Gruzja – krótko przed wyjazdem…
Patrzę za okno. Od północnego wschodu do Zabierzowa zbliża się potężna burza z ulewą. Jest godzina 18. Za półtorej godziny musimy z Mateuszem wyjechać do Bytomia i zostawić tam auto. Gdyby nie to, deszcz by mi specjalnie nie przeszkadzało. Ale że leje jak z cebra i nie za bardzo chce przestać, to atmosfera robi się z lekka nerwowa. Odbieram Mateusza z dworca w Zabierzowie i przez chwilę siedzimy u mnie w domu.
W końcu czas ruszać na przygodę! Pogoda po raz kolejny zachęca, aby wyjechać gdzieś daleko. Tym razem to Gruzja!
Dlaczego wybór padł akurat na kraj winem płynący? Pewnego poranka wywęszyłem tanie loty z lotniska w Pyrzowicach. Gruzja była zupełnie nowym kierunkiem z tego portu. Stwierdziłem zatem, że skoro mnie tam jeszcze nie było, trzeba coś z tym zrobić. Między pierwszą myślą o podróży, a zakupem biletu minęła niecała godzina.
Jedyne, co wówczas wiedziałem o Gruzji, to to, że jej stolicą jest Tbilisi, nad Morzem Czarnym są znane z piosenki Filipinek herbaciane pola Batumi, a na północy znajduje się potężny masyw Kaukazu. W głowie siedział mi też obraz ostatniej wojny z 2008 r. z Rosją. Poza tym, Gruzja była dla mnie jedną, wielką niewiadomą. Dwa dni po zakupie biletów oficjalnie do wyprawy dołączył Mateusz. W ten sposób zaczyna się ta historia.
Około 19.45, po uruchomieniu silnika kierujemy się na Bytom. Jazda w ulewie do przyjemności z pewnością nie należy, ale jazda po ciemku przez basen na drodze to już wyższa szkoła jazdy. Na szczęście silnik dzielnie opiera się zalaniu i klucząc po drogach GOP-u w końcu parkujemy w pobliżu dworca PKP w Bytomiu.
Tam czeka już na nas bezpośredni autobus nr 85 na lotnisko w Pyrzowicach. Przejazd trwa ok. 1 godziny. Przez ten czas zastanawiamy się, czy ten gruchot, ruszający po każdym zatrzymaniu ledwo z trzeciego biegu i wydający z siebie odgłosy nieziemskiego cierpienia, dowiezie nas na czas na lotnisko. Leciwa maszyna szczęśliwie nas nie zawodzi i po godzinie 23 jesteśmy już w Pyrzowicach.
Samolot startuje zgodnie z planem – 10 minut przed godziną 1. Swoje plany odnośnie snu na pokładzie muszę jednak szybko zweryfikować. Po pierwsze, uaktywnia się po raz kolejny moja przypadłość, polegająca na trudności z zasypianiem podczas podróży. Po drugie, piękne stewardessy, których widok w zaśnięciu na pewno nie pomaga. 🙂 Rankiem obudzimy się już na nowym kontynencie.
[…] się choć trochę przespać. W Polsce pogoda zupełnie odmienna od tej, podczas której wylatywaliśmy. Całe szczęście, że już nie pada, bo podczas mojej nieobecności w rodzinnym Zabierzowie […]