Babia Góra z Zawoi Markowej
Babia Góra (1725 m n.p.m.). Najwyżej (po Tatrach) położone miejsce w Polsce, chronione w granicach Babiogórskiego Parku Narodowego. Najwyższy wierzchołek masywu – Diablak, słynie z przepięknych wschodów słońca, które o każdej porze roku gromadzą na szczycie dziesiątki ludzi, pasjonatów gór i fotografii.
Dla mnie Babia Góra to góra, którą odwiedzam co roku. Pierwszy raz wspiąłem się na wierzchołek w 2005 roku. Od tamtej pory tylko w 2008 r. nie dane mi było stanąć na Diablaku. Zaległości nadrobiłem rok temu, wspinając się na szczyt aż dwa razy. Wycieczka, którą odbyliśmy niedawno razem z Ewą, była więc już moim dziewiątym wejściem na Królową Beskidów i Matkę Niepogód, jak często zwana jest Babia Góra.
Jest to jedna z wersji wycieczek babiogórskich, ale można je oczywiście modyfikować. Stopniowo będę opisywał kolejne szlaki wokół Babiej Góry i opisywał ich mocne i słabe strony. Zdjęcia, które umieściłem poniżej pochodzą z naszej ostatniej wycieczki (większość) oraz z moich poprzednich wypadów na szczyt (wtedy pod zdjęciem jest umieszczona odpowiednia informacja o dacie wykonania zdjęcia).
Początkowo planowałem zacząć naszą trasę w Zawoi Policznem, ale na stronie Babiogórskiego Parku Narodowego pojawiła się informacja o remoncie czarnego szlaku prowadzącego z Sulowej Cyrhli do Markowych Szczawin, więc wygodniej było dojechać do Zawoi Markowej autem i stamtąd zrobić pętlę.
Dojazd z Zabierzowa do Krowodrzy Górki zajmuje mi ponad 20 minut. Stąd zabieram Ewę i zmierzamy w kierunku Zawoi. Trafiliśmy na okno pogodowe, gdyż świeci słońce, a poprzedniego dnia przez cały dzień padał deszcz. Tuż przed Zawoją Markową odsłania się przed nami Babia Góra. I tutaj muszę dodać: ośnieżona Babia Góra. Jest końcówka lata, a śnieg już zawitał na Królowej Beskidów. Jako że jest to pierwszy opad w tym sezonie, to zapewne nie utrzyma się zbyt długo, ale to jednocześnie sygnał, że jesień nieuchronnie nadchodzi.
Na parking w Zawoi Markowej dojeżdżamy około godziny 10. Co ważne – parking jest bezpłatny (Aktualizacja – 2018 r. – niestety parking jest już płatny, a cena za całodobowy postój wynosi 15 zł i można ją uiścić w automatach. Płatność możliwa także kartą). Ewa jest gotowa do wędrówki od razu. Ja muszę zmienić buty i wyciągnąć kije trekkingowe (już nie te lata i kolana nie pierwszej świeżości :)). Kupujemy bilety w formie pocztówek (opłaty obowiązują od maja do października) i wychodzimy na szlak!
Początek naszej trasy biegnie szeroką drogą służącą do zwózki drewna. Jest to dobra trasa na rozgrzanie mięśni przed właściwym podejściem do schroniska na Markowych Szczawinach. Szlak następnie skręca w lewo i przeprowadza przez mostek na potoku. Dopiero tutaj poziomice na mapie gęstnieją, a pot zaczyna powoli spływać po plecach. Po kamiennych schodkach idzie się całkiem przyjemnie. Na pewno zielony szlak z Markowej na Markowe Szczawiny nie należy do najbardziej stromych w polskich Beskidach, ale nie jest to także przechadzka po parku miejskim.
Idąc przez piękny las, dochodzimy do skrzyżowania ze szlakiem czarnym, prowadzącym do Sulowej Cyrhli (tak jak wspomniałem wcześniej, podczas naszej wycieczki był w remoncie). Stąd tylko kilka minut i już jesteśmy przy Schronisku na Markowych Szczawinach, a tak naprawdę przy Hotelu na Markowych Szczawinach. To, co nas dziwi, to zupełne pustki przed obiektem. To pierwsza taka sytuacja, jaka mi się zdarzyła w tym miejscu. Nawet w zimie turyści siedzą przed schroniskiem.
A schronisko w obecnym kształcie zostało otwarte w 2009 roku. Poprzednie istniało w tym miejscu ponad 100 lat, od 1906 r. Nie zostało zniszczone nawet podczas II Wojny Światowej, choć było blisko. Różnice między oboma obiektami możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej. Przy schronisku znajdują się również: stacja meteorologiczna, Muzeum Turystyki Górskiej PTTK oraz Goprówka z miejscami noclegowymi.
Ciekawa jest geneza nazwy Markowe Szczawiny. Pierwszy człon pochodzi od popularnego w Zawoi nazwiska Marek, a drugi od skupisk szczawiu alpejskiego – rośliny rosnącej na dawnych halach, na których wypasano zwierzęta, w tym wypadku owce. (Figiel S., Franczak P., Janicka-Krzywda U., Krzywda P., Beskid Żywiecki – przewodnik, OW Rewasz, wyd.III, Pruszków, 2018)
Przy schronisku zbieramy siły na najtrudniejszą i najbardziej wymagającą część trasy, czyli Perć Akademików, wyznakowaną w okresie międzywojennym przez Władysława Midowicza. To najkrótsze dojście ze schroniska na Diablak. Szlak na odcinku Skręt Ratowników – Babia Góra jest jednokierunkowy, a w sezonie zimowym zamknięty, ze względu na niebezpieczeństwo lawin i eksponowane miejsca. Wtedy na Diablak najlepiej kierować się szlakiem czerwonym przez przełęcz Brona.
Czas ruszać! Początkowo szlak biegnie tzw. Górnym Płajem, a po około piętnastu minutach, w pobliżu Skrętu Ratowników odbija w prawo i biegnie wzdłuż dolinki Szumiącej Wody.
Śnieg na szlaku spotkaliśmy już przed schroniskiem, ale podchodząc Akademicką Percią widać go coraz więcej. Robi się też coraz chłodniej, więc trzeba się porządnie zapiąć. Podchodzimy kamiennymi schodkami w stronę Kotliny Suchego Potoku, by w końcu go przekroczyć.
Przed nami pojawia się pierwsza półka skalna z łańcuchami. Temparatura nie rozpieszcza. Jest około 10 stopni Celsjusza, a metalowe łańcuchy na pewno nie rozgrzewają. Czas założyć rękawiczki! To miejsce to początek właściwego podejścia Percią Akademików. Widoczny na poniższym zdjęciu odcinek da się przejść bez trzymania łańcuchów, ale w taką pogodę jak dzisiaj, gdy jest zimno i na szlaku jest śnieg – lepiej nie ryzykować. W każdej chwili można się poślizgnąć i wypadek gotowy.
Wyszliśmy ponad górną granicę lasu, więc już możemy podziwiać widoki. Głównie na Beskid Żywiecki oraz Beskid Makowski. Najbardziej charakterystycznym elementem krajobrazu jest wyciąg i stok narciarski na Mosornym Groniu, widoczny na zdjęciu poniżej. To właśnie pod tym stokiem funkcjonuje końcowy przystanek busów z Krakowa – Zawoja Policzne.
Spoglądając na zachód, zza zboczy Babiej Góry odsłania się powoli jej „mniejsza siostra”, czyli Mała Babia Góra, zwana Cylem (nazwa pochodzi od tego, że każdego dnia o wschodzie słońca nasza najbliższa gwiazda „celuje” w ten wierzchołek).
Jesteśmy na wysokości około 1400 m n.p.m. Przed nami najciekawszy odcinek Akademickiej Perci. Mijamy kolejne fragmenty szlaku z łańcuchami i dochodzimy do miejsca zwanego Czarnym Dziobem. To najstromszy fragment naszej dzisiejszej trasy. Korzystamy z klamr, których w Beskidach prawie nie spotykamy. Poza Tatrami i czerwonym szlakiem w okolicach Romanki w Beskidzie Żywieckim, to jedyne miejsce w Polsce, gdzie możemy z nich skorzystać. Musimy jednak bardzo uważać, bo mimo tego, że jesteśmy w Beskidach, to w tym miejscu jeden fałszywy ruch może skończyć się tragicznie.
Po pokonaniu klamr kończy się nasza przygoda ze sztucznymi ułatwieniami na szlaku. Od tej pory wędrujemy kamiennymi schodkami przez piętro kosodrzewiny, które po pewnym czasie przechodzi w piętro hal. Jeżeli pogoda jest dobra, to najgorsze jest za nami. Jeżeli jednak jest mgła, to możemy mieć problemy, gdyż w tym miejscu naprawdę łatwo się zgubić. Kamienny chodnik w chmurach ciężko odróżnić od luźnych kamieni na stokach Babiej Góry, które tworzą tutaj gołoborze skalne. Uważajmy także i na nie, aby nie zrzucić ich na turystów idących poniżej nas.
Perć Akademików jest fragmentem ścieżki edukacyjnej BgPN „Z Zawoi przez Diablak do Lipnicy”, o czym informują tablice umieszczone przy szlaku. Jedną z takich tablic możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Widać na nim także śnieżne formy, utworzone przez porywisty wiatr wiejący tutaj prawie zawsze.
Latem Akademicka Perć jest najpiękniejsza. Wtedy możemy podziwiać takie widoki, jak na zdjęciu obok:
Jeszcze tylko parę kroków i… jesteśmy! Babia Góra zdobyta. W moim przypadku po raz dziewiąty. Ewa jest tu po raz drugi. Tradycyjnie… na szczycie wieje niemiłosiernie. Szukamy więc miejsca osłoniętego od wiatru, do czego przydaje się wiatrochron widoczny na zdjęciu poniżej.
Pogoda się popsuła: chmury zasnuły już cały wierzchołek i nie widać prawie nic. Po pewnym czasie niebo zaczyna się przecierać i mogę (przynajmniej we fragmentach) objaśnić Ewie, co gdzie widać. Nawet w osłoniętym od wiatru miejscu, siedząc, po pewnym czasie robi się zimno. Pomaga nam gorąca herbata. Ta przyjemność picia parującego napoju na szczycie Królowej Beskidów… bezcenna :). Trzeba ją jednak pić szybko, bo w takich warunkach bardzo szybko stygnie.
Ewie robi się zimno, więc czas wracać. Urządzamy sobie sesję fotograficzną na szczycie (jest dobre światło, bo akurat rozpogodziło się). Przez moment orientujemy się, że jesteśmy jedynymi osobami na szczycie. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
Na Babiej Górze spotykamy także ślady przedwojennego wandalizmu, co ukazuje zdjęcie obok.
Po północnej stronie wierzchołka, w skalnej niszy, znajduje się także figurka Matki Bożej Królowej Babiej Góry. Umieścili ją w 1984 roku ratownicy GOPR, jako wotum za ocalenie życia Jana Pawła II podczas zamachu na Jego życie na Placu św. Piotra w Rzymie. Możecie ją zobaczyć na zdjęciu poniżej.
Na Babiej Górze, choć po słowackiej stronie, odnajdujemy obelisk poświęcony Janowi Pawłowi II, na pamiątkę Jego pielgrzymek na Słowację. Został odsłonięty w 1996 r. A wygląda on tak:
Oprócz tego, na szczycie znajduje się pamiątkowa płyta, umieszczona na cześć wyjścia na szczyt w 1876 r. arcyksięcia Józefa Habsburga.
Czas wracać, bo Ewa ponagla :), aczkolwiek, gdy byłem tu 3 lata temu, pogoda była jeszcze gorsza, bo padał marznący deszcz, co w połączeniu z silnym wiatrem powodowało uczucie wbijania się igieł w twarz. To nie było nic przyjemnego. A było wtedy tak:
Zejście czerwonym szlakiem z Diablaka w kierunku Sokolicy jest bardzo przyjemne. A zaczyna się tak:
Gdy kończy się piętro hal, zaczyna się moim zdaniem najpiękniejszy odcinek tego szlaku: fragment przez kosodrzewinę. Zieleń tej karłowatej sosny doskonale kontrastuje z błękitem nieba i bielą śniegu. Istny raj dla fotografów! Mijamy jeden z wierzchołków Babiej Góry o wątpliwie eleganckiej nazwie „Gówniak” i zatrzymujemy się w środku kosówki.
No dobra, muszę to przyznać. To Ewa wypatrzyła Tatry jako pierwsza. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko robić zdjęcia, na przykład takie:
Na czerwonym szlaku (Głównym Szlaku Beskidzkim), którym zmierzamy w kierunku Sokolicy, spotykamy co chwilę granitowe słupki graniczne z okresu II Wojny Światowej. Postawili je w tym miejscu Niemcy, którzy wyznaczali granicę niemiecko – słowacką (stąd litery D i S na słupkach). Tak naprawdę Słowacja była w tym okresie państwem tylko w teorii, podporządkowanym Niemcom, ale oficjalnie na mapie istniała.
Koniec popasu! Czas schodzić dalej w stronę Kępy – kolejnego wierzchołka Babiej Góry, na którym znowu odpoczywamy i fotografujemy góry. Z tego miejsca najpiękniej wygląda Beskid Wyspowy (na zdjęciu poniżej)
oraz skalne urwisko na Sokolicy, w stronę którego zmierzamy:
Mimo stopniowego schodzenia w dół, temperatura nie podnosi się na tyle, aby się rozebrać. Opuszczamy piętro kosodrzewiny i schodzimy w las iglasty, by po kilkunastu minutach napotkać zielony szlak odchodzący na południe, którym będziemy schodzić. Jako że Sokolica jest blisko, nie możemy do niej nie podejść, bo widoki, jakie się z niej rozciągają, są przepiękne.
Po kilkunastominutowym odpoczynku wracamy kilkadziesiąt metrów w stronę Diablaka i skręcamy we wspomniany wcześniej szlak zielony, zwany Percią Przyrodników. Jest to jeden z najmniej uczęszczanych szlaków w Babiogórskim Parku Narodowym, a niesłusznie, bo zachwyca przede wszystkim dziczą. Prastara babiogórska knieja, stare, połamane drzewa, których od kilkudziesięciu lat nikt nie rusza. To wszystko sprawia, że okolice te upodobali sobie naukowcy badający florę rezerwatu ścisłego, który tu utworzono.
Schodzimy spokojnym i jednostajnym tempem. W ciszy, aby wsłuchać się w dźwięki natury. Dojście do szlaku niebieskiego zajmuje nam ponad pół godziny, a więc więcej niż przypuszczaliśmy. Z pewnością wpływ na to mają ogromne (jak na tą porę roku) ilości borówek (albo jagód – jak zwał, tak zwał), porastające krzewy przy szlaku. Nie możemy sobie odmówić tej przyjemności i pałaszujemy je przez kilka minut.
Po około 10 minutach dochodzimy do Szkolnikowych Rozstajów, czyli skrzyżowania Perci Przyrodników z Górnym Płajem (ścieżką trawersującą północne zbocza Babiej Góry, biegnącą z Markowych Szczawin na przełęcz Krowiarki).
Droga do schroniska zajmuje nam około 50 minut. Na odcinku do Markowych Szczawin szlak jest monotonny. Wspina się łagodnie szeroką drogą. Szczerze mówiąc – wg mnie lepiej tędy schodzić niż wchodzić, ale to moje subiektywne zdanie na ten temat. Jest to najłatwiejsze dojście do schroniska (co nie znaczy, że najkrótsze), bo najmniej męczące. Po drodze mijamy potoczki górskie i piaskowcowe kamienie. Jeden z nich niestety wygląda tak, jak na zdjęciu poniżej. Cóż… ciężko to komentować.
Przy schronisku mocno wieje. Rano było zdecydowanie spokojniej. Czuć kolejny front atmosferyczny zbliżający się do Małopolski. Tradycyjnie przygotowuję sobie zupkę na mojej kuchence i tradycyjnie Ewa patrzy na to z obrzydzeniem. Robi się coraz bardziej ponuro, więc pora schodzić!
Po niecałej godzinie przyjemnej wędrówki, w końcu dochodzimy do szerokiej stokówki biegnącej do parkingu w Zawoi Markowej. Jeszcze tylko kilka minut na przebranie się i w drogę!
Planowaliśmy jeszcze zobaczyć wodospad na Mosornym Potoku (polecam!), ale zrobiło się na tyle ciemno, że zmuszeni byliśmy zrezygnować z tego pomysłu. Nie mniej jednak, wyprawę zaliczamy do udanej.
W Krakowie jesteśmy po godzinie 21. Żegnamy się i w ten sposób kończy się ten relaksujący, górski dzień. Następna wizyta na Babiej Górze będzie jubileuszowa. Trzeba będzie uczcić ją w wyjątkowy sposób. Może… wschodem słońca? Kusi, kusi, tym bardziej, że jeszcze nigdy tego nie doświadczyłem, a nie ukrywam, że marzy mi się to od dłuższego czasu :).
Zakochanych w Babiej jest wielu… 🙂
Oj tak… . Byłem na tej górze już 12 razy i wciąż nie jest mi jej mało 🙂 .Po prostu ma w sobie coś takiego, co sprawia, że wciąż chce się tam wracać… .
Świetny artykuł. Bardzo dobrze się czyta. Ja też kocham Babią nad życie! Jutro się wybieram i skorzystam z trasy tu opisanej. Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za miłe słowa :). Mam nadzieję, że wycieczka się udała. W końcu pogoda była wprost idealna. Pozdrawiam!
Oj, tak! Była bardzo udana, a pogoda wręcz wymarzona 😊 radość moja tym większa, że zabrałam z sobą po raz pierwszy chrześnicę i ona też zakochała się w Diablaku 😊 pozdrawiam!
[…] oraz szlakiem na Babią Górę przez słynną Perć Akademików odsyłam do mojego innego wpisu: Babia Góra z Zawoi Markowej, w którym opisałem właśnie ten wariant trasy na wierzchołek Królowej Beskidów. Zobaczycie […]