W drodze na Festiwal Piosenki Rosyjskiej 2013, zwiedzanie Poznania
Swoją relację z wyprawy do Rosji przerywam wpisami „na czasie”, związanymi z ostatnim Festiwalem Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze, który odbył się 17 sierpnia.
Pod koniec lipca, ni stąd, ni zowąd odrodziła się w mojej głowie zapomniana idea, aby wybrać się na Festiwal Piosenki Rosyjskiej do Zielonej Góry. Od czasu reaktywacji festiwalu w 2008 roku, jak dotąd miałem okazję oglądać go tylko w telewizji. No cóż… Zielona Góra nie jest za blisko Krakowa. To ponad 400 km, więc niewiele bliżej niż do Wiednia. W końcu postanowiłem! – w tym roku muszę się tam stawić osobiście! Tym bardziej, że w tamte rejony rzadko się zapuszczam.
Kupno biletu w kasie Zielonogórskiego Ośrodka Kultury nie wchodziło w rachubę, więc nie pozostało mi nic innego, jak zakupić bilety przez internet w systemie abilet. Koszt – 30 zł. Cena nie odstraszała, więc nie wahałem się z podjęciem ostatecznej decyzji. Bilety na Festiwal, podobnie jak na inne imprezy, które odbywają się w zielonogórskim amfiteatrze – nie są numerowane. Pisząc prościej: kto pierwszy pojawi się na bramkach wejściowych – ten lepszy.
Przed wyjazdem pozostała do rozwiązania tylko jedna kwestia: czym ja tam właściwie dojadę? Koszt paliwa w dwie strony mnie zdecydowanie odstraszał. Mimo przyjemności, jaką odczuwam z prowadzenia auta, to kwota 150 zł, które miałbym wydać na przejazd w dwie strony skutecznie mnie zniechęcała. Postanowiłem więc opublikować ogłoszenie w serwisie carpooling i czekać, czy ktoś przypadkiem nie planuje podróży w tym samym czasie. Wcześniej, podczas moich wyjazdów do Warszawy aż trzykrotnie udało mi się znaleźć chętnych na przejazd, co znacząco obniżyło koszty podróży.
Niestety, tym razem nie było tak kolorowo i byłem zmuszony skorzystać z wyjścia awaryjnego, a więc PKP. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że bilet z Krakowa do Zielonej Góry w dwie strony kosztuje ponad 80 zł! To mnie nie urządzało. Przypadek sprawił, że przypomniałem sobie o ofercie, jaką jest Bilet Podróżnika na pociągi TLK, z którym możemy podróżować od godz. 19 w piątek do godz. 6 w poniedziałek rano. Bilet ten kosztuje 74 zł i uprawnia do pobrania bezpłatnych miejscówek na przejazd.
Postawiłem wykorzystać ten fakt i odwiedzić inne miejsca poza Zieloną Górą. Moja natura podróżnika wzięła górę. Nie mogłem nie wykorzystać możliwości, jakie daje ten bilet. Kilka godzin przeglądałem rozkłady jazdy i czasy przesiadek. Chciałem zobaczyć jak najwięcej i zwiedzić miasta, w których jeszcze nie byłem. W końcu plan podróży został ustalony: Kraków – Poznań – Gniezno – Zielona Góra – Międzyzdroje – Świnoujście – Kraków. 1808 km w 3 dni, czyli tyle, co z Krakowa do Neapolu :). Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na piątek, 16 sierpnia.
Wyjeżdżam z Zabierzowa ok. 19.45. Parkuję na ul. Kopernika i stamtąd udaję się na dworzec kolejowy. Kolejka do kas przypomina mi realia PKP. Stoję w niej ponad 20 minut. W końcu udaje mi się zdobyć upragniony bilet wraz z miejscówką. Nie będę więc musiał spać w nocy na korytarzu, co do przyjemności na pewno nie należy.
Pociąg już czeka na stacji. I tutaj kolejne zaskoczenie: w internetowym rozkładzie jazdy i na tablicy świetlnej funkcjonuje pod nazwą „Pomerania” i odjeżdża z Krakowa Głównego, a tablica na pociągu informuje, że nazywa się „Przemyślanin” i przyjechał aż z Przemyśla… Cóż… muszę przez najbliższe 3 dni przestawić się na logikę PKP. Nie widzę jednak innego pociągu do Świnoujścia w pobliżu, więc wsiadam do niego bez obaw, no, prawie bez obaw :D.
W środku czeka na mnie ośmioosobowy przedział. Każde miejsce zajęte… Komfortowa podróż to nie będzie, ale cóż… Trzeba się z tym pogodzić. Dobrze zrobiłem, że kupiłem od razu miejscówkę na pociąg ze Świnoujścia do Krakowa na niedzielę – przy oknie. Będę miał święty spokój i nie będę się denerwował o miejsce. Kończy się długi weekend, więc może być tłoczno.
Odjazd na szczęście bez opóźnienia. Mam nadzieję, że do Poznania również przybędziemy punktualnie. Nasza trasa przebiega przez Katowice, Bytom, Tarnowskie Góry, Kluczbork, Ostrów Wielkopolski i Jarocin. Skład zmierza dalej do Świnoujścia, a ja wysiadam zgodnie z planem w Poznaniu. Dwudziestominutowy postój w polu między Lublińcem, a Kluczborkiem na szczęście został nadrobiony i w mieście koziołków jestem punktualnie o 6.17.
Sam dworzec i jego okolice sprawiają dużo lepsze wrażenie niż to sprzed trzech lat, kiedy ostatni raz z niego korzystałem. Odnowiony budynek już nie straszy, jak jego poprzednik.
Biorę mapę w swoje ręce i mijam wielki plac budowy, jakim wciąż jest obszar pomiędzy dworcem kolejowym i autobusowym. Pierwsze kroki kieruję w stronę Starego Browaru – swoistego połączenia centrum handlowego z galerią sztuki. W ostatnim plebiscycie na 7 nowych cudów Polski, organizowanego przez magazyn National Geographic Traveler, Stary Browar zajął pierwsze miejsce. Jest dość wcześnie rano, więc centrum jest jeszcze zamknięte, ale gdy będę tu wracał za 1,5 godziny na pewno tu wstąpię.
Poznań to miasto, w którym prawie zawsze jestem przejazdem. W ciągu kilku razy, kiedy odwiedzałem to miasto, tylko raz przyjechałem tu specjalnie. Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżam, podoba mi się coraz bardziej, ale na pewno nie tak bardzo, jak Kraków, Wrocław, Toruń, Zamość czy Lwów. Widać, że sporo się tu dzieje. Gdyby Poznań leżał w górach, na pewno zrobiłby na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie :).
Spod Starego Browaru idę w stronę rynku, ulicą Półwiejską. To, co podoba mi się w Poznaniu, a czego coraz mniej jest w Krakowie to stare, brukowane ulice. Podczas, gdy w Krakowie starą kostkę zastępuje się nową, importowaną, nie pasującą do klimatu miasta, w Poznaniu większość ulic na Starym Mieście jest oryginalnie wyłożona starym materiałem (oczywiście nie podejrzewam, by zachowała się przez kilka wieków, ale pasuje do klimatu Starego Miasta i nie razi w oczy, jak turecki wapień na krakowskim rynku, który już się rozpada).
Symbolem poznańskiego rynku jest oczywiście renesansowy ratusz. W południe możemy na nim oglądać dwa trykające się koziołki. Według mnie, ratusz poznański jest trzecim (po zamojskim i wrocławskim) najpiękniejszym ratuszem staromiejskim w Polsce.
Opodal ratusza znajduje się studnia Bamberki. Przedstawia ona postać winiarki z nosidłem i konwiami, używanymi do transportu wina. Modelka, która pozowała do rzeźby nie należała jednak do potomków Bambrów (Polaków pochodzenia niemieckiego, zamieszkujących okolice Poznania), choć jest ubrana w strój bamberski. Już za dwa lata, w 2015 roku pomnik będzie obchodził swoje setne urodziny.
Z rynku Starego Miasta, który otaczają przepiękne, kolorowe kamieniczki (wiele z nich z podcieniami), podchodzę pod barokową Farę Poznańską, wyróżniającą się z otaczających budynków charakterystyczną, ceglastą barwą. Polecam wejść do środka świątyni – wnętrze naprawdę robi duże wrażenie.
W pobliżu fary, na Placu Kolegiackim spotykam dwa koziołki. Jeżeli nie jesteśmy w Poznaniu w godzinach południowych, a chcemy koniecznie zobaczyć przedstawicieli gatunku, będącego symbolem miasta, możemy to zrobić właśnie tutaj. Plac jest jednym z piękniejszych miejsc w Poznaniu. Zieleń, kwiaty i otaczające go budynki sprawiają, że warto się tu zatrzymać więcej niż na chwilę.
Obieram azymut na wyspę – Ostrów Tumski. Tak, tak, większość z nas kojarzy Ostrów Tumski z Wrocławiem, ale wyspa o tej nazwie znajduje się także w Poznaniu i odnajdziemy tam jedną z najstarszych świątyń Polski.
Archikatedra jest miejscem pochówku pierwszych władców Polski. Pierwszy kościół na tym miejscu istniał już w II połowie X w. To tutaj najprawdopodobniej ochrzcił się Mieszko I. Świątynia zachowała swój gotycki styl i jest jednym z symboli Poznania. To obowiązkowy punkt dla kogoś, kto interesuje się historią Polski, a tak naprawdę dla każdego Polaka.
Wracam przez Stare Miasto do Starego Browaru. Jest punktualnie godzina 8. Już otwarte! Wchodzę! Jestem ciekaw, czy to miejsce zasługuje na miano cudu Polski.
Jakie wrażenia? Pozytywne. Nie ma w Polsce innego centrum handlowego, które dałoby się tak po prostu zwiedzać. Poznański Stary Browar jest wyjątkiem na skalę nie tylko polską, ale i wschodnioeuropejską. Zazwyczaj wielkie galerie handlowe są budowane w podobnym stylu, z wielką ilością szkła i architektonicznego bezguścia. Miejsce, w którym się znajduję wygląda dobrze nie tylko od środka, ale i z zewnątrz. To przykład połączenia biznesu ze sztuką i dowód na to, że jest to możliwe bez wzbudzania odrazy w odwiedzających (przynajmniej takie jest moje zdanie). Na zwiedzanie Starego Browaru można się odpowiednio wcześniej umówić z przewodnikiem.
Podsumowując: czy to miejsce zasługuje na to, aby być jednym z cudów Polski? Myślę, że tak, bo jest to coś wyjątkowego w naszym kraju. Czy zasługiwało na to, aby zająć pierwsze miejsce w plebiscycie? Dla mnie – mimo wszystko nie. Obiekt robi wrażenie, ale w moim odczuciu są ciekawsze miejsca w Polsce, jeszcze nie odkryte przez większość ludzi.
O 8.38 odjeżdża mój pociąg do Gniezna. Opuszczam więc Stary Browar i kieruję się w stronę dworca kolejowego. Jak na dwie godziny, które miałem do zagospodarowania w mieście – i tak zobaczyłem sporo. Pociąg wjeżdża na stację bez opóźnienia. Czas na pierwszą stolicę Polski!
Galeria zdjęć z Poznania do obejrzenia tutaj