Rosja 2008 – dzień 22 – Białoruś, powrót

Budzę się około 6 rano w białoruskich Baranowiczach. Za oknami lasy, pola, lasy… Jemy śniadanie, oglądamy monotonny krajobraz, nalewamy wrzątku. Do Brześcia pozostało około 200 km, ale docieramy do niego już po godzinie 8! Żeby polskie pociągi mknęły tak szybko…

To, co zwraca moją uwagę w Brześciu, to piękny budynek dworca kolejowego. Może i na Białorusi jest bieda, ale dworce kolejowe to coś, czym Białoruś i inne, byłe republiki ZSRR za naszą wschodnią granicą mogą się poszczycić. A zresztą… co ja będę opowiadał. Zdjęcie poniżej mówi samo za siebie. Uwierzcie mi, że dworzec od wewnątrz sprawia równie dobre, a nawet jeszcze lepsze wrażenie. Można by rzec: Europa! I wcale nie ma w tym odrobiny przesady.

piękna fasada dworca kolejowego w brześciu na białorusi przy granicy z polską
Dworzec kolejowy w Brześciu

Pociąg do Polski odjeżdża dopiero po południu. Nie mamy tyle czasu. Jeszcze dzisiaj chcemy być w swoich domach. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dostać się do Polski… busem, choć nie takim rejsowym. Wynajmujemy go. W sumie cała ekipa zabiera się do Terespola trzema takimi pojazdami.

Negocjujemy cenę i ostatecznie składamy się po 10 dolarów od osoby. Czas ruszać! Przed nami pełen emocji przejazd przez białorusko-polską granicę drogową. Przed samym przejściem kierowca pyta się nas, czy mamy jakiś alkohol, a jeśli tak, to ile. Jako że nikt z nas nie pali, kupuje taką ilość paczek papierosów i wódki, aby porcja na osobę była przepisowa :). W ten sposób dodatkowo na nas zarabia.

No i zaczyna się… Dojeżdżamy do przejścia graniczego. Trafiamy na niezbyt sympatyczną białoruską celniczkę. Pojawiają się pytania: „Co tutaj robimy?”, „Skąd wracamy?”, „Dlaczego nie wracamy pociągiem, skoro nim wjeżdżaliśmy na Białoruś?”, „Dlaczego wjeżdżamy busem, a nie PKS?”. Nasz kierowca z Białorusi nie owija w bawełnę i stwierdza, że „pewnie z rana seksu nie miała” :D.

Nie wiem, czy celnicy dostali od kierowcy trochę dolarów. W każdym bądź razie zostajemy przepuszczeni przez granicę bez kontroli celnej. Nikt nie zagląda nam do plecaków. Możemy jechać dalej. Najgorsze chyba za nami. Przejeżdżamy przez most na Bugu i… jesteśmy w Polsce!

Tutaj muszę wspomnieć o jednym szczególe, który za chwilę będzie bardzo ważny. Otóż… nie zapłaciliśmy od razu naszemu kierowcy przed odjazdem. Mamy to zrobić dopiero w Terespolu. Kasę trzymam ja – to jeden banknot 100$. Zapominam jednak o tym, że przeszliśmy dopiero jedną kontrolę graniczną – białoruską. Przed nami jeszcze polska… Wkładam 100$ do paszportu…

Uradowani witamy polskich strażników granicznych. Ci zadają pytania głównie o alkohol i papierosy, na co odpowiadamy, że „mamy tyle, ile można” :). Pozostaje tylko ostatnia formalność – kontrola paszportów… . Daję swój i… zapomniawszy o tym, że zostawiłem w nim 100$ nie jestem w ogóle zdenerwowany. Po chwili słyszę słowa:
– Proszę zabrać z paszportu wszystko, co niepotrzebne.
Patrzę na mój otwarty dokument ze zdjęciem i mam ochotę zapaść się pod ziemię…
– O Jezu… – mówię sobie pod nosem.

dworzec kolejowy w terespolu przy granicy z białorusią, stan sprzed remontu
Dworzec kolejowy w Terespolu (jeszcze przed remontem)

Na całe szczęście trafiliśmy na strażnika z poczuciem humoru i nie potraktował tego jako próbę przekupstwa. Gdyby padło na kogoś innego, to mogłoby być różnie… Nie ma co gdybać! Jesteśmy oficjalnie w Polsce! Nasze okazy są całe i zdrowe. Nic im już nie grozi :).

Po kilku minutach dojeżdżamy do Terespola i zatrzymujemy się przy stacji kolejowej. Płacimy kierowcy i żegnamy się. Kierowca jedzie sprzedać papierosy i wódkę, a potem wraca na Białoruś. I tak pewnie w kółko.

zachód słońca nad kielecczyzną, widok z pociągu do krakowa
Zachód słońca nad Kielecczyzną

Czekamy na pociąg do Krakowa, który odjeżdża o godzinie 13.15. Już tęsknimy za rosyjskimi wagonami :D. Niby nie ma strasznego syfu, ale po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w przedziałach sypialnych, jesteśmy przyzwyczajeni do wygód.

Dojeżdżamy do Łukowa. Tu czeka nas przesiadka na kolejny pociąg. Tym razem już ostatni. Opuścimy go dopiero w Krakowie. Zajmujemy miejsca w prawie pustym pociągu i rozpoczynamy grę w karty. I tak mija nam czas do samego Krakowa.

W Grodzie Kraka jesteśmy po godzinie 22. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie i żegnamy się po dwudziestu dwóch wspólnie spędzonych dniach.

Zakończyła się jedna z najwspanialszych przygód w moim życiu. Nie wiadomo, kiedy pojawi się następna okazja, aby pojechać za koło podbiegunowe :). Marzenia się spełniają!

Galeria zdjęć z Rosji do obejrzenia tutaj


Skomentuj

© 2024: Paweł Łacheta | Travel Theme by: D5 Creation | Powered by: WordPress