Gruzja – dzień 5 – powrót do Polski
Kierowca marszrutki do Tbilisi nie odbiega prezentowanym stylem jazdy od przeciętnego Gruzina. Po zmroku jeszcze nie jeździliśmy. Tylko się cieszyć wypada, że deszcz nie pada, bo emocje byłyby jeszcze większe…
Po ok. pół godzinie jazdy – zator na drodze. Wygląda na wypadek, ale po kilku minutach wszystko się wyjaśnia. Ciężarówki lekko otarły się o siebie. W ogóle po nich nie widać, że coś się stało. Całe szczęście, bo tylko tego by nam brakowało, żeby spóźnić się przez wypadek na lotnisko, choć zapas czasu mamy całkiem spory.
Podróż umila nam rosyjska muzyka, która leci z głośników. Nasze powieki stają się coraz cięższe, ale nie możemy przespać naszego przystanku, bo byłby problem 🙂 . W końcu, po ok. 2 godzinach jazdy zatrzymujemy się na lotnisku w Kopitnari.
Wchodzimy do środka. Myśleliśmy, że rozłożymy się na fotelach, ale nie ma tak dobrze. Noc na lotnisku postanowiła spędzić chyba większość turystów, którzy wracają teraz do Polski. Wszystkie najlepsze miejsca są pozajmowane. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko zająć miejsce „na glebie”. W oczekiwaniu na odprawę zajadamy się iryskami, które wzięliśmy z Polski na zapas, aby w razie czego odwdzięczyć się Gruzinom, ale skończyło się na rozdaniu pocztówek i krówek, dzięki czemu możemy teraz cieszyć nasze podniebienia 🙂
Odprawa na lotnisku Kopitnari jak dotąd odbywa się offline, co ma ten plus, że po locie zostaje nam pamiątka w postaci biletu. Po raz kolejny uwagę przykuwa moja rosyjska wiza. Tym razem obywa się jednak bez zbędnych pytań i spokojnie możemy czekać na odlot.
Z samolotu podziwiamy po raz ostatni Kaukaz, wraz z jego najwyższym szczytem – Elbrusem. Gdy skręcamy w stronę Ukrainy, niebo zasnuwają chmury. Nie ma widoków, więc postanawiam się choć trochę przespać. W Polsce pogoda zupełnie odmienna od tej, podczas której wylatywaliśmy. Całe szczęście, że już nie pada, bo podczas mojej nieobecności w rodzinnym Zabierzowie wylała Rudawa, zresztą nie po raz pierwszy w tym roku…
Powrót z Pyrzowic do Krakowa przebiega sprawnie. Najpierw autobusem miejskim, w którym kasownik sprawia wrażenie, jak gdyby kasował bilety tylko wybranym pasażerom, którzy są w stanie włożyć je głęboko, a potem autem z Bytomia. Na szczęście samochód jeszcze stoi, kół również nie ubyło, więc można jechać. Podwożę Mateusza na Bronowice i wracam do siebie.
Skończyła się fantastyczna przygoda, której idea powstała spontanicznie pewnego majowego poranka. I mimo tego, że trwała bardzo krótko, bo tylko 4 doby, to i tak sprawiła, że obaj zakochaliśmy się w tym kraju. Jeżeli kiedyś nadarzy się okazja, z pewnością nie będziemy się zastanawiać, tylko ponownie odwiedzimy Gruzję. Następnym razem będzie to już jednak konkretny rejon. W moim przypadku – zapewne Swanetia lub Chewsuretia (zamiłowanie do gór robi swoje).
Jeżeli jeszcze się wahacie, mogę napisać tylko tyle: jedźcie! Jedźcie jak najszybciej, bo za rok Gruzja może być już innym krajem. Korzystajmy z okazji, którymi są tanie loty z Katowic i Warszawy do Kutaisi. Ale pamiętajmy o jednym. To my – turyści mamy wpływ na to, jak będą nas odbierać za granicą. Wszędzie, ale w Gruzji szczególnie, bo ludzie są wyjątkowym bogactwem tego kraju. Nie wykorzystujmy ich dobroci i życzliwości na każdym kroku i starajmy się odwdzięczać, choćby drobiazgami. Gruzini to docenią, a my będziemy się z tym czuć lepiej.
Galeria zdjęć z Gruzji do obejrzenia tutaj
Opis wyjazdu po Gruzji bardzo ciekawy, znacznie lepszy niż klasyczne opowieści z „utartego szlaku”. Na przyszłość polecam poświęcić też dzień na wypad do Erywania. W ramach zachęty, kilka zdjęć tego magicznego miasta! 😉 http://odlotowe-podroze.blogspot.com/2016/08/32-godziny-w-erywaniu-w-11-zdjeciach.html
Dziękuję :). Armenię z całą pewnością również chciałbym odwiedzić, a jej stolica nadaje się na idealny punkt wypadowy do zwiedzania tego kraju, choć, tak jak napisałeś, nie jest to Londyn czy Paryż.
Pozdrawiam!
Ładne zakończenie – zgadzam się 😉
Jestem tylko ciekaw, jak zmieniła się Gruzja przez te kilka ostatnich lat, od kiedy pojawiły się tanie loty… . Cóż… zawsze jest to kolejny motyw do tego, aby znów tam polecieć ;).
Pozdrawiam!
No pewnie, że tak!
Pozdrawiam serdecznie 🙂