Łódź – wymierające miasto, cz. 2
Centralne Muzeum Włókiennictwa znajduje się przy ul. Piotrkowskiej 282. Wejście do niego wskazuje tabliczka, którą łatwo zauważyć z głównego deptaku miasta. Fabrykę wybudował w XIX w. Ludwik Geyer. Jest ona jednym z piękniejszych przykładów architektury przemysłowej miasta Łodzi. Informacje o obiekcie możecie odnaleźć na stronie internetowej, do której link zamieściłem powyżej.
Wchodzę przez bramę na teren Białej Fabryki (od ul. Milionowej). Na początek – Skansen Łódzkiej Architektury Drewnianej. W porównaniu z innymi obiektami tego typu, które miałem okazję dotychczas zwiedzać – nie zachwyca, choć same budynki są zadbane i ładnie się prezentują. Nie jest ich jednak dużo, bo tylko 8. To, co może zainteresować potencjalnych turystów, to możliwość zorganizowania w drewnianych domach rozmaitych warsztatów czy prelekcji, a w pobliskim kościółku młode pary mogą zamówić ceremonię ślubną. Szczegółowe informacje są zamieszczone na stronie Muzeum Włókiennictwa.
Jako że odwiedzam Łódź w sobotę, przysługuje mi darmowy bilet wstępu do muzeum. Nie obowiązuje on jednak na wszystkie wystawy, więc jeśli chcemy dokładnie zwiedzić Białą Fabrykę, musimy i tak kupić wejściówkę. Zwiedzanie skansenu i interaktywnej wystawy w kotłowni jest darmowe nie tylko w soboty.
Po pobraniu bezpłatnego biletu w kasie kieruję się do kotłowni. Znajduje się tu wspomniana przed chwilą wystawa, której niewątpliwą zaletą jest interaktywność. Na pytanie, czy można tu robić zdjęcia, uprzejmy Pan z informacji odpowiada, że „nawet trzeba”. Co tu dużo mówić… ta część muzeum to jego perełka. Największą frajdę zwiedzanie powinno sprawić dzieciom, ale i dorośli nie będą czuć się zawiedzeni.
Do zwiedzania zachęca nas sam właściciel – Ludwik Geyer, a właściwie jego podłożony głos. Możemy tu oglądać wizualizację maszyny parowej podczas pracy i inne urządzenia przędzalnicze, które sprawią, że każdy poczuje klimat przemysłowej Łodzi. Nastrój udzielił się także i mnie. Przed oczami staje mi tętniące życiem miasto z XIX w. do którego ściągali ludzie z okolic. Jakże zupełnie odmienna sytuacja od dzisiejszej… .
Z kotłowni przechodzę do części muzeum, w której zgromadzono urządzenia przędzalnicze. Jest tutaj naprawdę imponująca kolekcja, której nie powstydziłoby się żadne muzeum włókiennictwa. Do tego miła obsługa, która we wszystkich pomieszczeniach chętnie udziela informacji. Widać, że Łodzianie są dumni z tego miejsca i wcale im się nie dziwię.
Pozostałe części muzeum interesują mnie już mniej. Możemy w nich oglądać historię Białej Fabryki Geyera i zobaczyć jak zmieniała się moda na przestrzeni lat. Nie zmienia to jednak mojej ogólnej oceny placówki, która jest bardzo wysoka. Każdemu z Was polecam ją odwiedzić, gdyż jest to obowiązkowy punkt na turystycznej mapie Łodzi. Czy Biała Fabryka zasłużyła na miano jednego z 7 nowych cudów Polski? Myślę, że tak, a to głównie z jednej przyczyny: należy docenić wysiłek, jaki wykonano, aby pokazać zwiedzającym dawną, włókienniczą Łódź i zrobić to w sposób, który zainteresuje turystów. Wypada tylko mieć nadzieję, że pozostałe obiekty poprzemysłowe w mieście zostaną odremontowane i nie będą już straszyć ludzi.
Opuszczam Białą Fabrykę i kieruję się na wschód, w stronę Muzeum Sztuki w Pałacu Herbsta. Przechodzę przez dzielnicę Księży Młyn, zajmowaną przez zespół nieczynnych już fabryk włókienniczych i powiązanych z nimi obiektów (należących głównie do Karola Scheiblera). To, co oglądam po drodze jest… hmmmm… jakby to określić… smutne i lekko przerażające.
Opuszczone fabryki z powybijanymi szybami z okien, pełno śmieci i mały ruch pieszych na ulicy. Skądś to znam? No niestety, widziałem to już nie raz podczas dzisiejszego spaceru po mieście. Urząd Miejski zdecydował, że powstanie tutaj kreatywna dzielnica, która ma przyciągać artystów i turystów. Miejmy zatem nadzieję, że projekt się powiedzie, bo jak na razie dzielnica przypomina bardziej zdegradowane osiedle, po którym po zmroku nigdy nie odważyłbym się poruszać. Moim skromnym zdaniem to miejsce ma ogromny potencjał turystyczny i grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
Zrujnowane budynki przeplatają się z odnowionymi obiektami zajmowanymi głównie przez obiekty handlowo – usługowe. Widać między nimi ogromny kontrast. Gdyby tak odnowić wszystkie te budynki… W każdym bądź razie – trzymam kciuki za projekt, aby się udało i mam nadzieję, że wrócę tu, gdy dzielnica będzie kwitła i zostanie wizytówką Łodzi.
Odbijam na północ w kierunku Muzeum Kinematografii. Mijam kolejne, ceglane budynki. Dzielnica Księży Młyn przypomina mi katowickie: Nikiszowiec i Giszowiec. Zapewne przez cegłę, która jest głównym materiałem budowlanym zarówno tutaj, jak i na Śląsku. Opuszczam powoli Księży Młyn. Każdemu polecam odwiedzić to miejsce, ale na pewno nie wieczorem i w nocy. Jestem pewien, że poczujecie tu klimat dawnej Łodzi. Po wizycie w Białej Fabryce jest to niejako dopełnienie zwiedzania śladami włókienniczej potęgi miasta.
Wchodzę do Muzeum Kinematografii. Tutaj nie mogę już liczyć na darmowy bilet wstępu. Zwiedzanie jest bezpłatne tylko we wtorki. Zostawiam ubranie i plecak w szatni, która jest obowiązkowa.
Na początek – sprzęt operatorów filmowych. Można tu podziwiać bardzo stare urządzenia używane jeszcze przed II wojną światową. Bardziej interesującą okazuje się dla mnie następna sala (Tajemnice planu filmowego), w której wystawiono klapsy filmowe ze znanych polskich produkcji, m.in. „Popiół i diament” czy „Quo Vadis”, a także rekwizyty używane na planie, jak np. maski czy sztuczna ręka. Naprawdę ciekawe.
Przede mną część muzeum najmniej związana z jego tematyką, a mianowicie wnętrza mieszkalne Pałacu Scheiblerów. Wrażenie robią na mnie głównie piękne, stare meble oraz kamienne kominki i fantastycznie zdobione piece kaflowe. Ładnie prezentują się także sufity. Ciekawa odskocznia od filmowego charakteru wnętrz budynku.
Czas iść dalej, a właściwie wyżej – na piętro. Znajduje się tam chyba największa atrakcja muzeum, czyli wielki fotoplastykon, który możecie oglądać na zdjęciu poniżej. Super sprawa, choć niemiłym zaskoczeniem jest dla mnie dobór zdjęć, które można oglądać – wszystkie z hiszpańskiej Andaluzji. Lubię Hiszpanię, ale co za dużo, to niezdrowo. Jestem ciekaw, czy zmieniają zestaw fotografii co jakiś czas, czy zawsze są takie same. Na razie nie mam w planach ponownych odwiedzin Łodzi, więc nie będę miał tego jak sprawdzić w najbliższym czasie.
Klatka schodowa prowadząca na poddasze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Już wiem, że na samej górze muzeum czekają mnie najciekawsze eksponaty – pochodzące ze świata bajek :).
Czasami nawet duzi chłopcy chcą poczuć się jak dzieci. Ja tak mam właśnie teraz. Co tu dużo pisać… . Dzieciństwo staje mi przed oczami… . Miś Colargol, Czarodziej z Krainy Oz, ehhh :D. Jeśli mam być szczery, to… większości z tych postaci nie pamiętam. Nie wiem, czy to dlatego, że jestem już taki stary, czy po prostu oglądałem nie te bajki, co trzeba.
Zadowolony i odmłodzony o ładnych kilkanaście lat, kieruję się powoli do wyjścia. Czy polecam muzeum? Jeżeli ktoś jest fanem kinematografii – nie będzie zawiedzony. Jeśli ktoś chce po prostu zwiedzić placówkę – może być nieco znudzony. Osobiście mam mieszane uczucia. Na pewno wrażenie zrobiło na mnie bajkowe poddasze, ale reszta ekspozycji nie powaliła mnie na kolana. Co kto lubi.
Po wyjściu z muzeum kieruję się już prosto na dworzec autobusowy Łódź Kaliska, z którego odjeżdża mój autobus do Krakowa. Obserwuję Łódź – wymierające miasto, w którym na pewno nie chciałbym mieszkać. Po pierwsze dlatego, że jest stąd daleko do gór :), a po drugie – nie czuję zupełnie atmosfery tego miasta, jeśli w ogóle taka istnieje.
Czy warto tu przyjechać? Na jeden dzień na pewno tak. Czy na dłużej? Tutaj mam już mieszane odczucia. Według mnie, nie ma tutaj co robić przez dłużej niż dwa dni, ale to moja subiektywna ocena. Być może wtedy, gdy odnowią Księży Młyn, przyjadę tu ponownie i będę zachwycony tą dzielnicą, w której widzę największy potencjał turystyczny miasta, a która póki co straszy.
Galeria zdjęć z Łodzi do obejrzenia tutaj.