W drodze na Festiwal Piosenki Rosyjskiej 2013, zwiedzanie Gniezna
W pociągu poznaję mieszkańca Zielonej Góry, jadącego do Torunia. Kiedy mówię mu, że wybieram się na Festiwal Piosenki Rosyjskiej do tego miasta i że przyjechałem w tym celu aż spod Krakowa, jest bardzo zaskoczony, aczkolwiek zdecydowanie pozytywnie. Podróż do Gniezna trwa około pół godziny, więc nie mamy okazji do dłuższej rozmowy, której tematem są stosunki polsko-rosyjskie i ogólne postrzeganie Rosjan w Polsce. Na szczęście trafiam na osobę, która ma o Rosjanach dobre zdanie i nie muszę słuchać po raz kolejny, jacy to Rosjanie są źli itp. Z pewnością ma na to wpływ fakt, że znajomy z pociągu miał okazję pracować kiedyś z Rosjanami i pamięta ich jako bardzo sympatycznych ludzi.
Czas wysiadać. 50 km, które dzieli Poznań i Gniezno, mija bardzo szybko. W byłej stolicy Polski jestem właściwie po raz pierwszy. Dlaczego „właściwie”? Dlatego, bo do wizyty w tym mieście z pewnością nie można zaliczyć przejazdu pociągiem nocnym z Wrocławia do Władysławowa sprzed 6 lat, kiedy to moje „zwiedzanie” Gniezna ograniczyło się do podziwiania tabliczki z nazwą miejscowości na dworcu PKP.
À propos dworca kolejowego… Tego miejsca na pewno nie można zaliczyć do wizytówki miasta. Kilkudziesięciotysięczne miasto i była stolica Polski zdecydowanie zasługuje na piękniejszy obiekt, a nie architektoniczny relikt poprzedniej epoki – socrealizmu. Pobliski dworzec autobusowy niestety dorównuje „pięknem” swojemu pociągowemu odpowiednikowi. Na szczęście w Gnieźnie jest wiele piękniejszych zabytków do zwiedzania. Nie tracąc czasu, zmierzam w kierunku Muzeum Początków Państwa Polskiego, które znajduje się w zachodniej części miasta.
Po drodze mijam pomnik poległych w okresie okupacji, w latach 1939 – 45. Ten gnieźnieński monument, znajdujący się w Parku Kościuszki, pamięta jeszcze czasy Stalina. To niestety nie jedyny przykład pozostałości po latach 1945 – 1989 w architekturze miasta. Takie elementy krajobrazu rażą w oczy. Po prostu nie da się ich nie zauważyć. Szkoda, że istnieją w takiej ilości w takim mieście, jak Gniezno.
Kiedy już prawie dochodzę do parku nad jeziorem Jelonek, po prawej stronie zauważam nowoczesny budynek Kolegium Europejskiego, będącego pozawydziałową jednostką Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jakże ta budowla kontrastuje z pobliskim Muzeum Początków Państwa Polskiego, które – a jakże! – jest kolejnym przykładem paskudnej socrealistycznej architektury. Z zewnątrz nie zachęca do odwiedzin. Od wewnątrz – również. Po takim muzeum oczekiwałem czegoś więcej. Umieszczony obok muzeum pomnik Bolesława Chrobrego i Mieszka I dorównuje „urodą” sąsiedniemu „pudełkowi zapałek”, bo takie skojarzenia przychodzą mi do głowy, gdy na to patrzę.
Zniesmaczony widokiem muzeum, postanawiam udać się nad pobliskie jezioro Jelonek, znad którego roztacza się najpiękniejszy w mieście widok na Archikatedrę Gnieźnieńską. Alejka spacerowa przebiegająca wokół całego jeziora jest idealnym miejscem na odpoczynek, co umożliwiają rozmieszczone co jakiś czas ławki. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko skorzystać z tej możliwości i usiąść na chwilę.
Po kilkunastu minutach ruszam dalej. Moim kolejnym przystankiem na trasie jest cel wszystkich wycieczek odwiedzających Gniezno, a mianowicie Archikatedra Gnieźnieńska. Dojście do niej znad jeziora zajmuje kilka minut.
Cóż można napisać o tej świątyni? Wzniesiona w stylu gotyckim była świadkiem koronacji kilku królów Polski. Obecnie posiada status Pomnika Historii. Jest główną świątynią arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, a zarazem prymasostwa polskiego (arcybiskup gnieźnieński, zgodnie ze starym, XV – w. zwyczajem pełni jednocześnie funkcję Prymasa Polski).
Zwiedzanie tej jednej z najważniejszych polskich katedr zaczynam od wieży, na którą można wejść. Kwota 3 zł, jaką trzeba zapłacić za wstęp nie jest wygórowana, a widoki z góry wynagradzają wysiłek, jaki musimy włożyć w dotarcie na najwyższy poziom. Szczególne wrażenie robią jeziora, których w Gnieźnie jest kilka. W połączeniu z zabudową Starego Miasta gród Lecha prezentuje się z lotu ptaka całkiem dobrze.
Teraz pora na zwiedzanie samej archikatedry. Nie będę wymieniał wszystkich kaplic, które znajdują się w świątyni, bo nie o to chodzi. Wspomnę jedynie o konfesji św. Wojciecha, w której umieszczone są relikwie patrona Polski, zamordowanego w 997 r.
Postanawiam zwiedzić także podziemia archikatedry oraz sławne Drzwi Gnieźnieńskie, a tu… niespodzianka. Organizacja i system sprzedaży biletów na obie atrakcje jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Można wchodzić tylko z przewodnikiem, który kosztuje 20 zł. Jeżeli więc ktoś przychodzi poza sezonem i jest sam, musi zapłacić całą sumę. Chyba że będzie czekał aż przyjdzie 5 osób i wtedy kupią razem bilet rodzinny na 6 osób. Innej możliwości nie ma. Osobiście nie widzi mi się płacić 20 zł, więc czekam około 15 minut na innych turystów. Na szczęście jest długi weekend i nie ma z tym problemu, co nie zmienia faktu, że jestem lekko zniesmaczony. Można było to rozwiązać w inny sposób. Rozumiem sytuację, w której określona ilość osób zamawia przewodnika na konkretny dzień i godzinę w przypadku, gdy nie jest to obowiązkowe, ale w sytuacji, gdy nie ma innej możliwości zwiedzania danego miejsca, uważam to za zwykły wyzysk.
Drzwi gnieźnieńskie, na których przedstawiono sceny z życia św. Wojciecha powinien zobaczyć każdy. Podziemia archikatedry – niekoniecznie. Dla osób, które interesują się szczególnie archeologią – polecam. Dla reszty turystów ciekawe mogą być tylko trumny z pochowanymi w środku prymasami Polski (m.in. znanego bajkopisarza – Ignacego Krasickiego).
W świątyni spędzam około godziny, Nie żałuję jednak tego czasu. W końcu jestem w jednym z najważniejszych miejsc związanych z polską państwowością. I nie ważne, czy ktoś jest katolikiem czy nie. Po prostu: każdy Polak powinien odwiedzić to miejsce.
To nie jedyny kościół w Gnieźnie, który warto zwiedzić, ale z pewnością najpiękniejszy. To sprawia, że pozostałe świątynie po obejrzeniu archikatedry nie robią już na mnie takiego dużego wrażenia. Odwiedzam Kościół Wniebowzięcia NMP, Kościół św. Jerzego oraz Kościół św. Trójcy.
Widoczne na zdjęciu obok rondo, z przylegającym do niego budynkiem urozmaica architekturę miejską. Zastanawiam się nad logiką takiego rozwiązania i już wiem! Rondo powstało dlatego, aby kierowcy zwalniali i podziwiali ten piękny budynek przez dłuższą chwilę! :). A mówiąc poważnie… wypadałoby coś z tym zrobić…
Podążam w kierunku rynku. Po dzisiejszej wizycie na jego poznańskim odpowiedniku, ten gnieźnieński nie robi na mnie oszałamiającego wrażenia. Jest po prostu ładny, ale nie przepiękny. Odkrywam jednak duży plus tego miejsca: można tu zjeść danie dnia za 10 zł! Spróbujcie zrobić to samo na rynku w Poznaniu – niewykonalne!
Gniezno zwiedzone. Pora skierować się w stronę dworca PKP. Do odjazdu pozostało jeszcze pół godziny, więc odpoczywam i posilam się w Parku Kościuszki. Jakie wrażenia z Gniezna? Pozytywne, ale łyżką dziegciu w beczce miodu jest socrealistyczna architektura, która jest w Gnieźnie nazbyt widoczna.
Pociąg przyjeżdża znowu punktualnie. Całe szczęście, bo nie chciałbym się spóźnić na festiwal, a i Zielona Góra jako miasto wydaje mi się interesująca. Wsiadam do pociągu i zajmuję swoje miejsce. Przede mną 2,5 godziny podróży. Zielona Góro – przybywam!
Galeria zdjęć z Gniezna do obejrzenia tutaj