
W towarzystwie arcykapłanów i Poncjusza Piłata, w końcu pojawia się na balkonie pałacu. Piłat nie znajduje w nim winy i odsyła go do Heroda – króla żydowskiego – aby to on go osądził. Scena trwa kilka minut. Przejście do Pałacu Heroda – kilkanaście. Można by więc pomyśleć, że to przerost formy nad treścią. Jest jednak inaczej. To właśnie te przejścia, to chodzenie „od Annasza do Kajfasza” to coś, co pozwala przeżywać uroczystości jeszcze bardziej, w jeszcze głębszej zadumie. Jedyne, co może nam przeszkadzać, to okresowo napierające ze wszystkich stron babcie, którym bardzo się spieszy i chcą być jak najbardziej z przodu i to jak najszybciej.
Pobyt Jezusa u Heroda również nie trwa długo. Aktor grający Heroda jest wg mnie bardziej przekonujący od tego, który odgrywa rolę Poncjusza Piłata. Wygląda i brzmi bardziej naturalnie. Po wygłoszeniu swojej kwestii, Herod z powrotem odsyła Jezusa do Piłata. Czeka nas ponowna wędrówka pod pałac rzymskiego namiestnika.
Tym razem nie pcham się pod sam balkon pałacu, gdyż znajduję miejsce dalej, skąd również mam całkiem niezły widok. Tłum gęstnieje. Piłat skazuje Jezusa na śmierć, a uwalnia zbrodniarza – Barabasza. Muszę przyznać, że aktorzy grający arcykapłanów są równie przekonujący, co Herod. Bardzo ciekawie to wygląda. Następuje biczowanie, cierniem koronowanie… . Droga krzyżowa zbliża się wielkimi krokami, ale zanim się rozpocznie, kilkudziesięciominutowe przemówienie wygłasza metropolita krakowski – kard. Stanisław Dziwisz.
Już czas… . Jezus bierze krzyż na swe ramiona i rozpoczyna swoją ostatnią doczesną wędrówkę na tym świecie. Towarzyszą mu rzymscy żołnierze, arcykapłani, krzyż oraz… tabliczka z napisem w trzech językach (hebrajskim, greckim oraz łacińskim): „Jezus z Nazaretu. Król Żydowski”.
Patrzę w stronę kolejnych stacji Drogi Krzyżowej – końca tłumu już nie widać. Zajmuje całą szerokość dróżki. Zastanawiam się, czy idąc z tyłu za Jezusem, będę miał jeszcze okazję go wyprzedzić, ale moje obawy są na szczęście na wyrost. Między kolejnymi stacjami pielgrzymi płynnie przemieszczają się do przodu. W skrócie można powiedzieć, że droga krzyżowa wygląda w moim przypadku w sposób następujący: będąc za Jezusem na jednej stacji, jestem przed Jezusem na stacji następnej (i tak prawie do końca). Można oczywiście iść inaczej – to zależy tylko od Was (jeżeli nie zostaniemy wchłonięci przez osoby trzymające się sznura wokół Jezusa – jest to bardzo nieprzyjemne, bo gdy porwie nas taki tłum, to ciężko się od niego uwolnić).
Pozytywnym aspektem całej tej sytuacji jest fakt, że bardzo łatwo odnaleźć Jezusa w tłumie. Zarówno po krzyżu, tabliczce ze wspomnianym wcześniej napisem, a także czerwonych strojach rzymskich żołnierzy, którzy go otaczają.
Droga krzyżowa powoli zbliża się do Golgoty, czyli wzgórza, gdzie ukrzyżowano Jezusa. Również tutaj – w Kalwarii Zebrzydowskiej – musimy się wspinać, aby dotrzeć do ostatnich stacji.
Po osiągnięciu Golgoty i ukrzyżowaniu Jezusa (nie jest to inscenizowane z wiadomych względów :)), rozpoczyna się Liturgia Męki Pańskiej, połączona z adoracją Krzyża. Obrzęd trwa ponad godzinę i to właśnie w tym miejscu rozumiem, dlaczego tyle osób niosło ze sobą małe krzesełka turystyczne. Bolą mnie już nogi, bo dobiega godzina 13, a końca misterium nie widać.
W końcu – o godzinie 13:20 – oficjalnie kończą się uroczystości wielkopiątkowe w Kalwarii Zebrzydowskiej. Po siedmiu godzinach uczestnictwa w tym niesamowitym wydarzeniu mogę stwierdzić, że było warto! Schodzę z Golgoty w stronę Sanktuarium, po drodze napotykając żebrzącą, młodą Cygankę (nawet tutaj ich nie brakuje, niestety). Dzisiaj nie wchodzę do środka – tłum jest zbyt wielki. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zmierzać w kierunku samochodu i powrócić do domu.
Wyjazd z Kalwarii Zebrzydowskiej zajmuje duuuuuużo więcej czasu niż przyjazd. Korki są niesamowite i to w obydwu kierunkach, więc nie można ich ominąć. Samo oczekiwanie na wydostanie się z miasta trwa ponad godzinę. Cóż…w jakiś sposób te kilkaset tysięcy ludzi musi się stąd wydostać.
W tym roku (wg Gazety Krakowskiej) uroczystości wielkopiątkowe w Kalwarii Zebrzydowskiej zgromadziły ponad 200 tys. ludzi. To dowód na to, jak popularne jest to wydarzenie i jak wielu ludzi pragnie przeżyć święta w zadumie nad męką i zmartwychwstaniem Jezusa, a nie tylko przynieść święconkę do kościoła i spotkać się z rodziną. Oczywiście wielu ludzi przyjeżdża do Kalwarii w celach turystycznych, ale nawet wtedy, biorąc udział w tym niesamowitym wydarzeniu, nie sposób nie doświadczyć energii i mistycyzmu, jakie ono wyzwala.
Już za rok kolejne obchody Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Gorąco zachęcam do odwiedzin naszej „polskiej Jerozolimy” właśnie w tym okresie.
Galeria zdjęć z Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej do obejrzenia tutaj.
Zachęcam także do obejrzenia krótkiego filmu z tegorocznej Drogi Krzyżowej – można to zrobić tutaj:
Dla mnie to misterium – tak przeżywam jak by to się naprawdę działo, i chyba od początku narodzin tak się dzieje ,choroba ,szkoła , nauka , pomówienia. prokurator, praca .posługa w kościele, pomówienia, kilku krotne, i w tej drodze życia przy CHRYSTUSIE i wychodzę z tego w całości.Tylko z Chrystusem droga staje się łatwa ,czasami powądpiewam i kiedy ogarniają mnie wądpliwości to słysze jego głos. W idzę Cie ,słysze Cię idż do przodu.. Mógł bym tak wymieniać bez ustanku ,operacje serca tętnic wśród mózgowych itd…..z Bogiem