Rosja 2008 – dzień 16 – Monczegorsk
Dziś poniedziałek. Początek ostatniego tygodnia, jaki spędzimy na Półwyspie Kolskim w Rosji, a zarazem początek trzeciej części naszego wyjazdu – odkrywania „okolicznych” miejscowości. Okolicznych, czyli takich, które są oddalone od Apatytów o ok. 60 – 100 km :).
Początek naszej trasy przebiega podobnie, jak nasze praktykowe wyjazdy pod wzgórze Woczelambina. Z Apatytów kierujemy się na zachód, w stronę międzynarodowej drogi E-105, prowadzącej z Murmańska na Krym. Po jej osiągnięciu, tym razem skręcamy jednak na północ, a nie, jak było do tej pory, na południe.
Po kilkunastu kilometrach krajobraz zaczyna się zmieniać. Tajga znika. Zamiast niej nie pojawia się jednak lasotundra, lecz przerażające pustkowie przypominające krajobraz księżycowy. O tym, że jesteśmy na Ziemi, przypominają tylko linie wysokiego napięcia i droga biegnąca jak od linijki.
Im bliżej Monczegorska, tym gorzej. Przekonujemy się na własne oczy, jakie są skutki opadów kwaśnych deszczów i jak bardzo potrafią zniszczyć krajobraz.
Aby dojechać do dawnej kopalni żelaza i niklu, musimy przejechać przez miasto. Przy wjeździe wita nas napis: „Monczegorsk – miasto metalurgów”. Obserwując okolicę, jeden z naszych opiekunów stwierdza, że powinni jeszcze dopisać: „Żyjesz krótko, ale intensywnie” :). Miasto naprawdę sprawia przygnębiające wrażenie. Za nic w świecie nie chciałbym tu mieszkać. Krakowski smog to nic, w porównaniu z zanieczyszczeniami w Monczegorsku. A jak tu musiało być pięknie przed powstaniem przemysłu…
Zdjęcie powyżej przedstawia typowy krajobraz okolic: kominy na tle gór. Zbiornik wodny, który możecie na nim oglądać, to wbrew pozorom nie jezioro Imandra (choć Monczegorsk nad nim leży), tylko zbiornik poflotacyjny (coś na wzór Żelaznego Mostu w Polsce, choć mniejszy). Poza żelazem i niklem, w Monczegorsku i okolicach występują bowiem złoża miedzi.
W końcu dojeżdżamy do dawnego miejsca eksploatacji rud żelaza i niklu. Już po pierwszych minutach poszukiwania cennych kruszczów zauważamy, że od ametystów znad Morza Białego i zwykłych „kamieni” z okolic Kirowska odróżnia je jedna cecha: waga. Zawartość żelaza i niklu powoduje, że gęstość skał znacząco wzrasta. Zatem już wiemy, że za dużo próbek z tego miejsca do domu nie zabierzemy :). Nasze plecy by tego nie wytrzymały.
Nie wiem, czy to pogoda, czy to monczegorskie powietrze, a może mało atrakcyjne okazy sprawiają, że moja motywacja do szukania cennych kruszców jest dzisiaj mniejsza niż zazwyczaj. Zadowalam się kilkoma niewielkimi skałkami. Dużo większe wrażenie zrobiły na mnie ametysty znad Morza Białego. Chętnie bym ich poszukał jeszcze raz.
Po około godzinie poszukiwań, w końcu wyruszamy dalej, aby obejrzeć Monczegorsk z innej, bardziej „jasnej” strony. Zatrzymujemy się przed miejscową cerkwią.
Wnętrze jest piękne – muszę to przyznać, ale zdecydowanie większe wrażenie robi na mnie położenie obiektu. Cerkiew zbudowano na wzgórzu. Prawie nie widać stąd kominów, tylko góry i pobliskie jezioro Imandra. Nawet blokowiska wyrastające w oddali wydają się mniej groźne, niż mogłoby się wydawać. Z tego miejsca widać doskonale, jak to miejsce wyglądałoby bez przemysłu, za to z rozwiniętą turystyką. Można wyobrażać sobie żaglówki pływające po jeziorze, turystów spacerujących po górach… Wyobraźnia pracuje, tym bardziej, że wyszło słońce. Szary, smutny Monczegorsk sprzed godziny, zmienił się w jasne, piękne miasto. Takie, jakim większość z nas chciałaby je widzieć. Cieszymy się chwilą, bo na horyzoncie znów chmury i niebawem opuścimy to miejsce.
Aby dojechać do wspomnianej wcześniej międzynarodowej drogi E-105, musimy ponownie przejechać przez Monczegorsk. Żegnamy to smutne miasto i kierujemy się na południe, by po kilkunastu km zatrzymać się po prawej stronie drogi, w pobliżu kolejnej odkrywki.
Krajobraz w tym miejscu, nie dość, że księżycowy, to zgoła nie przypomina pejzaży za kołem podbiegunowym. Bliżej mu do pustynnej Sahary niż pobliskiej tajgi czy tundry. Szczerze? Nie pamiętam już, co było w tej odkrywce. Pamiętam tylko to, że znajdują się tu duże ilości piasku i że strasznie się tutaj nudziłem :). Prawdę mówiąc, nie ma o czym opowiadać. Wypada tylko wspomnieć, że w pobliżu Monczegorska jest takie coś.
Zdecydowanie ciekawsze jest kolejne miejsce na naszej powrotnej marszrucie do Apatytów. Miejsce, w którym odnajdujemy bardzo ciekawe skały: gabra i anortozyty z ery prekambryjskiej, a więc kolejne, bardzo stare okazy.
Pejzaż księżycowy, jaki możemy obserwować z tego miejsca, ma tutaj przełożenie na budowę geologiczną. Otóż… anortozyty to jedna z głównych skał budujących… powierzchnię księżyca. Składają się prawie wyłącznie z minerałów zwanych plagioklazami. Podobnie jak gabra, są to skały magmowe głębinowe, zasadowe, powstałe bardzo głęboko pod powierzchnią ziemi. Mimo to, nie biorę stąd żadnych okazów. Moja dotychczasowa kolekcja jest już stanowczo za duża i podejrzewam, że i tak będę musiał się pozbyć części geologicznych „skarbów”.
Po poszukiwaniach urządzamy sobie sesję fotograficzną w tym pięknym? miejscu. Oprócz Księżyca, przypomina mi trochę Meksyk. Nie wiem dlaczego – takie skojarzenie. Jedno jest pewne – koło tego miejsca nie można przejść obojętnie. Z jednej strony – piękny pejzaż, a z drugiej – tajga okaleczona przez kwaśne deszcze.
Czas już wracać do Apatytów. Po tradycyjnych zakupach wracamy do akademika i jemy kolację. Potem… przygotowujemy sę do kolokwium zaliczeniowego z korzystania z kompasu geologicznego… A myśleliśmy, że dopiero ostatniego dnia czeka nas ta nieprzyjemna chwila. Cóż… nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przygotować się do niego jak najlepiej.
Gdy z pokoju Pani Doktor wychodzą pierwsi „szczęśliwcy”, nie mamy wątpliwości – wyjazd wyjazdem, ale nie ma zaliczenia za ładny uśmiech :). Dostajemy wszyscy solidarny opiernicz i radę, abyśmy się naprawdę nauczyli i po pewnym czasie idziemy jeszcze raz do pokoju zwierzeń. Tym razem udaje się wszystkim i możemy rozpocząć długo oczekiwany turniej tenisa stołowego.
Po pierwszych sparingach ciężko mi być optymistą, ale w pierwszym meczu idzie mi już zdecydowanie lepiej. Niestety, do finału nie przechodzę, choć było tak blisko… Może innym razem :).
Wieczorem, a właściwie w nocy, podziwiamy kolejny raz białą, polarną noc. Każdego dnia niebo jest inne. I to jest właśnie piękne.
Galeria zdjęć z Rosji do obejrzenia tutaj