Tarnowskie Góry, czyli na Szlaku Zabytków Techniki
Zdecydowana większość ludzi kojarzy Górny Śląsk – i całkiem słusznie – z kopalniami węgla kamiennego. Nie każdy jednak wie, że na tym terenie istniały także kopalnie innych surowców, równie cennych, a swego czasu cenniejszych od „czarnego złota”. Zabiorę Was dzisiaj do Tarnowskich Gór i okolic, gdzie znajduje się zabytkowa Kopalnia Srebra oraz Sztolnia Czarnego Pstrąga. Odwiedziliśmy to miejsce dosyć dawno, bo w ostatni weekend majowy, ale chciałbym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami ze zwiedzania.
Z Krakowa do Tarnowskich Gór szybko i najtaniej dojedziemy, kierując się na Olkusz i Dąbrowę Górniczą, a następnie drogą ekspresową S1 w kierunku lotniska w Pyrzowicach i drogą nr 78 prosto do Tarnowskich Gór. Jako że planowaliśmy po drodze odwiedzić Muzeum Chleba w Radzionkowie, z Zabierzowa skierowaliśmy się na Katowice, a potem Chorzów. Po drodze, przy zjeździe z autostrady w Jaworznie, zaliczyłem dodatkowo dmuchanie w alkomat.
Podjeżdżamy pod Muzeum Chleba w Radzionkowie. Nie jesteśmy do końca pewni, czy jest otwarte, bo na stronie internetowej obiektu są sprzeczne informacje na ten temat. Okazuje się jednak, że jest zamknięte, więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko udać się prosto do Tarnowskich Gór i miejscowej Kopalni Srebra, która znajduje się na Śląskim Szlaku Techniki.
Na miejscu jesteśmy przed godziną 9, czyli tuż przed otwarciem obiektu. Na parkingu nie ma jednak zbyt wielu aut. Zastanawiamy się, czy to aby nie przez pogodę, która niespecjalnie dziś dopisuje. Wchodzimy do środka i wypatrujemy kasy biletowej.
System sprzedaży biletów w Kopalni Srebra jest rzadko spotykany i szczerze mówiąc – niezbyt korzystny dla turystów, którzy chcą odwiedzić obiekt poza sezonem czy weekendami, a zwiedzają indywidualnie. Cena za wstęp jest bowiem uzależniona od ilości zwiedzających. Różnica między najtańszym, a najdroższym biletem normalnym wynosi aż 8 zł. Mamy dziś to szczęście, że jest długi weekend majowy i po około pół godzinie oczekiwania zbiera się ponad 20 osób chętnych do zwiedzania.
Wolny czas postanawiamy wypełnić, zwiedzając skansen maszynowy przy kopalni, w którym znajdują się ciekawe parowozy i maszyny parowe. Wstęp do skansenu jest bezpłatny.
Krótkie uzupełnienie odnośnie cen biletów… Można kupić bilety w pakiecie (na Kopalnię Srebra i Sztolnię Czarnego Pstrąga), ale można to zrobić tylko w grupie co najmniej dwudziestoosobowej. Nie jest to zatem oferta dla pojedynczego turysty, bo więcej z tym zachodu, aby stworzyć grupę niż oszczędności (w kieszeni zostają wtedy 4 zł). To rzecz, która mi się tutaj nie podoba.
Czas rozpocząć zwiedzanie! Długość trasy turystycznej (wg informacji ze strony internetowej kopalni, do której link zamieściłem wcześniej) wynosi ok. 1740 m, a czas przejścia trasy turystycznej to ok. 1,5 godziny. Przed wejściem należy założyć ciepłe okrycie, bo temperatura pod ziemią wynosi ok. 10 stopni Celsjusza. Jest zatem przyjemnie rześko.
Na początku przewodnik włącza film o kopalni i o historii odkrycia złóż srebra w okolicach. Muszę przyznać, że wygląda to interesująco, tym bardziej, że cała wystawa jest multimedialna, a przewodnikowi w oprowadzaniu pomaga tablet, którym steruje ekspozycjami i oświetleniem. Po kilkunastominutowym wprowadzeniu – czas na właściwe zwiedzanie. Pobieramy kaski bezpieczeństwa, abyśmy na dole nie przywalili głową w niski strop, wsiadamy do windy (w dwóch turach) i zjeżdżamy na dół.
Nie będę się rozpisywał o terminologii miejsc i komór, które odwiedzamy, gdyż jest to dokładnie opisane na stronie internetowej kopalni w zakładce „Zwiedzanie”. Muszę jednak wspomnieć, że trasa jest dobrze oświetlona, a kaski naprawdę się przydają, bo czasami można się zapomnieć i nie schylić głowy. O bezpieczeństwo nie musimy się martwić. Nic na głowę nie powinno nam spaść.
Ciekawym przerywnikiem przechadzki po kopalni jest kilkusetmetrowy spływ łódkami. Głębokość wody w tym miejscu to niecały 1 metr, ale jej temperatura jest niższa od temperatury powietrza w kopalni i wynosi zaledwie 7 stopni Celsjusza.
Po kilkuminutowym spływie ponownie spacerujemy podziemnym chodnikiem i dochodzimy do szybu, którym wyjeżdżamy na powierzchnię. Oddajemy kaski do magazynu i kończymy zwiedzanie. Jakie wrażenia? Bardzo pozytywne. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest jedynie system zakupu biletów, o którym pisałem na początku.
Po wyjściu z kopalni zauważamy dzikie tłumy turystów. Gdybyśmy przyjechali o tej porze – nie mielibyśmy gdzie zaparkować i spędzilibyśmy sporo czasu w kolejce. Cóż… długi weekend rządzi się swoimi prawami :). Jedziemy do Sztolni Czarnego Pstrąga!
Gdy dojeżdżamy do parkingu, zaczyna padać. I to nie jest zwykła mżawka, tylko prawdziwa ulewa. Dojście do Szybu „Ewa” zajmuje kilkanaście minut i prowadzi przez przyjemny las. Jest dobrze oznakowane, co widać na zdjęciu poniżej.
Dochodzimy do szybu i od razu chronimy się pod wiatą. Wokół sporo błota – ulewa zrobiła swoje. Nie przejmujemy się specjalnie kolejką, która utworzyła się do kasy, bo stwierdzamy, że i tak nie zabraknie dla nas miejsca. Jakże się mylimy! Bilety się kończą, bo obowiązuje limit osób, a my nie wiemy co robić. Idziemy więc za tymi, którym również nie udało się zakupić biletów, do wyżej położonego Szybu „Sylwester”.
Gdy dochodzimy na miejsce okazuje się, że przy szybie czeka już kilkanaście osób. Po kilku minutach dochodzi ogromna, kilkudziesięcioosobowa grupa turystów i zaczynamy mieć obawy o to, czy w ogóle dzisiaj spłyniemy Sztolnią. Po godzinie oczekiwania i stania w kolejce – otwierają kasy. Czujemy na sobie napór osób z tyłu, ale najpierw… wchodzi grupa z rezerwacją. Siostra pierwsza dostaje się do kasy. Jest nas trójka, ale okazuje się, że… został ostatni bilet. Szlag by to trafił.
Przyszliśmy pod szyb „Ewa” o godzinie 11:45, a jest godzina 13 i nadal nie zeszliśmy w dół do Sztolni. Co robimy? Wracamy pod szyb „Ewa”. Na miejscu zastajemy tradycyjnie kolejkę do kasy. Kolejna godzina czekania przed nami… Postanawiamy sobie, że jeżeli teraz nie wejdziemy, to wracamy. Nie będziemy się jeszcze bardziej denerwować. Cóż… czekanie w kolejce w ulewie do przyjemności nie należy, ale co poradzić…
Przed godziną 14 znowu otwierają kasy. Siostra pokazuje mi karteczkę, którą dostała w kasie szybu „Sylwester”, na której jest napisane, że czekaliśmy w kolejce :D. Normalnie PRL! Co najlepsze – wchodzimy do sztolni tylko i wyłącznie dzięki tej kartce, gdyż kolejka – jak to w Polsce – ze zwykłego zaskrońca zmieniła się w szeroką, najedzoną anakondę. Pojawiają się spięcia między turystami i nic dziwnego. Każdy ma dość tego oczekiwania. W końcu – udało się! Schodzimy do przystani początkowej spływu po kilkudziesięciu schodach w dół.
Na dole mamy okazję zaobserwować, co tak naprawdę oznacza wyrażenie „przemysł turystyczny”. Turyści wchodzą do łódek jeden po drugim, a łódek jest około 10. Po kilkunastu minutach wchodzi spóźniony przewodnik i przechodzi na pierwszą łódkę.
Ma z sobą megafon, ale łódek jest sporo, więc na ostatniej (na której mamy okazję płynąć) kompletnie nic nie słychać. Jesteśmy wkurzeni, tym bardziej, że za przewodnika każdy płaci dodatkowe 1 zł (niby mało, ale chodzi o zasadę: nie słychać przewodnika – nie płaci się za niego). Po dopłynięciu do końca trasy, której długość wynosi 600 m, jesteśmy pod wrażeniem sztolni, ale też zniesmaczeni całą sytuacją.
Jakie wrażenia z tego miejsca? Większość jest negatywnych. 2 godziny i 15 minut czekania na spływ to skandal! Na stronie internetowej nie ma informacji o limicie zwiedzających. Jest tylko informacja o pierwszeństwie grup z rezerwacjami. Turysta indywidualny nie jest tu traktowany poważnie, a to niedopuszczalne. Czułem się jak towar, a nie turysta. Nie jest tu przestrzegana podstawowa zasada turystyki i wszelkiej działalności usługowej, która mówi, że Turysta (Klient) – nasz Pan. To wszystko psuje pozytywny obraz Sztolni Czarnego Pstrąga, która naprawdę jest przepiękna i polecam ją zwiedzić, ale poza „gorącymi okresami”, takimi jak długie weekendy i święta. Jedynym, wątpliwym plusem całej sytuacji było to, że spływ – zamiast 40 minut – trwał godzinę.
Jeśli zaczniemy spływ w szybie Ewa, skończymy ją w szybie Sylwester – i na odwrót. Schodzimy w dół na parking i odjeżdżamy w kierunku centrum miasta, gdzie zatrzymujemy się w obrębie Starówki.
Tarnogórskie centrum sprawia pozytywne wrażenie, choć jest fragmentami zaniedbane. Można by pomyśleć szczególnie o odnowieniu kamieniczek z podcieniami, które są charakterystycznym elementem miejskiego rynku. Wyróżniającym się obiektem są z pewnością: ratusz miejski, zbudowany pod koniec XIX w., studnia oraz ewangelicki kościół Zbawiciela.
Po krótkim spacerze wracamy do Zabierzowa, zatrzymując się po drodze w Piekarach Śląskich, gdzie znajduje się Bazylika NMP i św. Bartłomieja, znana na całym Górnym Śląsku.
W jej wnętrzu znajduje się obraz Matki Boskiej Piekarskiej – patronki ludzi pracy na Śląsku. Sanktuarium jest popularnym na Górnym Śląsku miejscem pielgrzymkowym, do którego każdego roku zmierzają rzesze mężczyzn i kobiet.
Oglądamy świątynię i wracamy do Zabierzowa. Po chwilowej przerwie od deszczu – znowu zaczyna padać. Cóż… dzień bez przygód to dzień stracony :).
Galeria zdjęć z wycieczki do obejrzenia tutaj
Byłem w Sztolni dzisiaj około 16. Spłynąłem sam, przewodnik w moim odczuciu 9/10, także jak widać zależy jak kto trafi. Wrażenia niezapomniane – to miejsce jest magiczne, zjawiskowe, po prostu fantastyczne…