Krótki spacer po Międzyzdrojach i Świnoujściu
Podróż pociągiem rozpoczynam od poszukiwania swojej miejscówki. Mam takie szczęście, że drzwi do mojego przedziału są zablokowane od środka i aby zająć miejsce, muszę urządzić współpasażerom pobudkę.
Poprzedniej nocy prawie nie spałem. Natury nie da się oszukać, więc przez większość podróży drzemię. Budzę się tuż po godzinie 5. Patrzę za okno i czekam kilka minut. Ooo – Szczecin! Czas na wysiadkę :). Na szczęście pociąg ma dwudziestopięciominutowy postój. Nie muszę się zatem martwić o to, czy zdążę wysiąść. Pobrałem miejscówkę do Szczecina, chociaż część wagonów jedzie do Świnoujścia, co mi bardzo pasuje. Dlaczego? Rozkład jazdy sprawdzałem w internecie, a tam oczywiście nie było informacji, że pociąg jedzie do Świnoujścia, tylko do Szczecina. Cóż… PKP.
Nie ma to jednak w zasadzie żadnego znaczenia, ponieważ miejsca w wagonach jadących do Świnoujścia jest pod dostatkiem. Rozsiadam się wygodnie w całkowicie wolnym przedziale i podziwiam widoki za oknem. Do Międzyzdrojów dojeżdżam tuż przed godziną 7.
Moje pierwsze wrażenie po przybyciu na dworzec jest… takie sobie. Szczerze mówiąc, po dworcu kolejowym w takiej miejscowości spodziewałem się więcej. Ale cóż… jest poranek, więc nie jestem jeszcze uprzedzony do miasteczka. No właśnie… jeszcze…
Gdzie można kierować swoje pierwsze kroki z dworca w takiej miejscowości, jak Międzyzdroje? Oczywiście – na plażę. I to właśnie droga na plażę, zanim na nią dotrę, zdąży obrzydzić mi miasto. Co mam na myśli? – już piszę. Idę w stronę parku. Na ulicy Światowida spotykam pierwszych pijanych osobników. Sprawiają wrażenie, jakby zaraz mieli zacząć się bić. Nie mam zamiaru tego oglądać, więc przyspieszam kroku. Myślę sobie – w parku odpocznę. Akurat! Ławki zajęte przez „turystów”, oczywiście pijanych. Zaczynam coraz bardziej zdawać sobie sprawę z tego, że to miejsce nie jest dla mnie. Najzwyczajniej w świecie – to nie moje klimaty.
Z parku do molo już tylko rzut beretem. Wejście zamknięte, ale można wejść od strony plaży, co też czynię. Jak myślicie… jaki widok ukazuje się mym oczom u podstawy mola? Oczywiście! Impreza z browarami na plaży. Jest godzina 7.30…. Podobno dżentelmeni nie piją przed południem. A zresztą, co to ma do rzeczy, skoro panowie sączący chmielowy nektar na dżentelmenów zdecydowanie nie wyglądają. Jakaś pijana dziewczyna krzyczy do spacerowicza, aby się z nią wykąpał w Bałtyku. Sceneria jak z „Pamiętników z wakacji”. Zaczynam mieć powoli dość.
Po molo (poza grupką raczącą się złocistym trunkiem) spacerują pojedyncze osoby. O tej porze na pomoście przeważają wędkarze. To chyba jedyny pozytyw zwiedzania Międzyzdrojów o tej porze: brak dzikich tłumów. Z molo roztacza się bardzo ładny widok na wschód – strome wybrzeże, będące już pod ochroną Wolińskiego Parku Narodowego.
Porywista i chłodna morska bryza przyspiesza moje zejście z pomostu. Na Międzyzdroje postanowiłem przeznaczyć 2,5 godziny, więc pora zobaczyć coś innego, a nie tylko plażę.
Kurort znany jest w całej Polsce z tego, że latem przyjeżdżają tu gwiazdy i się lansują. Myślę sobie: a niech się lansują, mnie się tu nie podoba, więc nie będziemy sobie wchodzić w drogę. Ale pobyt w Międzyzdrojach, nawet taki krótki, bez obejrzenia Alei Gwiazd, to pobyt niepełny. Kieruję więc swe kroki ku niej – osławionej promenadzie, na której odcisnęły swe dłonie polskie gwiazdy. Nie mam w zwyczaju piszczeć, gdy widzę znanego aktora albo aktorkę, więc przechodzę aleją dość sprawnie.
Czas zobaczyć Woliński Park Narodowy. Zobaczyć… no właśnie… to dobre określenie, bo na pewno nie „zwiedzić”. Myślę, że gdy jeszcze kiedyś przyjadę do Międzyzdrojów, to ograniczę się tylko do zwiedzania parku narodowego. Nie molo, nie Aleja Gwiazd, nie deptak, ale właśnie Woliński Park Narodowy to coś, co mnie tu przyciąga i kusi. Korzystając ze szlaków, możemy przespacerować się wzdłuż wybrzeża lub odwiedzić pokazową zagrodę żubrów – co kto woli.
Czas wracać na dworzec. Po drodze zauważam kolejną rzecz, która ostatecznie zniechęca mnie do tego miejsca: dużo śmieci i potłuczonych butelek na chodnikach. Ja rozumiem, że jest niedzielny poranek, ale o godzinie 9 rano już powinno być posprzątane. W Krakowie takie rzeczy robi się ok. godz. 7. Ceny w sklepach do niskich nie należą, ale tego się już nie czepiam, bo kurorty rządzą się pod tym względem własnymi prawami.
Pociąg przyjeżdża punktualnie. Podróż do Świnoujścia zajmuje kilkanaście minut. Jako że głównym celem mojego wyjazdu był Festiwal Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze, to najdalej na północny zachód wysunięte miasto w Polsce zdążę tylko „musnąć”. Mam tu do zagospodarowania jeszcze mniej czasu niż w Świnoujściu, bo tylko 1,5 godziny.
Swe pierwsze kroki z dworca kolejowego kieruję w stronę promu, kursującego pomiędzy dwiema częściami miasta: położonym na wyspie Wolin – Warszowem i Świnoujściem „właściwym”, położonym na wyspie Uznam. Jest to darmowa przeprawa, kursująca co 20 minut. Mogą z niej skorzystać także zmotoryzowani pasażerowie. Czas potrzebny na pokonanie Świny to niecałe 10 minut. Sam prom jest niewątpliwie atrakcją turystyczną, ale domyślam się, że dla mieszkańców Świnoujścia, zmuszonych do notorycznego korzystania z niego, może to być uciążliwe, choć do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Spacer po lewobrzeżnej części miasta ograniczam do parku i okolic. W porównaniu do Międzyzdrojów, Świnoujście wydaje mi się być ciekawszym miastem. Może to tylko moje wrażenie, ale właśnie takie mam odczucia. Coś w tym jednak musi być, skoro miejska atrakcja, jaką jest Fort Gerharda, znalazł się na liście 7 nowych cudów Polski, ogłoszonych przez wspomniany wcześniej znany miesięcznik podróżniczy.
Dlaczego czuję się tutaj wyjątkowo? Na pewno dlatego, że jest niedziela, a we wtorek byłem… w Ustrzykach Górnych, oddalonych od Świnoujścia o ponad 1000 km. Dwa skrajne bieguny Polski odwiedzone przeze mnie w ciągu tygodnia. Lubię takie skrajności. To był kolejny powód, aby odwiedzić to miasto przy okazji wypadu do Zielonej Góry. „Przy okazji” – znowu dobre określenie. Zieloną Górę od Świnoujścia dzieli w końcu ponad 300 km :).
Na uznamską stronę Świnoujścia przybyłem promem „Bielik II”. Powracam promem „Bielik III”. Powoli zmierzam w kierunku dworca kolejowego. Kończy się miły, weekendowy wypad. Przede mną 11,5 godziny spędzone w pociągu ze Świnoujścia do Krakowa.
Pociąg, mimo długiej trasy, przyjeżdża do Krakowa punktualnie o godzinie 22.52. Podróż mija bez specjalnych przygód. Mój uśmiech na twarzy wywołuje tylko sytuacja z Poznania, w którym wsiadają dwie dzewczyny. Mają miejscówki w naszym przedziale, w którym wszystkie miejsca są zajęte. Już chcą reklamować bilet u konduktora, narzekają non stop na polskie koleje, aż w końcu okazuje się, że… mają bilety na inny dzień :D. Teraz zaczyna się narzekanie na pana w kasie, który sprzedał im bilet. Bynajmniej nie bronię kasjera, ale gdy kupuje się bilety, to wypada sprawdzić, czy wszystko się zgadza. W końcu nie kosztują mało.
Z dworca w Krakowie idę na ul. Kopernika, a stamtąd już prosto do Zabierzowa. Jak ja lubię się zmęczyć, a potem paść na łóżko i spać bez ograniczeń… Więcej takich weekendów!
Galeria zdjęć z Międzyzdrojów i Świnoujścia do obejrzenia tutaj
Świetna fotorelacja. Zapraszam również do umieszczania swoich wpisów na portalu o Pobierowie w sekcji news , gdzie można podzielić się swoimi wrażeniami i opiniami z wakacji nad Morzem Bałtyckim. Na redaktorów czekają różne konkursy z nagrodami.