Sokolica i Trzy Korony – Pieniński Park Narodowy
Pieniński Park Narodowy. Jedno z piękniejszych miejsc w Polsce i Europie. Idealne na górską wycieczkę o każdej porze. Dziś chciałbym, abyście spojrzeli na pewien pieniński szlak pod specyficznym kątem. Pod kątem zmieniających się krajobrazów o różnych porach roku. I właśnie dlatego zdjęcia, które zobaczycie w tym wpisie, nie pochodzą z jednej wycieczki, ale z wszystkich, które odbyłem na tej trasie. Miałem okazję przemierzać ją zarówno zimą, jak i wiosną, latem i jesienią. Każda pora roku zaskakuje czymś innym. W zimie szlak bywa oblodzony, co utrudnia poruszanie się, za to istnieje wtedy największe prawdopodobieństwo wystąpienia wyżu i bezchmurnego nieba (choć jednocześnie mroźnego powietrza), co przekłada się na przepiękne widoki, m.in. na Tatry. Wiosna zachwyca przyrodą budzącą się do życia, lato zielenią, a jesień fantastycznymi barwami, które sprawiają, że dla mnie to właśnie jesień jest najlepszą porą do wędrówki po pienińskich szlakach.
Zeszłotygodniowy, jednodniowy wypad w Pieniny był spontaniczny. W góry miałem pojechać dzień później w pojedynkę, ale z racji tego, że góry to moja słabość i nie potrzeba wiele, aby mnie w nie wyciągnąć, dałem się przekonać koleżance, aby wybrać się dzień wcześniej (decyzję podjąłem tuż przed godziną 23, a więc czasu do namysłu nie było zbyt wiele :)).
Poranna pobudka o godzinie 6.20 do przyjemności nie należy. Zawsze jednak, gdy mam świadomość, że czeka na mnie dzień spędzony w górach, to przychodzi mi to łatwiej. Jeszcze tylko śniadanie, zakupy w sklepie i wio! Na pociąg do Krakowa.
Spotykamy się na dworcu PKS po godzinie 8, skąd odjeżdża nasz bus w kierunku Szczawnicy. Nie dojeżdżamy jednak do końca, tylko wysiadamy w Krościenku nad Dunajcem – jednym z moich ulubionych miasteczek Małopolski.
Z rynku, gdzie zatrzymuje się bus, kierujemy się na ulicę świętej Kingi, którą prowadzi nasz szlak. Po kilkunastu minutach zabudowania Krościenka ustępują miejsca drzewom. Po lewej stronie naszym oczom ukazuje się szeroki Dunajec, a po prawej jasne, pienińskie wapienie. Jak dotąd trasa nie nastręcza trudności kondycyjnych, gdyż biegnie po płaskim terenie. Mijamy dwie kapliczki. Pierwsza (pod wezwaniem św. Kingi) stoi w miejscu, gdzie wg legendy św. Kinga przebyła Dunajec, uciekając przed Tatarami na Zamek Pieniński. Wspomina o tym Józef Nyka w swoim przewodniku po Pieninach. Drugą zauważamy przy grupie skalnej Zawiesy.
Po kilku minutach zauważamy tablicę informującą, że wchodzimy do Pienińskiego Parku Narodowego. Czeka nas strome podejście na przełęcz Sosnów, znajdującą się między Sokolicą, a Czertezikiem. Na tym odcinku mijamy jedno, niewielkie gospodarstwo. W zimie odcinek ten może sprawiać problemy (oblodzenie + stromizna), więc polecam wyposażyć się w kijki, jeżeli koniecznie chcemy iść tym wariantem trasy.
Z przełęczy czeka nas przyjemne, kilkunastominutowe podejście na Sokolicę. W sezonie (od kwietnia do października) za wstęp na platformy widokowe na Sokolicy i Trzech Koronach pobierana jest opłata w kwocie 6 zł (bilet normalny) i 3 zł (bilet ulgowy). Bilet zakupiony przy wejściu na jeden z wierzchołków obowiązuje także na drugi. Wejście na Sokolicę ułatwiają barierki i schody.
Wierzchołek skalicy jest fantastycznym miejscem widokowym na Pieniny (a w przypadku dobrej przejrzystości powietrza – także Tatry) i najlepszym, z którego można obserwować Przełom Dunajca. Monotonię skalnego krajobrazu urozmaica reliktowa sosna, która rośnie na Sokolicy od niepamiętnych czasów i pojawia się we wszystkich relacjach z pienińskich wycieczek. Poniżej można podziwiać tratwy z flisakami i turystami spływającymi Dunajcem.
Na Sokolicy urządzamy sobie sesję fotograficzną i spędzamy tam kilkanaście minut. Z takich miejsc nie chce się wracać, ale czas iść dalej. Schodzimy do kasy biletowej i na przełęcz Sosnów tą samą trasą. Zostawiamy zejście do Krościenka po prawej stronie i kierujemy się w stronę Czertezika. Idąc raz w górę, raz w dół, przechodzimy słynną Sokolą Perć (jedną z czterech perci w Polsce, pozostałe to: Orla Perć w Tatrach, Akademicka Perć na Babiej Górze i Perć Borkowskiego na południowych stokach Lubonia Wielkiego). Szlak jest eksponowany (informuje o tym tabliczka) i miejscami przydają się barierki. Największe problemy mogą pojawić się na śliskich skałach zimą, ale o innych porach roku też trzeba uważać, gdyż białe wapienie są już tak wyślizgane, że o wypadek nietrudno.
Szlak niebieski dołącza do żółtego na polanie w okolicy Bańków Gronika. W sezonie spotykamy tutaj górali sprzedających m.in. oscypki. W tym miejscu zmieniamy kierunek marszu. Odtąd będziemy zmierzać na południe żółtym szlakiem, aż do przełęczy Szopka. Podejście na to siodło nie powinno nastręczać większych trudności. Jest stosunkowo łagodne. Dochodzimy do przełęczy i odpoczywamy około 20 minut przed „atakiem” na Trzy Korony. Przy okazji pomagam rozwiać wątpliwości dotyczące trasy dwójce francuskich turystek, zmierzających w stronę przystani flisackiej w Sromowcach Niżnych. Po spałaszowaniu tabliczki czekolady kierujemy się na najwyższy szczyt Pienin Właściwych o wysokości 982 m n.p.m.
Podejście na Trzy Korony okazuje się mniej strome niż to z Krościenka, ale bardziej strome niż to na przełęcz Szopka. Można się zmęczyć, ale nie zamęczyć, gdyż zajmuje tylko kilkadziesiąt minut. W sezonie i w weekendy do wejścia na platformę widokową ustawiają się długie kolejki, w których trzeba odstać nawet kilkadziesiąt minut. Po minięciu punktu kasowego i okazaniu biletów z Sokolicy idziemy po schodach w stronę najwyższego spośród trzech wierzchołków Trzech Koron. Zanim tam dojdziemy, w prześwicie drzew podziwiamy Dunajec, który w tym miejscu rozpoczyna swój przełomowy odcinek.
Wierzchołek Trzech Koron to (obok Sokolicy) jedno z najlepszych miejsc widokowych w Pieninach. Szczególnie okazale prezentują się stąd: Dunajec, Sromowce Niżne wraz z otaczającymi miejscowość polami, Tatry i Czerwony Klasztor. To na południu. Na wschodzie rozpoznajemy wierzchołki Małych Pienin z górującą nad nimi Wysoką, której wysokość przekracza 1000 m n.p.m. Na zachodzie zwraca uwagę lustro Jeziora Czorsztyńskiego, a przy dobrej widoczności można zobaczyć nawet Babią Górę (co nam się udaje). Od północnej strony panoramę zamykają wzniesienia Gorców z Lubaniem, Beskidu Wyspowego z Modynią oraz Beskidu Sądeckiego z charakterystyczną wieżą na Prehybie. Nie może być inaczej – tutaj także urządzamy sobie sesję fotograficzną. Żal nam opuszczać to miejsce, chyba nawet jeszcze bardziej niż Sokolicę.
Schodzimy z Trzech Koron na przełęcz Szopka tą samą trasą, którą wchodziliśmy. Tutaj skręcamy na lewo, ku południu. Żółty szlak obniża się. Początkowo łagodnie, potem kluczy wąską ścieżką i sprowadza do Wąwozu Szopczańskiego, którego dnem płynie Szopczański Potok, a wokół sterczą kilkudziesięciometrowe wapienne skalice.
Dolna granica lasu jest także granicą Pienińskiego Parku Narodowego. Mijamy bacówkę i ławeczki, gdzie można odpocząć. Po chwili okazały budynek schroniska PTTK „Trzy Korony”. Od tego miejsca będziemy podążać asfaltową szosą. Polecamy spojrzeć za siebie. Przed nami ukaże się wspaniały widok na Trzy Korony, skąd przed chwilą oglądaliśmy ujmującą panoramę. Na pierwszym skrzyżowaniu (przy pawilonie wystawowym Pienińskiego Parku Narodowego) skręcamy w lewo i po kilkunastu minutach, ulicą Trzech Koron dochodzimy do kładki na Dunajcu w centrum Sromowców Niżnych.
Kładka została otwarta w 2006 r. Łączy polski i słowacki brzeg Dunajca. Rozciąga się z niej piękny widok na rzekę i Trzy Korony. W tym miejscu pluję sobie w brodę, że nie zabrałem z sobą euro. To już moja tradycja, że kiedy tylko tutaj jestem, w pobliskim sklepie kupuję Studencką czekoladę i Lentilky. Cóż… moje podniebienie będzie musiało mi tym razem wybaczyć…
Jako że nie mamy przy sobie europejskiej waluty, skręcamy w lewo, w stronę Czerwonego Klasztoru, gdzie dochodzimy po kilku minutach. To miejsce ma swój urok, choć przydałaby się mu pomoc konserwatora zabytków. Klasztor można zwiedzać. Bilet normalny kosztuje 3 euro, a ulgowy – 1 euro. Jeszcze kilka lat temu można było wchodzić na drugi, wewnętrzny dziedziniec, skąd widok na Trzy Korony, na tle czerwonego dachu klasztoru sprawiał ciekawe i piękne wrażenie (można go oglądać na jednym ze zdjęć poniżej) .
Wychodzimy z klasztornego dziedzińca i kierujemy się czerwonym szlakiem w stronę kempingu, który ulokowano nad brzegiem Dunajca. W tym miejscu wchodzimy na teren słowackiego odpowiednika polskiego Pienińskiego Parku Narodowego. Od teraz Dunajec będzie nam towarzyszył do samej Szczawnicy. Będziemy oglądać przełom Dunajca nie z tratwy, lecz idąc pieszo.
Droga Pienińska (bo tak nazywa się szlak, którym idziemy w kierunku uzdrowiska) jest idealnym szlakiem dla rowerzystów. Można skorzystać ze swoich wehikułów, można je także wypożyczyć w Szczawnicy. Jak komu wygodniej. Dla pieszych, trasa w końcowym odcinku może okazać się nieco nużąca, co nie zmienia faktu, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. W zimie, a właściwie podczas wiosennych roztopów warto pamiętać, że Droga Pienińska może być wtedy oblodzona, co znacząco obniża komfort spaceru.
Przejście całej drogi Pienińskiej normalnym krokiem zajmuje około 2 godzin i 45 minut. W połowie drogi urządzamy sobie ostatni postój na naszej dzisiejszej wycieczce. Postój na jedzenie. Ewa, cokolwiek by nie zjadła, to i tak będzie to zdrowsze od mojej chińskiej zupki, którą przyrządzam sobie na gazowej kuchence. Jest moc! Można iść dalej :).
Do Szczawnicy dochodzimy około godziny 18. Do dworca autobusowego już tylko kilkanaście minut. Bus przyjeżdża na przystanek około 18.40. Wsiadamy i wygodnie się rozsiadamy. Niepotrzebnie, ponieważ w Krościenku nad Dunajcem czeka nas… przesiadka. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarza… ciekawe… Zastanawiamy się, czy czeka nas po drodze więcej niespodzianek, ale na szczęście jest to ostatnia taka przygoda.
W grodzie Kraka jesteśmy ok. 20.40, a więc stosunkowo szybko. Czujemy zmęczenie, ale to przyjemne uczucie. Jak zawsze po górskiej wędrówce. Akumulatory naładowane, dzień zakończony, sen będzie głęboki :).