Rosja 2008 – dzień 17 – Oleniegorsk, Apatyty

Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy. W planach mamy bowiem odwiedzenie miejsca położonego najdalej na północ, do którego kiedykolwiek dotarliśmy, o współrzędnych geograficznych: 68°09’N oraz 33°12’E. Tym miejscem jest kamieniołom kwarcytów w Oleniegorsku (czyli mówiąc po polsku – w Jeleniej Górze), w którym wydobywa się także rudę żelaza.

Podróż z Apatytów zajmuje nam więcej czasu niż wczoraj. Jedziemy tą samą trasą, którą poruszaliśmy się do Monczegorska. Tym razem nie zajeżdżamy jednak do tego miasta, a jedziemy na północ główną drogą, do wspomnianego wcześniej Oleniegorska – miasta oddalonego „zaledwie” 100 km od Murmańska i 90 km od Apatytów.
Tak naprawdę nie wiemy co nas czeka. Dzisiejszy wyjazd jest jedną wielką niewiadomą. Może to i dobrze, bo lepiej się na nic nie nastawiać, żeby się potem nie rozczarować.
Po dotarciu na miejsce przeżywam szok. Moim oczom ukazuje się ogromna dziura w ziemi. Jej wielkość ciężko opisać słowami i liczbami. To trzeba zobaczyć. Aby chociaż w części uzmysłowić rozmiar tej odkrywki, podaję jej wymiary: długość – 3,5 km, szerokość – 1,5 km, głębokość – ponad 300 m! Na żywo robi niesamowite wrażenie!

Żeby wejść na teren kopalni, wszyscy musimy założyć na głowy kaski. W przeciwieństwie do odkrywki w Monczegorsku, zakład w Oleniegorsku jest bowiem czynny.
Zanim przystąpimy do „zwiedzania” tej wielkiej dziury, z jednego z punktów widokowych urządzamy sobie sesję fotograficzną. Duże wrażenie robią ciężarówki, które transportują urobek krętymi drogami i pokonują kilkusetmetrowe przewyższenie. Żeby dźwigać tak potężne fragmenty skalne, z pewnością muszą mieć potwora pod maską. Sam silnik by nie wystarczył :D.

Pierwszym miejscem na terenie zakładu, do którego się udajemy, jest bocznica kolejowa, dokąd w wagonach przywożona jest ruda z innych kopalni. Mamy nawet okazję obejrzeć moment opróżniania wagonów. Wszystko to w towarzystwie naszego rosyjskiego przewodnika, bedącego zarazem pracownikiem zakładu.

Czas zjeżdżać na dół niezniszczalnym, praktykowym autobusem. Nasz wehikuł był już w innych, dziwnych miejscach, więc dlaczego nie miałby wjechać i do tej, głębokiej na ponad 300 metrów dziury :). Kierowca jak zwykle daje radę!

Po wczorajszych, niezbyt interesujących znaleziskach skalnych, nie nastawiam się na to, że tutaj – na dole – znajdę jakieś skarby. Myślę sobie: kwarcyty – jak kwarcyty – nic ciekawego. Szukając okazów, specjalnie się nie wysilam. I jak to często bywa podczas poszukiwań, gdy nie mamy zamiaru znaleźć nic ciekawego, nie schylamy się, ani nie zaglądamy w każdą szparę i dziurę w ziemi, to wtedy… można znaleźć coś tak wyjątkowego, jak na zdjęciu obok: przepiękną żyłę chalkopirytu! Po prostu leżała sobie na ziemi i nikt jej nie dostrzegł. Coś jakby położyć pieniądze na środku stołu, pod gazetą, a złodziej by ich nie zauważył :). W każdym razie: okaz jest przepiękny i może śmiało konkurować z ametystami znad Morza Białego.

Poszukiwania zajmują nam sporo czasu, bo ponad pół godziny. Nie możemy jednak być w tym miejscu w nieskończoność, bo musimy pamiętać, że to czynny zakład i wszędzie jeżdżą „potwory” na czterech kołach. Musimy więc powoli wracać.
Podczas powrotnej drogi „na powierzchnię”, mijamy niejednokrotnie takie właśnie maszyny. Widać je na zdjęciu obok. Oglądając je z punktu widokowego, gdy wydawały się takie małe, robiły wrażenie. Mając okazję podziwiać je z odległości kilku metrów, efekt jest spotęgowany. W końcu nie na co dzień widuje się koła o średnicy większej niż wysokość przeciętnego człowieka ;).
Ufff! Jesteśmy 300 metrów wyżej. Czas wracać do Apatytów. Dzisiaj nie będziemy się po drodze nigdzie zatrzymywać. Jedziemy prosto do akademika. Trochę łezka w oku się kręci, bo jedziemy tą drogą po raz ostatni. Nasza przygoda powoli się kończy…
Wyjeżdżając z Oleniegorska, przez okno autobusu zauważam ciekawy obrazek: diabelskie koło. Widocznie kiedyś było tu wesołe miasteczko. Gdyby bardziej zarosło, przypominałoby to, które znajdowało się w ukraińskiej Prypeci przed awarią reaktora atomowego w Czarnobylu i wysiedleniu mieszkańców miasta.

Po kolejnej, „smacznej” obiadokolacji, postanawiamy wybrać się z Mateuszem na nasz ostatni spacer po Apatytach. Jutro będzie już mało czasu, więc chcemy ostatni raz w spokoju pożegnać się z tym brzydkim, bądź co bądź, miastem.
Swoje kroki kierujemy do starej, opuszczonej fabryki w Apatytach, którą już „zwiedzaliśmy” na początku naszej przygody w tym miejscu. Staramy się jednak zauważać szczegóły, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. I… chyba nam się to udaje. Poniżej kilka zdjęć z tejże fabryki. Jak widać, sprawia przygnębiające wrażenie. Komentarz jest zbędny.





Poza starą, opuszczoną fabryką, odwiedzamy jeszcze kilka miejsc w mieście. Ciekawostka: zdjęcie powyżej to nie fotomontaż. W Apatytach naprawdę spotkamy takie krawężniki. Piesi mogą się tu czuć bezpiecznie. Żadne auto nie pokona takiej przeszkody :D.
Wracamy do akademika przed wyznaczoną godziną, czyli 23. Trzeba się pilnować, co nie jest łatwe, bo słońce nie zachodzi i nie ułatwia orientacji w czasie :). Przedostatnią białą noc czas zacząć!
Galeria zdjęć z Rosji do obejrzenia tutaj