Na rubieżach Polski – Jarosław
Studia mają to do siebie, że pozostawiają po sobie znajomości, które trwają jeszcze długo :). Właśnie dzięki jednej z takich relacji, miałem okazję odwiedzić, chociaż na bardzo krótko, Jarosław – jedno z miast Podkarpacia. Korzystając z gościnności Ani, chciałbym zabrać także i Was na wędrówkę po wieczornym, deszczowym Jarosławiu.
Podróż z Krakowa do Jarosławia kosztuje mnie… 1 zł. Tak! To nie żart! Właśnie tyle wyniósł koszt zakupionego biletu na tej stronie internetowej. Aby skorzystać z takiej oferty (Super Bilet – jest dostępny tylko na niektórych trasach), należy zarejestrować się na stronie i… dokonać zakupu. Prawda, że proste? Cena 1 zł nie jest stała i zmienia się w zależności od czasu, jaki dzieli nas od podróży. Kolejna pula Super Biletów jest wrzucana na miesiąc przed odjazdem pociągu, a więc największa szansa na to, że pojedziemy za 1 zł istnieje zaraz po pojawieniu się pociągu w systemie. Zatem – łapcie okazje! 🙂
No dobrze… kupiłem bilet na pociąg, ale jadę autobusem, a konkretnie Interregio busem, bo to właśnie on jest podstawiany na dworzec autobusowy w Krakowie. Ma to związek z remontem torów kolejowych do Przemyśla i ograniczeniem ruchu pociągów na tej trasie.
Autobus odjeżdża o 10:40, ale jestem na dworcu o 10. Dlaczego tak wcześnie? Nie jestem pewien, jak popularna jest to linia i chcę mieć pewność, że na pewno znajdzie się dla mnie miejsce. Co prawda rezerwację mam, ale PKP nigdy do końca nie wierzę :D. Autobus przyjeżdża. Nie mam się czym przejmować – wolnych siedzeń jest pod dostatkiem. Zajmuję wygodne miejsce przy oknie i czekam na odjazd.
Nie będę opisywał podróży do Jarosławia, bo podczas niej nie wydarzyło się nic szczególnego (no, może nie licząc kobiety, która próbowała zawracać na drodze ekspresowej :D). Przyjeżdżam na miejsce przeznaczenia przed czasem, co, jak na PKP (nawet pod postacią autobusu) jest nie lada wyczynem. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na Anię.
Jarosław i Ania witają mnie barową pogodą. Na najbliższe kilka godzin zamieniam się w turystę i pozwalam się oprowadzać Ani vel Zosi :).
Kilka słów o Jarosławiu. Siedziba powiatu; około 40 tys. mieszkańców; położony nad Sanem; miejsce styku trzech kultur: mieszkali tu Polacy, Rusini i Żydzi; słynący z jarmarków. Tak w skrócie można opisać to miasto. Już tradycyjnie nie będę opisywał Wam zabytków mijanych po drodze, ale głównie moje osobiste odczucia i subiektywne opinie. Zacznijmy więc spacer po mieście!
Pierwszym miejscem, które odwiedzamy jest kościół oo. franciszkanów-reformatów przy ul. Jana Pawła II z XVIII w. W zasadzie mógłbym powiedzieć, że niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale to nieprawda. Po wejściu do środka i skupieniu się w ciszy… od razu rzuca mi się w oczy, a właściwie w uszy, dźwięk tykania zegara, umieszczonego nie wiedzieć czemu w nawie głównej świątyni. Na pewno jest to interesujące, ale wydaje mi się, że kościół to miejsce do modlitwy i taki odgłos przeszkadza w kontemplacji i skupieniu w modlitwie.
Idziemy dalej w stronę jarosławskiego rynku, po drodze zahaczając o kościół św. Ducha – małą, klimatyczną świątynię. Po drugiej stronie ulicy widzimy budynek o bardzo ciekawej architekturze. Obecnie jest to gmach Miejskiego Ośrodka Kultury. Dawniej mieściła się tutaj siedziba Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Zaprojektował go architekt Tadeusz Talowski, znany z wielu podobnych wizji artystycznych (głównie w Krakowie).
Mijamy resztki Bramy Krakowskiej i ul. Grodzką dochodzimy do rynku. Jakie wrażenie sprawia jarosławskie Stare Miasto wieczorem? Nie chciałem wierzyć Ani, kiedy mówiła, że po zmroku miasto zamiera, ale niestety tak to wygląda. Na ulicach prawie nikogo nie ma, a jeżeli już ktoś się pojawi, to najbardziej w oczy rzucają się pijane osobniki, którym nie przeszkadza nawet barowa pogoda, jaką mamy dzisiaj w Jarosławiu.
To, co mi się tutaj podoba, to kostka brukowa, która dodaje uroku i „postarza” Stare Miasto. Gdyby bardziej wypromować Jarosław i odnowić większość zabytków, sądzę, że przyjeżdżałoby tu więcej turystów, bo naprawdę jest co zobaczyć. Może niekoniecznie w taką pogodę, jak dziś, ale z pewnością jest to miasto warte uwagi. Trzeba to „tylko” wykorzystać!
Pięknie prezentuje się Ratusz, na pierwszy rzut oka przypominający tarnowski, a także Kamienica Orsettich – jedna z piękniejszych renesansowych kamienic mieszczańskich w Polsce, zbudowana w XVI w.
W tym miejscu chciałbym zrobić krótką dygresję. Jarosław jest jednym z niewielu miast w Polsce, w którym udostępniono do zwiedzania podziemną trasę turystyczną. Jest to zespół piwnic i składów kupieckich z XVI – XVII w. Niestety nie mogę stwierdzić, czy warto tam wejść, bo mnie tam nie było :). Jeśli komuś się nie spieszy – polecam poczekać do lata 2015 r. Wtedy to, planowo, zostanie ukończona budowa nowego przejścia. Więcej o projekcie możecie przeczytać tutaj. Kamienica, w której znajduje się wejście do piwnic, zmieniała swoich właścicieli. Nie jestem więc pewien, czy telefon kontaktowy podany na tej stronie dalej funkcjonuje. Próbujcie!
Wspomniałem wcześniej, że Jarosław to miasto trzech kultur. Nie mogło tu więc zabraknąć prawosławnej cerkwi pw. Przemienienia Pańskiego. Drzwi są zamknięte, a zatem obchodzimy świątynię, nie wchodząc do środka. Pogoda nie pozwala nam także podziwiać pięknych widoków, które podczas słonecznych dni roztaczają się ze wzgórza. Nie zrażeni niepowodzeniem – idziemy dalej!
Odwiedzamy kolejny punkt widokowy na Cygańskiej Górze, z którego oczywiście nic dzisiaj nie widać i kierujemy się w stronę Kolegiaty Bożego Ciała, przemykając ciemnymi, klimatycznymi uliczkami Starego Miasta w Jarosławiu.
Kolegiata jest najstarszym kościołem pojezuickim w Polsce (Jarosław, wyd. Roksana, Krosno 2006). Jej wnętrze nie jest może zachwycające, ale bardzo ładne. To, co zwraca szczególną uwagę, to drzwi wejściowe przedstawiające sceny z historii Polski. Co prawda Drzwi Gnieźnieńskie to nie są, ale takie porównanie nasuwa mi się od razu. Pięknie to wygląda. Polecam je zobaczyć! Nie tylko na zdjęciu, które możecie oglądać poniżej.
To nie wszystkie sakralne zabytki Jarosławia, które dzisiaj odwiedzimy. Już zmierzamy w stronę następnego – zespołu klasztornego Benedyktynek. Przy wejściu wita nas odrapana z tynku brama wejściowa. Obok znajduje się tablica z informacją turystyczną.
Trzeba to przyznać – to nie jest tak, że infrastruktura turystyczna w mieście nie istnieje. Owszem, ważniejsze zabytki są dobrze oznaczone i podpisane. Nie jest to może oznakowanie na miarę Krakowa czy Pragi, ale jak na tak małe miasto – wygląda to przyzwoicie. Odnoszę jednak wrażenie, że w tej kwestii nie było poważnych zmian od co najmniej kilku lat. Może to właśnie dlatego turyści do Jarosławia nie zaglądają. Promocja, promocja i jeszcze raz promocja, a co za tym idzie – pieniądze, których w mieście nie widać. Błędne koło, które się zamyka. Może wspomniana podziemna trasa turystyczna coś zmieni? Oby, ale należy pamiętać o tym, że można mieć najlepszy produkt turystyczny, ale – jeżeli turyści nie będą o nim wiedzieć – niczego to nie zmieni. Włodarze miasta – do roboty!
W obrębie zespołu klasztornego znajduje się kościół pw. św. Mikołaja i Stanisława, do którego także warto zajrzeć. Teren klasztoru w okresie II wojny światowej był miejscem straceń, o czym również należy pamiętać. Powróćmy do centrum Jarosławia…
Spacerując ulicami miasta, można zauważyć wiele domów i kamienic wystawionych na sprzedaż. Pod względem architektonicznym są naprawdę ładne, ale okropnie zaniedbane. Nic więc dziwnego, że stoją tak, jak stoją. Czyżby naprawdę nikt nie widział perspektyw w tym mieście? Widok sprawia przygnębiające wrażenie.
Ania zdradza mi więcej miejskich tajemnic, które po wnikliwych obserwacjach znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. W mieście pełno jest sklepów z… ciuchami. Dla męskich odbiorców nie jest to może ciekawa i przydatna informacja, ale dla kobiet – jak znalazł ;). Należy więc odróżniać wielkomiejskie galerie handlowe od tych jarosławskich. W tych drugich wybór jest raczej ograniczony.
Co jeszcze charakterystycznego można zobaczyć w Jarosławiu? Sklepy ze sprowadzanym sprzętem z Niemiec. Poza wspomnianymi ciuchami, przeważa sprzęt AGD, co nie oznacza, że nie można tu kupić także innych rzeczy z zachodu. Trochę to dziwne, biorąc pod uwagę, że do granicy niemieckiej jest bardzo daleko.
Rozmyślenia nad jarosławskimi klimatami zakończę poniższym zdjęciem. Myślę, że nie wymaga ono komentarza – Mona Lisa w oknie jednej z kamienic mówi sama za siebie :). Prędzej spodziewałbym się tu Matki Bożej, ale na pewno nie Giocondy.
Zwiedzanie miasta z Anią kończymy na Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w zespole klasztornym Dominikanów. Spośród wszystkich jarosławskich kościołów, ten zrobił na mnie największe wrażenie. Może to informacja o rzekomym cudzie, jaki tu się wydarzył, dodała „smaczku” temu miejscu? Podobno pod koniec 2012 r. z figur Matki Bożej i Jezusa… spadły korony. Opis całego zajścia możecie znaleźć tutaj.
Czas już kończyć nasz spacer po Jarosławiu. Krótki, ale klimatyczny. Deszczowa pogoda nie musi odstraszać od spacerów. Pozwala spojrzeć na miejsca dobrze znane i nieznane z innej strony. Dlatego nie bójmy się spacerować podczas deszczu. Przecież nie jesteśmy z cukru!
To co dobre, szybko się kończy. Żegnam się z najlepszą przewodniczką po Jarosławiu 🙂 i zmierzam w kierunku dworca.
Podkarpackie Przewozy Regionalne robią na mnie duże wrażenie. Wiem, że akurat trafiłem na nowo zakupiony pociąg i nie wszystkie tak wyglądają, ale nawet u nas – w Małopolsce – takich nie ma. Głosowe zapowiedzi kolejnych stacji, elektroniczne wyświetlacze, wygodne fotele. Normalnie – Europa! Podróż „umila” mi siedzący na siedzeniu po przekątnej podpity jegomość, rozmawiający z przypadkową współpasażerką. Na szczęście jest nieszkodliwy i okazuje się „pijanym dżentelmenem” :D.
Dojeżdżam do Rzeszowa przed 22 i czekam na autobus do Krakowa. Powrót mija bez przygód i około godz. 1 melduję się na nowo otwartym dworcu PKP. Wystarczy tylko dojechać do domu… .
Jarosław to bardzo urokliwe miasteczko, lubię przechadzać się uliczkami w pobliżu Rynku. Zapraszam następnym razem do Przemyśla, jestem pewny że znajdziesz tam coś dla siebie
Pozdrawiam serdecznie
O Przemyślu pamiętam, jak najbardziej, Ostatni raz byłem tam 3,5 roku temu, ale na przełomie sierpnia i września znów nadarzy się okazja w drodze na Ukrainę. Na pewno jest bardziej zadbany niż Jarosław. Co do tego nie mam wątpliwości. Swoje wrażenia opiszę rzecz jasna po wizycie 🙂
Pozdrawiam!