Czernichów – Czupel – Czernichów

Zapraszam na wędrówkę po Beskidzie Małym, nieco zapomnianym pasmie górskim polskich Beskidów. Zupełnie niesłusznie. Obecność dwóch, a właściwie trzech jezior (Czaniec, Międzybrodzkie i Żywieckie) sprawia, że tereny te są bardzo atrakcyjne i można tu połączyć turystykę górską z żeglarstwem czy rejsem statkiem. Dzisiejsza trasa jest idealna nie tylko dla wytrawnych turystów, ale i osób, które wybierają się na jednodniowy wypad w te strony. Dodatkowym plusem szlaku, który dziś opiszę, jest to, że wracamy w to samo miejsce, co jest nie bez znaczenia dla turystów zmotoryzowanych. Długość naszej wędrówki to niecałe 15 km. Trasa nie nastręcza problemów kondycyjnych. Podejścia i zejścia nie są bardzo strome. Oznakowanie na całej długości szlaków – dobre.
No dobrze… . Miała być kupa śniegu, miało być tak pięknie, zimowo, a jest… chyba przedwiośnie. Halny duje i gdyby nie on, można by chodzić bez czapki. Jedyny większy, zaśnieżony fragment gór, to stok na górze Żar, który wykorzystują narciarze (choć szczerze mówiąc – dzisiaj śnieg do jazdy jest okropny). Nie ma co jednak narzekać. Śnieg to miała być tylko dodatkowa motywacja. Nie ma śniegu – została ta najważniejsza – same góry!

Z zapory w Tresnej kieruję się na północ, w stronę Czernichowa. Mijając po lewej stronie potężne skały, po kilku minutach spotykam tabliczkę z nazwą miejscowości, Urząd Gminy i potok – Roztokę. Tuż za rzeczką, opodal krzaczka, skręcam w lewo w drogę biegnącą doliną tegoż ruczaju, by zaraz po dwudziestu metrach skręcić w pierwszą ulicę w prawo (rzecz jasna początkowo mijam to odbicie szlaku i muszę się wracać – to już taka moja tradycja, że się zawieszam 🙂 ).

Asfaltowa droga pnie się coraz wyżej. Nim twarda nawierzchnia ustąpi miejsca zwykłej, polnej drodze, szlak prowadzi przy szkole oraz niedawno wybudowanym kościele Matki Boskiej Częstochowskiej wraz z dzwonnicą.
Śniegu ani widu, ani słychu. Na szlaku dużo błota, ale tragedii jeszcze nie ma. Odwracam się. Za mną rozpościera się coraz piękniejszy widok na Czernichów, Sołę oraz bielejący Żar – jedyna ostoja zimy w zasięgu wzroku. Na horyzoncie majaczy Pilsko. Przez kilkanaście (kilkadziesiąt) minut podchodzę przez pola. Gdzieniegdzie pojawiają się drzewa i zagajniki. Monotonię podejścia na Suchy Wierch przerywa dźwięk silnika samolotu, który ciągnie za sobą szybowiec. To nic dziwnego w tych okolicach. Wszak w niedalekim Międzybrodziu Żywieckim znajduje się Górska Szkoła Szybowcowa – jedno z lepszych miejsc w Polsce do uprawiania tego sportu.


Szlak wchodzi w las – przepiękny, pełen jesiennych kolorów las. Mimo że podejście na Czupel może wydawać się lekko nużące, miło jest spacerować wśród drzew, między którymi co jakiś czas pojawiają się prześwity i z których roztaczają się fragmentaryczne widoki na wzniesienia Beskidu Żywieckiego (z Babią Górą, Pilskiem, Wielką Raczą, Romanką) i Śląskiego (Skrzyczne).
No dobrze… . W plecaku mam zupkę, którą z przyzwyczajenia znowu zabrałem w góry. Nie mam natomiast… wody, w której mógłbym tę zupkę ugotować. Założyłem, że skoro w Krakowie jest tyyyle śniegu, to w górach będzie go jeszcze więcej i po prostu roztopię biały puch, korzystając z palnika gazowego. Śniegu nie ma, ale też jest zaaa… jedwabiście :), bo oto moim oczom ukazuje się ławka z zadaszonym źródełkiem, wystarczająco wydajnym, abym mógł pobrać wodę na ucztę.

Może to nie najlepszy pomysł, żeby gotować wodę, gdy halny pokazuje na co go stać, ale wizja delektowania się smakiem tej „zdrowej inaczej” zupy (bo jak to często bywa – to, co dobre, bywa często niezdrowe) przekonuje mnie do kontynuowania procesu podgrzewania życiodajnej cieczy. Zajmuje mi to jednak dwa razy więcej czasu niż zazwyczaj, bo aż pół godziny! Nawet nie czekam na chwilę, gdy pojawi się wrzątek. Dzisiaj to raczej mrzonki. Po uczcie podziwiam przez chwilę piękny widok na Jezioro Żywieckie oraz Babią Górę i ruszam dalej.

Po kilkunastu minutach osiągam rozstaje szlaków pod Rogaczem. Czupel coraz bliżej. Zaczyna pojawiać się… śnieg! Nie wierzę! W końcu się doczekałem. Nie ma go co prawda na tyle, aby można w nim było się tarzać, ale jest go wystarczająco, aby zaspokoić moje żądze 🙂 .
Szlak skręca w lewo i przez chwilę przebiega wspólnie ze szlakiem czerwonym z Międzybrodzia Bialskiego do Łodygowic. Po kilkuset metrach, w miejscu zwanym Rozstajami pod Czuplem, opuszczam szlak czerwony (będę nim schodzić) i razem ze znakami niebieskimi wchodzę na wierzchołek Czupla (933 m n.p.m.) – najwyższej góry Beskidu Małego, należącej do Korony Gór Polski.


Na szczycie można odpocząć na drewnianych ławeczkach. Jest także miejsce na rozpalenie ogniska. Dzięki licznym wiatrołomom, które oparły się silnym wiatrom, z Czupla możemy podziwiać piękny widok na Jezioro Międzybrodzkie, Górę Żar i zaporę w Porąbce. Niestety wg stanu na listopad 2021 r. widoków z Czupla na Jezioro Międzybrodzkie już prawie nie uświadczymy. Szczyt coraz bardziej zarasta i za niedługo nie będzie z niego już nic widać… Widoki na Beskid Żywiecki i Śląski są ze szczytu ograniczone, choć podobno widać stąd nawet Jezioro Goczałkowickie (pozostaje tylko w to wierzyć, bo teraz to raczej niemożliwe). Jak pięknie prezentowało się kiedyś Jezioro Międzybrodzkie z Czupla? Zobaczcie poniżej!

Moja rada: jeśli chcecie zobaczyć co nieco więcej niż ze szczytu Czupla, polecam zmienić nieco wariant podejścia z Czernichowa na Czupel niebieskim szlakiem. Przed źródełkiem, o którym wspominałem, należy opuścić niebieskie znaki i skierować się prosto na wierzchołek Rogacza. Pokonacie nieco większe podejście, ale dzięki temu spod szczytu będziecie podziwiać piękny widok na Babią Górę i Policę.
Na szczycie niestety nie znajdziecie pieczątki ze szczytu, więc jeśli zbieracie je do książeczki Korony Gór Polski, to jedynym „górskim” miejscem, gdzie możecie ją znaleźć, jest schronisko na Magurce Wilkowickiej odległe o ok. 45 minut drogi z Czupla.

Powracam do Rozstajów pod Czuplem i skrzyżowania szlaku niebieskiego z czerwonym. Tym razem skręcam w stronę Łodygowic. To najstromszy fragment dzisiejszej wędrówki. Dodatkowym utrudnieniem jest lód, który wciąż utrzymuje się na szlaku. Na szczęście nie jest to problem całoroczny, tylko sezonowy, bo w końcu: „Taki mamy klimat!” 🙂

Na zejściu podziwiam piękną karpacką buczynę. Pojawiają się również świerki i jodły. Strome zejście kończy się Polaną Koliby, na której urządzam sobie krótki, obowiązkowy odpoczynek. Naprawdę warto to zrobić, bo miejsce jest urokliwe. Gdy pogoda dopisze, można stąd zobaczyć Pilsko, Romankę, Wielką Raczę, pasmo Małej Fatry na Słowacji, Skrzyczne, Baranią Górę, a nawet Tatry. Dzisiaj nie mam tyle szczęścia. Najokazalej prezentuje się Pilsko, Romanka i Skrzyczne, ale że słońce góruje nisko nad tymi szczytami, nie jestem w stanie Wam tego pokazać na fotografii. Musicie mi uwierzyć na słowo 🙂 . Na polanie znajduje się miejsce na ognisko i niewielka, nadrzewna kapliczka.
Idę dalej. Po kilku minutach przechodzę skrajem Polany Kuflówka i dochodzę do skrzyżowania dróg w lesie z drzewem pośrodku i kolejną, nadrzewną kapliczką. Pobliska tablica informuje mnie, że znajduję się na terenie obszaru Natura 2000 Beskidu Małego. Czerwona strzałka nakazuje iść dalej.
Po chwili, nieco po prawej stronie, zauważam piaskowcową skałkę – Diabli Kamień (mało oryginalna nazwa, jak na polskie Karpaty). Z miejscem tym związana jest oczywiście legenda. Mówi o tym, że głaz ten upuścił diabeł, gdy leciał na Skrzyczne budować diabelski młyn (Truś R., Beskid Mały, Rewasz, 2008). Skały, które tworzą Diabli Kamień, to piaskowce i zlepieńce istebniańskie.


Z Diablego Kamienia już tylko kilka minut dzieli mnie od Polany Przysłop, na której opuszczam szlak czerwony i skręcam w lewo. Od teraz wędruję szlakiem żółtym w kierunku Tresnej.

Mijam gospodarstwo Koleby, w pobliżu którego znajduje się krzyż i kamienny ołtarz poświęcony księdzu Stanisławowi Stojałowskiemu – duchownemu i prześladowanemu działaczowi chrześcijańsko-demokratycznemu, który na przełomie XIX i XX w. odprawiał tutaj msze św. Krzyż został zdewastowany w 2007 r., a postawiono go powtórnie w marcu 2008 r., o czym przypomina napis na krucyfiksie.

Szlak lekko wznosi się do góry, ale nie można powiedzieć, aby ten odcinek był męczący. Wędrując pięknym, bukowym lasem, mijam wzniesienia Solisko oraz Gronik i wkrótce wychodzę z lasu na widokowe polany należące do osiedla Klimczaki. Spod kamiennej kapliczki efektownie prezentuje się grzbiet Skrzycznego (najwyższego wzniesienia Beskidu Śląskiego) oraz Kotlina Żywiecka. Po drugiej stronie podziwiam narciarski Żar.

Już tylko rzut beretem do Przełączki pod Gronikiem, skąd odchodzi zielony szlak do Łodygowic. W dalszym ciągu spaceruję widokową polaną. Słońce świeci coraz niżej, przez co światło pięknie oświetla górskie zbocza. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać, więc wyciągam aparat i uwieczniam kontrasty kolorystyczne. Na zdjęciu poniżej widać wyraźnie, które zbocza są północne, a które południowe (pomijając stok narciarski Żaru, który jest naśnieżany).
Po kilkuset metrach dochodzę do przełęczy Klimczaki, gdzie opuszczam żółty szlak prowadzący do Małej Tresnej. Odtąd już do końca będę się kierował zielonymi znakami, sprowadzającymi do Czernichowa.

Po krótkim podejściu mijam wierzchołek Przysłopu (Łysego Gronia) i zaczynam zejście. Raz przez las, raz przez widokowe polany. Z jednej z nich rozciąga się przepiękny widok na górę Żar i Międzybrodzie Żywieckie. Szlak doprowadza do osiedla Kremple, gdzie możemy podziwiać zabytkową, drewnianą dzwonnicę loretańską.
Jak wspomina Radosław Truś w swoim przewodniku po Beskidzie Małym (Wyd. Rewasz, 2008), jest to jedna z trzech dzwonnic w tej części Beskidu Małego. Służyły one kultowi religijnemu (przypominały o nabożeństwach); wierzono, że dźwięku dzwonów boją się zawiadujący chmurami burzowymi płanetnicy, a przez to bicie w dzwon uchroni dobytek ludzi przed zniszczeniem; wzywały na trwogę bądź bito w nie w celu ogłoszenia ważnych spraw dla wsi. Dzwonnica przy szlaku pochodzi z pierwszej połowy XX w. Nadal istnieje tradycja dzwonienia na Anioł Pański.
Asfaltową drogą schodzę do Czernichowa (należy być czujnym i nie przeoczyć skrętu szlaku w prawo – w przeciwnym razie również dojdziemy do punktu startowego, ale dłuższą i nieciekawą szosą). Przede mną droga wojewódzka nr 948 z Żywca do Kęt i Soła, po prawej stronie – zapora w Tresnej, a po lewej – zabudowania Czernichowa. Kierunek – zapora! Dochodzę pod zajazd nad Jeziorem Żywieckim i wyruszam w kierunku Żywca.
Wycieczka była częścią całodniowego wypadu, z którego relację możecie przeczytać tutaj.
[…] Wam “dolinną” część sobotniego wypadu, a w najbliższym czasie opiszę szlak z Czernichowa na Czupel – najwyższy szczyt Beskidu Małego – na który dane mi było […]
Dzięki za świetną relację. Nie byłem jeszcze w Beskidzie Małym , jednak wiem że na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Póki co myślę o tym niesamowitym wschodzie. Ciągnie mnie już w ukraińskie wyrypy.
Pozdrawiam 🙂
Polecam! Między innymi dlatego, że nie ma tu dużego tłoku (najwięcej ludzi można spotkać zazwyczaj w okolicach Magurki Wilkowickiej – ze względu na schronisko i Żaru – ze względu na kolej linową). Nawet w sezonie można spacerować i spotykać pojedyncze osoby na szlaku. Być może turystów odstrasza nazwa pasma, sugerująca, że to niskie pagórki, choć tak naprawdę wysokości względne nie są małe.
Pozdrawiam!
Jeśli chodzi o mnie to nie ma znaczenia czy góry są wysokie czy nie. Mój Beskid Niski też jest Niski, a przecież jedyny w swoim rodzaju :). Gdy znajdę troszkę wolnego czasu na pewno pojawię się w Beskidzie Małym. Dzięki za relację i czekam na kolejne
Pozdrawiam
Polecam Beskid Piękny :)))
Super relacja 🙂
Każdy z Beskidów ma coś w sobie, a Mały, wbrew nazwie, ma wiele pięknych zakątków 🙂
Pozdrawiam!
Piękne tereny. W sam raz dla mieszczucha takiego jak ja znad morza. Szlaki nie są męczące. Fajne górki, a widoki bajeczne. Ludzi niewiele. To coś dla mnie, przemierzająca szlaki z dużym psem, który zazwyczaj ludziom wszędzie przeszkadza. Tu mogę wszędzie… Fajna relacja!
Miejsca na szlakach według Twojego opisu nieco się zmieniły. Na Czuplu nie ma ławeczek, drzewka podrosły i widoki są przysłonięte, ale i tak mi się podoba. Nikt nie czepia się mojego psa 😉 Cisza i spokój. Cudnie!
[…] wybrać się na rejs statkiem po Jeziorze Żywieckim. Kijki w dłoń, aparat na szyję i wio! Na Czupel – najwyższy szczyt Beskidu […]