Rosja 2008 – przed wyjazdem na Płw. Kolski

Jest pierwsza połowa marca 2008 r, jedenasty albo trzynasty – już nie pamiętam. Sala na drugim piętrze szacownego budynku A0 Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Za chwilę nastąpi losowanie 15 osób, które spośród prawie 40 chętnych na praktyki z kartografii na Półwyspie Kolskim w Rosji, będą miały szczęście.

Nadchodzi chwila prawdy. Pierwszeństwo mają osoby ze stypendium po pierwszym roku studiów. One dostają się od razu. Było lepiej zdać ten egzamin z matematyki od razu w czerwcu, a nie męczyć się we wrześniu… Pani doktor losuje kartki z numerami przyporządkowanymi każdej osobie. A więc o tym, kto pojedzie, zdecyduje miejsce zajęte na sali. Zaraz się przekonamy, czy jestem w czepku urodzony. Pani doktor wyciąga pierwszy numer.
– 15! – pada donośnym głosem. Nie, to niemożliwe…, ale żeby już, tak od razu? w pierwszym losowaniu?! 😀 Nie wierzę! Jadę do Rosji! Początkowo naprawdę nie mogę w to uwierzyć. Dopiero po kilku sekundach szepcę jakby do siebie:
– To ja…

Być może dlatego, że nie do końca jestem świadomy tego, co się dzieje, nie widać po mnie specjalnie radości z tego powodu. Ale w rzeczywistości rozsadza mnie od środka. Dopiero, gdy losowanie się kończy, mogę odetchnąć. Zaczynam przyzwyczajać się do tej cudownej myśli. Przede mną białe noce za kołem podbiegunowym. Gdybyśmy mieli wyjazd dzień wcześniej, mógłbym się pochwalić, że zobaczę dzień polarny. Niestety akurat będziemy tam pierwszego dnia, gdy słońce znajdzie się już za linią horyzontu. Nie ma jednak co narzekać. Przez 24 godziny na dobę będzie jasno! Będzie przygoda!

Ale tak w ogóle… jak to się stało, że znalazłem się w tej szczęśliwej dla mnie sali, jako jeden z około 40 innych studentów? Przecież na roku jest nas o wiele więcej… Otóż, zasada była prosta: każdy chętny na praktyki zagraniczne z kartografii musiał stawić się na spotkaniu organizacyjnym, na którym omawiano ogólne zasady. Do wyboru poza Rosją były jeszcze następujące kraje: Słowacja, Niemcy, Chorwacja, Rumunia i Ukraina.

Stwierdziłem, że Niemcy mnie nie pociągają, Słowacja jest blisko, a w Chorwacji jest za gorąco. Zastanawiałem się tylko nad Rumunią i Ukrainą. Jako że planowałem się tam wybrać już od jakiegoś czasu, postanowiłem, że i tak tam kiedyś pojadę, a wyprawa na Półwysep Kolski jest okazją, która nieprędko może się powtórzyć. Państwo, do którego chciało się jechać, można było wybrać tylko jeden raz. W przypadku braku szczęścia w losowaniu, pozostawały praktyki w Polsce – w okolicy Krakowa… To mnie zdecydowanie nie urządzało! Rosja kusiła niemiłosiernie! Nasza kochana Pani doktor od kartografii, prezentując zasady praktyk na „Koli” tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko wpisać się na listę i pójść na wspomniane wcześniej losowanie…

Do wyjazdu pozostały 4 miesiące. Z jednej strony dużo, a z drugiej mało. Przygotowania do wyprawy trzeba zacząć od zaraz. Każdy, no… prawie każdy bierze udział w wielkiej akcji pt. „Praktyki z kartografii na Półwyspie Kolskim – 2008”. Co jakiś czas spotykamy się w naszej „szczęśliwej” sali i uzgadniamy szczegóły wyjazdu, dzielimy się na grupy, w których będziemy pracować, a Pani doktor opowiada o Rosji, nakręcając nas jeszcze bardziej. Namawia także do nabycia woalek przeciw komarom. Początkowo zapisuję się na listę chętnych do zakupu, ale w końcu zmieniam zdanie. Myślę sobie: „Komary za kołem podbiegunowym?! Wolne żarty!” Czy była to właściwa decyzja… cóż… wypada napisać w tym miejscu tylko tyle, że człowiek uczy się na błędach… 😀

Czas na wizy i bilety kolejowe. Podróżujemy pociągiem przez Białoruś, więc oprócz wizy rosyjskiej będzie nam potrzebna także ta białoruska – tranzytowa. Łukaszenka chce zarobić nawet na przejeździe przez swój kraj, mlekiem i miodem płynący. Cóż… nic się na to nie poradzi. O zaproszenia, które są konieczne do wyrobienia wizy rosyjskiej nie musimy się martwić. Załatwia je nam Murmański Państwowy Uniwersytet Techniczny. Będziemy nocować w rosyjskim akademiku w Apatytach – mieście, w którym siedzibę ma filia wydziału geologii wspomnianej uczelni. Rosyjski akademik… brzmi nieźle :).

Bilety na pociąg kupuje się z wyprzedzeniem. Na pierwszy odcinek podróży (pociągiem relacji Berlin – Sankt Petersburg, z Warszawy) bilety kupujemy w Krakowie. Na drugą część podróży (z sankt Petersburga do Apatytów) bilet kupuje nam Pani z Murmańska – znajoma Pani doktor. Będziemy podróżować tzw. „plackartą”, czyli wagonem bez przedziałów. Jak wygląda taka podróż, dowiecie się później. Bilety na wschodnioeuropejskie pociągi można kupować na 45 dni przed wyjazdem. Warto zrobić to jak najwcześniej, bo szybko się kończą. Szczególnie rozchwytywane są te najtańsze – w wagonie „plackartnym”.

Kolejne zadanie, które przed nami stoi, to przygotowanie wzoru na nadruk, który pojawi się na naszych praktykowych koszulkach. Zabierają się za to Ewa i Mateusz. Efekt końcowy możecie zobaczyć na końcu wpisu.

2 lipca, 11 dni przed wyjazdem do Rosji, jedziemy z Ewą do Warszawy, do ambasady białoruskiej przy ul. Wiertniczej, aby odebrać kilkadziesiąt paszportów z wizami: białoruskimi i rosyjskimi. To nawet dobrze, że Pani doktor poinformowała mnie o wartości tych wiz na czarnym rynku dopiero wtedy, gdy je przywiozłem do Krakowa. Niepotrzebnie byśmy się stresowali w trakcie odbioru :).

Przed wyjazdem kupuję nowy plecak, 75 litrowy. 50 litrów na trzytygodniową wyprawę to jednak trochę mało. Tym bardziej, że jako geolog mam zamiar przywieźć z powrotem ciekawe okazy skał, na co bardzo liczę. Przy okazji rezerwuję bilety na pociąg do Warszawy (tym razem w stolicy nie wyjdziemy na powierzchnię – mamy tam tylko przesiadkę… na szczęście…, no dobra, niech będzie, że żartowałem :D).

Do wyjazdu na praktyki z kartografii odliczam dni, godziny, minuty… Przygodo witaj!

koszulka na praktyki z kartografii geologicznej na półwyspie kolskim w rosji
Nasza koszulka praktykowa
« (Poprzedni post)


Skomentuj

© 2024: Paweł Łacheta | Travel Theme by: D5 Creation | Powered by: WordPress